Sea of Memory movie

niedziela, 3 lutego 2013

Ricky

Szli przez jakąś ogromną polanę, wszędzie rosły stokrotki, a nad nimi świeciło jasne, pełne blasku słońce. Wszystko było tak idealne...
- Obudziłeś się wreszcie! - Usłyszał delikatny głos dochodzący gdzieś z głębi. Lekko przetarł powieki dłońmi i powoli je otworzył. Nadal znajdował się w tym śmiesznym łóżku. Sam nie wiedział, czy powinien coś powiedzieć, odwrócił się w stronę brunetki i lekko się uśmiechnął. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wstała, by poprawić mu koc, który już prawie leżał na ziemi.
- Strasznie wiercisz się, gdy śpisz... - Odparła trochę poirytowana, wciąż nie tracąc tej sympatycznej miny. Oglądał jej dłonie z tak bliska, wszystko wydawało się takie nierealne. Wreszcie nie mógł wytrzymać.
- Kim, ja... - Zaczął drżącym głosem, lecz ona zamknęła mu usta jednym gestem i usiadła naprzeciwko.
- Słuchaj, lekarze bardzo martwią się o ciebie, prawdopodobnie... - I tu na chwilę się zatrzymała - Możliwe, że przez ten upadek coś ci się stało.
- Ale ja czuje się świetnie, nic mnie nie boli... - Zastanowił się, patrząc pytająco w stronę Kim - ...jakiego upadku? 
Gdy ta tylko to usłyszała, od razu podeszła do niego i chwyciła za jego rękę. Poczuł ciepło, które automatycznie przeszyło całe jego ciało. Nie wiedział co się dzieje, ani co się stało. 
- Nie wiesz co się stało? 
Potrząsnął głową w geście niezrozumiałej. "O czym ona mówiła?" - Zastanawiał się.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? - Jej oczy szkliły się, jak szyby po deszczu. "Nie... nie płacz!!!" Obruszył się i złapał ją w tym samym miejscu, na którym spoczywała jej ręka.
- Jak masz na imię? - Spytała całkiem poważnie, wiercąc w niego te czarne źrenice. Usta Byunghyuna otworzyły się i... zamarł. Nagle jego uścisk począł się rozplątywać, a ramiona same opadły. Nic nie pamiętał. Nie miał pojęcia jak się nazywa. Nie miał pojęcia co tutaj robił, pamiętał, kim jest dziewczyna czuwająca przy jego łóżku, ale poza tym... Pustka. 
- Żartujesz sobie, prawda? Ty żartujesz? - Szamotała się na krześle, jakby miała zaraz skonać.
- Nie, nie żartuje... - Bał się słów, które właśnie wypowiedział - Nic nie pamiętam...
______________________________________________________________
"L.Joe... co się z Tobą dzieje?! Gdzie Ty u licha jesteś?! Odezwij się proszę, wszyscy odchodzimy tutaj od zmysłów" - Pisał w pośpiechu Ricky, który miał już totalne bagno w swojej głowie. Stał przed firmą i od dobrego czasu starał się dodzwonić do przyjaciela, lecz ten wciąż nie odbierał. Zaczął się mocno przejmować tym, że od wylotu nie napisał ani słowa. "A jeżeli coś mu się stało?" - Przeszło mu przez myśl, którą odsuwał jak najdalej od siebie "Napisze" - Uspokajał się w duchu, kiedy zauważył, że coś dzieje się za jednym z okien budynku, przed którym przebywał. Włożył komórkę do kieszeni i podszedł bliżej. Dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Stali naprzeciwko siebie. Mężczyzna widocznie unosił się nad tą drobną osobą, której nie mógł rozpoznać. Ten człowiek, ubrany w elegancki garnitur wreszcie nie wytrzymał, chwycił coś z biurka i rzucił tym w stronę tej kobiety. Changhyun myślał, że się przewidział, od razu zareagował. Biegł ile sił w nogach, nie wiedział gdzie, ale czuł, że coś go kieruje. Otworzył drzwi, wpadł do środka i ujrzał Nanę. Leżała na ziemi zupełnie nieprzytomna. W tym samym momencie ujrzał też tego człowieka - Lee Minn Wona. 
