SEA OF MEMORY
L.Joe & Ricky
Story
Skąd ja cię znam? Bynghyun zadawał sobie nurtujące pytanie, wpatrując się w czekoladowe oczy dziewczyny. Miał wrażenie, jakby już je gdzieś widział, jakby te oczy ścigały go w jego wspomnieniach.
- ...prawda? - Spytała nagle brunetka, wyczekując odpowiedzi.
L.Joe nie kontaktował, więc zaczęła mu machać ręką przed oczyma.
- Tak, tak! - Odezwał się niespodziewanie z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną jego reakcją, więc po prostu spuściła głowę w geście rozczarowania. L.Joe poczuł, że powinien się poprawić.
- Nie słuchałem...przepraszam... - Odparł ze skruchą - Po prostu cały czas zastanawiam się, skąd cię kojarzę. Skąd znam ten wyraz twarzy, twoje włosy, ton głosu... Właściwie, to co ja wygaduje?!
- ...rysy twarzy, delikatne dłonie... - Ciągnęła pod nosem brunetka, jakby wykradała mu epitety wprost z głowy, mimo rosnącego zakłopotania z jego strony.
Blondyn przestał czuć się skrępowany. Poczuł, że ona jednak rozumie go, jak nikt inny. W jednym momencie jego oczy zaświeciły się, a ciało wyprostowało. To chyba niemożliwe...Wpadł mu do głowy pomysł. Wstał, jak oparzony i nachylił się nad łóżkiem szpitalnym, szukając czegoś na jej głowie. Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty, zaczęła szamotać się i szarpać.
- Co ty robisz?!
- Szukam!
- Hej! My się chyba jednak za mało znamy! - Protestowała nieporadnie wymachując rękami.
L.Joe chwycił jedną z nich i przez chwilę stał w osłupieniu.
- Co? Znalazłeś? - Przeraziła się jeszcze bardziej, widząc zadowolenie w oczach blondyna, który zrobił się bardziej tajemniczy, niż wcześniej.
- Darlin? - Wypowiedział jej imię bardzo ostrożnie w obawie przed pomyłką, jednocześnie z nadzieją w głosie.
- Tak! - Zaśmiała się głośno - Tak, mam na imię Darlin! Ale... - Sprawiała wrażenie, jakby miała tysiąc pytań.
- Twoje znamię!
- Moje znamię? Skąd wiedziałeś, ze mam znamię na głowie?!
- Nie wiedziałem... to znaczy, nie myślałem, że to możesz być ty! - Nadal przestawał się uśmiechać i przysiadł się bardzo blisko dziewczyny. Wahał się niesamowicie, ale odwaga wzięła górę.. Przytulił ją i poczuł, że dziś jest innym L.Joe. Nie rozumiał tego, ale ona w magiczny sposób sprawiła, że się przełamał. W tej jednej chwili poczuł się szczęśliwy. Nie pamiętał tego uczucia, dlatego chciał się w nim pałać jak najdłużej. Brunetka natomiast analizowała. Ciężko jej było zrozumieć to, co się teraz działo, dlatego nie potrafiła odwzajemnić uścisku.
- Wiesz... nigdy nie pomyślałbym, że się jeszcze kiedyś spotkamy! - Rzekł Byunghyun rozluźniając ręce - A już na pewno nie w takim miejscu! - Dokończył uradowany.
- Chwila moment - Mrużyła oczy dziewczyna
- Byunghyun - Odparł radośnie chłopak - Pamiętasz mnie? Jestem Bynghyun! Chodziliśmy razem do tej samej klasy!
- To ty?! - Darlin otworzyła buzię ze zdziwienia - Niemożliwe! Ten Bynghyun?! - Wstała z łózka o mało nie potykając się o felerne białe krzesło.
Wpatrywali się w siebie oboje. L.Joe stał na jednej stronie pokoju, a ona na drugiej. Jedyną barierą dzielącą ich dwoje było łóżko. Gdyby ktoś, dziesięć lat wcześniej powiedział im, że dziś się spotkają, nie uwierzyliby.
_________________________________________________________________
Park o tej porze roku był miejscem najchętniej odwiedzanym przez mieszkańców Seulu. Słońce przygrzewało nawet najbledsze twarze i sprawiało, że aura dookoła zmieniała się na bardziej pozytywną. Nikt zatem nie potrafił zrozumieć fenomenu siedzących sztywno na pobliskiej ławce osób, ze zrzedniałymi minami. Byli tam tak nieobecni, że wydawać by się mogło, że to tylko hologramy, widma, nieistniejące istoty.Changhyun czuł okropną pustkę, która szczelnie go wypełniała. Nie miał pojęcia, co powinien dalej zrobić. Pójść do niej, wrócić do szpitala? Po co? Skoro to i tak niczego nie zmieni? Jak to możliwe, że ktoś, kogo kochał, nagle po prostu staje się nie osiągalny. Dlaczego nie czuł smutku, rozgoryczenia? Tylko pustkę? Czy to wszystko się już w nim wypaliło, nim się w ogóle zaczęło?! Sohori ani na chwilę nie przestawała pocieszać go, na przemian z opowiadaniem mu o stanie zdrowia Meidi. Wcale nie chciał tego słuchać. A ona robiła to chyba tylko po to, by uniknąć ciszy, której oboje się bali.
- Najgorsze jest w tym wszystkim to... - Przerwał jej wykończony Ricky - ... że to moja wina...- Spojrzał na nią z wyrzutem - Znowu...
- To niczyja wina! - Wrzasnęła, starając się zatrzymać go, by nie wstał i nie odszedł - Nie możesz się teraz obwiniać... - Dokończyła z troską przyciągając jego rękę ku sobie.
Gorąco na nowo przeszyło jego organizm. Postępowało szybko. Znał to ciepło i walczył z nim do ostatniej chwili.
- Proszę cię, zostaw mnie już - Te słowa coraz ciężej przechodziły mu przez gardło - Ja... ja tak nie mogę.
- Kiedy to jest silniejsze ode mnie - Przyznała się niespodziewanie Sohori - Zależy mi...
Zależy jej na mnie?!
- Zależy mi na tym, żebyś był szczęśliwy - Odsapnęła i odwróciła głowę.
Mi też na tobie zależy...
- Sohori...
Jasnowłosa dziewczyna pociągała nosem. Słyszał, że się rozkleiła. Nie kłamała.
- Sohori... - Powtórzył, by wreszcie na niego spojrzała.
- Hm? - Wytarła ostatnie krople rękawem od bluzki.
- To nie tak... - Pokręcił głową niebieskowłosy - ... ja naprawdę bardzo cię lubię...
Kocham Cię!
- ... ale sądzę, że będzie lepiej, jeżeli...
Będziemy razem....
- ...po prostu przez jakiś czas nie będziemy się spotykać - Ostatnią część zdania przyciszył do minimum. Chyba nawet on sam nie chciał tego usłyszeć.
- To znaczy... - Próbowała powstrzymać emocje Sohori.
- To znaczy, że odezwę się do ciebie za kilka tygodni - Odparł spokojnie z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Nie - Usłyszał za sobą, gdy był już gotów, by się oddalić - Nie zgadzam się, nie dam rady, nie chcę.
Ja też nie. Zacisnął pięści.
- Do zobaczenia.