- Zostaw ją! Odsuń się od niej! - Wrzeszczał rozgoryczony tym okropnie bolesnym widokiem. Mężczyzna wcale się nie ruszał. Upuścił to, co trzymał w ręce i wyszedł. Musiał być w totalnym szoku, że podjął się czegoś takiego. Rickyemu wcale już nie zależało na tym, czy tu był, czy nie. Uklęknął nad nią i przybliżył jej głowę do swego torsu, z jej skroni spływała cienka stróżka krwi, na jej barkach widział liczne zadrapania i siniaki pod bluzką. "Zabiję sukinsyna!" Wstał, zostawił ją tam na moment i wystukał numer na pogotowie. "Przyjedźcie szybko...proszę, ....proszę!".

sobota, 2 lutego 2013

Ricky

Changhyun nie opierał się ani chwili dłużej, nie zamierzał czekać na to, co mu odpowie, po prostu chwycił za zmiętolone w kieszeni spodni zdjęcie i położył na biurko. Dziewczyna lekko odgarnęła swoje włosy ręką i spojrzała na nie. Momentalnie wyprostowała się i chwyciła za boki beżowego fotela, jakby coś ją przestraszyło. Oglądała to znalezisko bardzo dokładnie, z każdej strony, tak jakby chciała zapamiętać każdy jego fragment. Myślała, że śni. Tym razem spojrzała w stronę Rickyego. Patrzył na nią tak wymownym, tak przenikliwym wzrokiem...
- Nasze zdjęcie... 
- Pamiętasz, co napisałaś na odwrocie?
- To była czwarta klasa... - Mówiła jakby sama do siebie, wyciągnęła ręce ku temu, czemu się przyglądała i z lekką niepewnością odwróciła zdjęcie. Przeczytała to i znów z jej oczu popłynęły łzy. Szybko zakryła twarz ręką i w pośpiechu szukała tej samej, niedorzecznie mokrej chusteczki.
- Nie... - Odparł, trzymając ją za nadgarstek i już prawie dotykając jej policzka swoją dłonią - Mógłbym? - Spytał pokornie, wciąż się przybliżając, lecz ona cofnęła się, jak gdyby starała się go unikać.
- Przestań...tu są kamery... - Rzekła wystraszona i spojrzała w stronę czarnego punktu przy suficie.
- Masz kamerę w gabinecie? - Zainteresował się tym dziwnym faktem Ricky.
- Tak, to chyba oczywiste, że dyrektor chce mieć na oku wszystkich swoich pracowników - Znów wróciła do tego dyplomatycznego tonu - Myślisz, że gdyby każdy robił, co mu się podoba, to mógłby tu nadal pracować? - Spojrzała na niego wymownie i na zdjęcie, które przysunęła w jego stronę delikatnym, posuwistym ruchem placów - Zabierz to. 
- Co? - Myślał, ze się przesłyszał.
- Zabierz to - Stała przy swoim, tym razem już gardząc wszelkimi odruchami z jego strony.
- Nie rozumiem...- Przełknął ślinę - Myślałem... przecież czytałaś to...
- Tak, pisałam to kiedy byłam w podstawówce, pamiętam co napisałam - Wyciągnęła z pudełka szpilki i ponownie je założyła - to nic nie znaczące słowa, musiałam je wymyślić na poczekaniu... 
"Kiedy ona zrobiła się taka oschła? Czy ona w ogóle siebie słyszy?" 
- A teraz wybacz mi, ale jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia...
- Mam! - Wstał i prawie krzyczał ze złości. Meidi również wstała i oparła się ramionami o blat, wbijając w niego ten pełen obłudy wzrok. Coś w nim zamarło. Szczerze nie miał ochoty mówić jej tego w taki sposób i w takim momencie. 
- Tak myślałam - Wyprostowała się i ruszyła ku drzwiom wyjściowym, które otwarła na znak, że wychodzi.
______________________________________________________________
Lotnisko w Kalifornii wcale nie różniło się wiele od lotniska w Seulu, było tu jednak coś, co Bynghyunowi bardzo przypominało o jego latach młodości. Te śmieszne automaty z okrągłymi gumami w środku... Na samą myśl o tym, ile wyciągnął na nie pieniędzy od rodziców, buzia sama się uśmiechała. Dobrze znał tutejsze bramki, kasy... Pamiętał jak wylatywał stąd i wracał, kiedy kolejna wytwórnia nie była nim zainteresowana. Teraz znów wraca, lecz nie tutaj. Mimo, że wszystko mówiło mu, że powinien zostać, poczekać, dać sobie i jej trochę czasu, to jednak bolało. Jak mógł tu zostać? Wrócić do rodziny? Do nie wchodziło w rachubę. Od razu musiałby im się z tego przyjazdu długo tłumaczyć, a tego chciał uniknąć. Przekonywał siebie chyba całą drogę tutaj, że nie ma innego wyjścia. Nie ma nawet komórki, aby się z kimkolwiek skontaktować, więc po co to wszystko? 
- Dzień dobry, chciałbym zakupić bilet do Seulu - Odparł szukając portfela.
- Dzień dobry, o której godzinie chciałby pan wylecieć? - Pytała skrupulatna kasjerka.
- Jak najwcześniej - Odparł bez namysłu, wciąż przesuwając ręką po dnie torby.
- Kolejny samolot będzie miał odprawę za dwie godziny, odpowiada to panu? 
Zdębiał. Nie czuł go, nie miał portfela, zaczął panikować, przewracał ręką w te i wewte. 
- Proszę pana? - Patrzyła z zakłopotaniem na klienta uprzejma szatynka.
- Ja, ja przepraszam, za chwilę tu wrócę! - Rzucił szybko i usiadłszy na pierwszej ławce z brzegu począł wysypywać wszystko z torby. Było w niej chyba wszystko oprócz tego, czego szukał. W końcu dostrzegł dziurę, niewielką dziurę obok zamka. "Zostałem okradziony..." Chwycił się za głowę i wyglądał tak, jakby chciał powyrywać sobie wszystkie włosy. "To już koniec..." rozpaczał zbierając wszystko z powrotem do bagażu. 
_____________________________________________________________
Miał ochotę zniszczyć wszystko i wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, był wściekły. Wyszedł z firmy i myślał, że zaraz nie wytrzyma. Stanął gdzieś na dziedzińcu i wydał głośny okrzyk. Tego było już za wiele, przecież widział, ze kłamie. Przez tę krótką chwilę wydawało mu się, że coś wraca, że ona myśli o tym co było i to zadziała... Nie udało się. Miał wrażenie, że coś widocznie nią manipulowało, albo ktoś... "Dlaczego płakała?" - Rozmyślał, pocierając zdjęcie. To było nie do zniesienia, kiedy nie mogłem jej pomóc, a przecież zawsze mi się to udawało. 
- O czym tak rozmyślasz? - Usłyszał za sobą znajomy głos, zastanawiał się, czy się odwrócić. Przed sobą ujrzał tą samą dziewczynę, której jeszcze kilka minut temu groziła Nana. 
- Kim jesteś? 
- Nazywam się Sohori, Sohori Nakute.
- Nakute? Jesteś z Japonii? - Spytał totalnie skołowany Changhyun.
- Tak, nie trudno się domyślić... - Rzekła, a jej policzki się zarumieniły. 
Ricky poczuł się niezręcznie. Do czego ta rozmowa prowadziła? Wcale nie miał ochoty zamieniać z nikim słowa, nawet jeżeli ta osoba w ogóle nie wydawała mu się obca, po prostu modlił się w duchu, by sobie poszła i dała mu spokój.
- Wiesz co... 
- Nie rozmawiajmy tutaj, proszę! Znam świetne miejsce... - Odparła pełna wigoru i objęła jego ramię.
- Wybacz... - Zaczął łagodnie Ricky, cofając jej rękę - ...ale nie mam ochoty. Poza tym - Spojrzał na nią przenikliwie - Nie znamy się - Ostatnie zdanie mówił dość wolno i sam zaczął wątpić w to co mówi.
- Jak to? - Przybliżyła się ku niemu, a ich twarze były kilka milimetrów od siebie - Nie pamiętasz mnie? - Gdy mówiła, jej usta drżały, jak cienkie, wrażliwe na dotyk struny, a oczy nakazywały szybkie odświeżenie wszelkich wspomnień. Nagle poczuł jej bliskość na całym ciele. Co miał teraz zrobić? Czuł, że zaraz dostanie przez nią dreszczy, o ile już nie dostał. Coś poczęło się w nim gotować, a serce przybrało tempa. Ona wcale nie wyglądała, na przypadkową znajomą, widocznie pragnęła w nim coś obudzić i dobrze jej to wychodziło. "Zaraz, zaraz..." - Otrząsnął się w porę, gdy byli już bliscy pocałunku i odsunął się gwałtownie.
______________________________________________________________
To było śmieszne. Jak mógł w ciągu dwóch dni pozbawić siebie komórki i stracić wszelkie pieniądze oraz dokumenty, które miał przy sobie. Teraz nie mógł nawet wrócić, co wydawało mu się już kompletną porażką. Po prostu tu utkwił. Wyobrażał sobie, jak chłopacy muszą teraz martwić się o niego i wydzwaniać.O tym, że zostawił Rickyego, akurat teraz, kiedy obiecał, że mu pomoże. Jaki wściekły będzie ich manager i rodzina, kiedy dowie się, że musi tu zostać. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że Kim nadal nie dawała znaku życia. Głowa L.Joe była tak szczelnie wypełniona myślą o niej, że wydawało mu się, że zaraz mu odpadnie. Poczuł, że znów musi usiąść. Torba już z całą pewnością  zsunęła mu się z ramienia, nawet tego nie zauważył. Wyciągnął lewą nogę, prawą, potem widział już tylko rozmazane sylwetki ludzi idących przed nim, aż w końcu oczy same mu się zamknęły, a ciało opadło bezwładnie w jednej sekundzie. 
________________________________________________________________
- Przecież tak było! - Upierała się przy swoim Sohori, łapiąc się za głowę.
- Nie! Ubzdurałaś to sobie! - Wrzeszczał na nią Ricky, był tak wyprowadzony z równowagi, że o mało co by jej nie uderzył - To był mój kumpel! Mówię ci to setny raz! Zrozum to! To nie byłem ja!
- Nieprawda, nieprawda, nieprawda! - Powtarzała jak opętana ta śmieszna dziewczyna - Nieprawda! 
Niebieskowłosy miał już tego serdecznie dość. Wcale nie chciał, żeby do niego podchodziła, nie chciał z nią dyskutować na żaden temat, a już tym bardziej udawać się gdziekolwiek. Głośno wypuścił z siebie powietrze, ostatni raz spojrzał na jej dziwną postawę i ruszył w przeciwnym kierunku. Minął ją i stanął. Coś było nie tak, płakała. "Przestań i rusz się wreszcie!" - Ponaglał sam siebie, czując, że nogi odmówiły posłuszeństwa "No idź idioto!". Nie potrafił. Nie umiał być obojętny na ludzkie łzy. 
- Przestaniesz płakać? - Spytał najbardziej szorstko jak umiał, wciąż odwrócony do niej plecami, zerkając tylko kątem oka za siebie. Wciąż słyszał pociąganie nosem - Proszę cię, przestań... - Przytrzymał jej ramię najdelikatniej, jak potrafił. Wydało mu się to dość nieodpowiednie, ale musiał zadziałać, jednak nim zdążył się rozejrzeć, Nana stała tuż koło nich. 
- Idiotko! - Wrzasnęła na szlochającą brunetkę i spojrzała na Rickyego. Ten nie wahając się ani chwili, cofnął się na bezpieczną odległość i oczekiwał tego, co się stanie - Przecież cię ostrzegałam!
 "Dlaczego na nią krzyczysz?! Nie widzisz w jakim jest stanie?!" Bulwersował się w duchu Changhyun.
- Jesteś bezczelną, fałszywą małpą! Słyszysz?! 
"Przestań! Przestań w tej chwili" Błagał ją w duchu. 
- Jeszcze nigdy nie widziałam bardziej nieudolnej osoby!
"Przecież ona nic nie zrobiła!" Protestował, lecz Meidi tylko szarpnęła za jej sweter, odwróciła się na pięcie i ruszyła ku firmie.
_________________________________________________________________
Zaczynał się kolejny dzień, wszystko znów zaczynało się od nowa. Na powiekach poczuł ciepło, tak jakby ktoś właśnie głaskał go po twarzy, to było tak przyjemne. Śniła mu się Kim i jej cudowne oblicze, zachwycał się każdym jej najmniejszym gestem, każdym jej szczerym uśmiechem. Widział ją i jego na skraju dwóch światów, to było tak realne, takie prawdziwe. Tak bardzo chciał ją znów zobaczyć. Obudził się. Do jasnego pokoju wpadało kilka ciepłych promyków słońca. Sam nie wiedział do końca co się dzieje. Nagle o wszystkim zapomniał. i począł rozglądać się wokoło. Był w szpitalu, na oddziale. Gdy już sobie to uświadomił, usłyszał też inne dziwne odgłosy dochodzące z aparatury. Zszokowany począł oglądać swoje ręce ozdobione w przeróżne rurki i inne cuda. "Co ja tu właściwie robię?" pytał sam siebie, choć tak naprawdę zadowalało go to ciepło, to jak dobrze czuł się w tym momencie. Do pokoju weszła jedna z pielęgniarek, która gdy tylko go ujrzała, od razu wybiegła na korytarz. Po chwili stał już nad nim dość kompetentnie wyglądający lekarz, który sprawdzał mu tętno i świecił latarką po oczach. Potem dostał jakieś lekarstwa, a miła kobieta kazała mu leżeć bez ruchu. Czas się zatrzymał, tak naprawdę nie miał pojęcia o niczym. Właśnie miał znów zamknąć oczy, gdy dostrzegł ten uroczy uśmiech Kim. Wytrzeszczył oczy, widział go. Widział go! 
- Hej, lepiej się czujesz?  - Spytała cicho szatynka, z drobnym zakłopotaniem w głosie. 
- Teraz już tak... - Rzekł Byunghyun uśmiechając się na tyle, ile mógł, po czym zasnął.

Ricky

Sam nie wiedział czy dobrze robi, czy nie idzie tam bynajmniej po to by znów usłyszeć kilka gorzkich słów, ponownie nie poczuć przed swoim nosem tych okropnych dębowych drzwi. Zatrzymał się przed wejściem głównym, mógł jeszcze odejść, ale usłyszał dźwięk sms. "To L.Joe..." - westchnął i postanowił, że zrobi to. Z kieszeni wyciągną to samo zgięte w pół zdjęcie z pamiętnika, przesunął po nim opuszkami palców, na chwilę zatrzymując go na twarzy Nany. "Czy jej już naprawdę na mnie nie zależy?" Ujrzał słońce wynurzające się zza chmury. Dziś była zdecydowanie przepiękna pogoda..."Gdy wychodzi słońce, nastaje nowa szansa" może i do mnie nareszcie uśmiechnie się szczęście? Moje szczęście... Moje jedne, jedyne...
______________________________________________________________________
Znów tam był, te same sztuczne juki, zabiegani ludzie, wielka korporacja, nieważne. Jeżeli tylko ja znajdzie, od razu przejdzie do sedna., źle zrobił zgrywając dobrego, niepozornego, starego kumpla z podstawówki, który sam nie wie czego od niej chce. Podejdzie do niej, chwyci ją za rękę i spojrzy głęboko w oczy, Niemożliwe, by tego nie pamiętała, w końcu dokładnie tak samo zrobił wtedy, kiedy miała dwunaste urodziny, w ogrodzie, kiedy zostali sam na sam, a płyta zacięła się na ich ulubionym utworze. Dobrze pamięta, jak chciał wypróbować nowe ruchy wujka Hu, które podpatrzył na weselu swojej rodziny. Udawał, że jest panem młodym, a Nana to jego przyszła żona. Wtedy, to były tylko niewinne zabawy... teraz jego nogi drżały na myśl, że zaraz prawdopodobnie znów ją spotka.
________________________________________________________________________
Siedział już tak na swojej purpurowej walizce dobre trzy godziny, dochodziła 23:00, a on nadal jak głupiec wybierał jej numer, na ekranie, którego ledwo widział przez emocje, które nim władały. Sam nie wiedział, który już raz wciskał zieloną słuchawkę, robił to odruchowo. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się takim idiotą. Czy naprawdę tak ślepo wierzył, że ona odbierze? Kompletnie nie przemyślał tego przyjazdu., nie chciał jechać ani do rodziny, ani dawnych przyjaciół, chciał być z nią. Czekał pod dachem lotniska, jakby miał stopy przykute do ziemi. Rozpadało się, blondyn spuścił głowę i roztrzaskał sprzęt o betonowe płyty. Objął kolana rękoma i jak małe dziecko zaczął płakać tak głośno, że ludzie, którzy go mijali musieli brać go za totalnego wariata.
_________________________________________________________________________
Changhyun szwendał się po firmie jak widmo, co chwilę na kogoś wpadał i nawet nie przepraszał. Na głuche pytania pracowników gdzie się wybiera, nie odpowiadał wcale. Chciał tylko najszybciej znaleźć Meidi. 'Cholera jasna! Gdzie ona jest?!" - Krzyczał gdzieś w środku. Zauważył ją. Zatrzymał się i wlepił wzrok w jej ciemne, błyszczące oczy. Na nogach jak zwykle miała wysokie szpilki, sukienkę w kolorach pastelowych, lekkie fale na włosach a w ręku jakieś kolorowe teczki i segregatory. To zdaniem Rickyego do niej w ogóle nie pasowało. Kiedyś nie pomyślałby nawet, że mogłaby tu pracować. Taka firma i ona... Pewnie znowu została wysłana przez prezesa. Właśnie z kimś rozmawiała. Ta dziewczyna wyglądała całkiem znajomo, gdy przybliżył się na trochę usłyszał poniosły głos Nany "spróbuj zrobić tak jeszcze raz, a pożałujesz!" - rozeszły się. "O co tu do licha ciężkiego chodzi?!". 
___________________________________________________________________________
Wszystkie ulice, samochody, te drogi i ścieżki. Wszystko dobrze sobie przypomniał, jak wiele rzeczy zdążył tu poznać, ile ludzi było mu tu całkiem bliskich... Przechodził nawet koło zaułku, w którym pierwszy raz zapalił z kumplami ze szkoły, by udowodnić, że nie jest taką ciamajdą, za jaką go mieli. "Nigdy więcej...". Szedł wolno, wlókł za sobą bagaż, a ludzie idący z naprzeciwka zapewne wcale nie mogli dotrzeć jego twarzy za opadającą na nią grzywką.Gdzie się teraz udawał? Postanowił odnaleźć starego Teinyoona. On jako jedyny zna całą tą dziwną sytuacje i jego wszystkie przypadki tutaj. Pamięta dobrze, jak obaj byli poniżani za to, jacy są. Tein też jest imigrantem, chodził do równoległej klasy w jego roczniku. Miał tylko cichą nadzieję, że go przyjmie... Inaczej po prostu wyląduje na ulicy. Mimo tego, że posiadał pieniądze na bilet powrotny, nie mógł wrócić. Gdyby wrócił do Korei z myślą, że wcale się z nią nie widział i nic nie załatwił... Poza tym jego wytwórnia prędzej chyba zamknęła by go w pokoju, niż pozwoliła wrócić. Stanął właśnie na schodach, przy drzwiach niewielkiej kamieniczki. Zmarnowany nacisnął guzik domofonu. "Kto tam?" - usłyszał po chwili. "Eeem.. Tu Byunghyun, mógłbym wejść?"
_____________________________________________________________________________
Pukał w dębowe drzwi z tabliczką tak gwałtownie, że myślał, że je wyważy."Otwórz, błagam...otwórz", czuł, ze zamknęła je na klucz. Dlaczego?! Widziała go?! Nawet jeżeli go widziała, nie ma powodu tego robić! Zrezygnowany osunął się i usiadł. Obiecał sobie, że się nie ruszy, póki mu nie otworzy nigdzie mu się nie spieszy. Nagle usłyszał odgłos w zamku, wstał jak oparzony. Przed nim stała Meidi, była dziwnie smutna i...
- Wejdź...- Odparła ledwo dosłyszalnym głosem kiedy już wchodziła w głąb gabinetu.
To było dość przestronne biuro. Kilka doniczek z kwiatami na oknie, jakaś skromna komoda po lewej stronie, a na niej kilka zdjęć oprawionych w ozdobne ramki. Nana usiadła na beżowym fotelu tuż za szerokim biurkiem z wieloma szufladami.
- Usiądź proszę... - Rzuciła w jego stronę wciąż trzymając jedną ręką zmiętą chusteczkę, a drugą wycierając drobne łzy pod oczami. Ricky czuł się beznadziejnie, nie wiedział nawet czy powinien pytać o cokolwiek. Chciał tylko porozmawiać z nią o tym co sam czuł, jak miał to teraz zrobić?
- Przychodzisz tu już kolejny raz, czy nie dotarło do ciebie to, że nie chcę już do tego wracać? - Zaczęła dość poważnie, tym razem wyciągając lusterko i czarną maskarę do oczu. Nie odpowiedział. Patrzył na nią tak, jakby karmił się tą chwilą. Cieszył się w sercu, że znów ją widzi, a jednocześnie buntował się przeciwko tym słowom. Meidi widocznie zniecierpliwiona i zdenerwowana tym, że w ogóle tu jest, wrzuciła kosmetyk z  okropnym hukiem do szuflady. 
- Nawet nie raczysz odpowiedzieć... - Chwyciła do ręki lusterko i wstała by odłożyć je do szafy. Szła gdzieś za nim, a on słyszał tylko skrzypienie zawiasów. Przez chwilę zapadła cisza. On siedział wciąż w tej samej pozycji, patrząc pustym wzrokiem przed siebie, a ona pochylona nad zamkniętą szafką odgarnęła niedbale włosy z czoła.W końcu sięgnęła ku swoim stopom i zdjęła wysokie buty sycząc przy tym niemożliwie. Znów zasiadła naprzeciwko niebieskowłosego chłopaka i postawiła obuwie na blacie.
- Nienawidzisz w nich chodzić, prawda?
Zatrzymała się. Przez dłuższą chwilę patrzyła w neonowe szpilki i cofnęła sparaliżowaną rękę ku sobie. Spuściła głowę, a niesforne kosmyki włosów ponownie opadły jej na skronie. Kątem oka widziała jego zakłopotanie. Jego oczy, wiedziała, że przy nim niemożliwe jest to ciągłe udawanie. 
__________________________________________________________________________
- Przepraszam cię stary, ale już dawno tu nie sprzątałem... - Tłumaczył się Tein, naciągając na siebie czerwona koszulkę z napisem.  Pokój faktycznie nie wyglądał zbyt dobrze. Gdzieś w kątach leżały paczki po pizzy, prawdopodobnie kilkumiesięcznej, okna były pełne dziwnych smug, a na ścianach wisiały krzywo przyczepione plakaty j-rockowców. 
- No tak, już zapomniałem jak to jest być w twoim pokoju... - Uśmiechnął się drętwo do kumpla. Wchodząc ostrożnie do pomieszczenia i robiąc wielki krok nad stożkiem rzeczy Teina usłyszał jakieś wołania z łazienki. "Kochanie, chyba zapomniałam spodni, mógłbyś mi je przynieść?" - L.Joe stanął jak wryty, kurczowo przytrzymując bagaż przy sobie. W futrynie zjawił się ciemnowłosy przyjaciel.
- No i co tak stoisz? Wejdź do środka... - Rzucił pośpiesznie wymijając Bynghyuna i zaczął dramatycznie przerzucać rzeczami po pokoju w poszukiwaniu spodni. Blondyn obserwował wszystko, co zmieniało swoje miejsce: Staniki, koszulki, czapki, kobieca bielizna... 
- Nie wiedziałem, że kogoś masz... - Wydukał wreszcie z przerażeniem w oczach, na widok tego wszystkiego. Ten tylko lekko obrócił się w jego stronę i przybliżył wskazujący palec do ust. 
- Cicho bądź... nikogo nie mam...- Posłał mu zadziorny uśmiech i wskazał na drzwi łazienki, po czym podszedł do niego i dokończył - to tylko świetna zabawa na jedną noc, chyba rozumiesz o co mi chodzi? 
Wyszedł. L.Joe nadal stał w tym samym miejscu."Zmieniłeś się stary..." Sam nie wiedział co powinien teraz zrobić. Uciec? A jeżeli ucieknie, to gdzie pójdzie? Przecież nie miał zamiaru wracać... To miejsce też nie było dla niego zbyt odpowiednie. Chciał jak najszybciej stąd wyjść. I tak zrobił. Było mu już wszystko jedno. Trzasnął za sobą drzwiami i o mało nie potknął się o własne nogi na schodach. Już nigdy więcej tu nie zawita. 

piątek, 1 lutego 2013

Ricky

"Udałem się tam kolejny raz, dlaczego? ...Bo podobno nie można się zbyt wcześnie poddawać..." - Zapisał w swoim pamiętniku z błękitną okładką, Ricky. Zamknął go i już miał wstać, by położyć go na swojej półce nad łóżkiem, lecz nagle coś z niego wyleciało. Ricky stał jak słup, sam nie dowierzał własnym oczom. "A jednak..." schylił się ku zdjęciu, ostatniemu zdjęciu, którego nie zdążył zniszczyć. On i ona - dwa pocieszne dzieciaki na balu przebierańców w 4 klasie. - Jej, jakie z nas były dzieci...- I w tym momencie dojrzał dedykacje z tyłu, pisaną już wprawną ręką Nany w ten sam dzień ich debiutu: "Na wieczną pamiątkę, przecież wspomnienia, nie umierają nigdy...".
_________________________________________________
Miał mieszane uczucia stąpając po długiej hali, światło oślepiało go bardziej niż zwykle, wszystko wokół stało się jakoś małe ważne, nie zauważył nawet na chwilę, że stewardessa biegnie za nim z jego bluzą, którą upuścił idąc zamyślony przez lotnisko. Każdy krok, który robił, robił z nadzieją o tym, że robi je dla niej. Każdy oddech, który wypuszczał oglądając się za siebie był dedykowany właśnie jej, wiedział dobrze ile ryzykuje, wiedział, że to niedorzeczne. Myślał w tej chwili o chłopakach i o tym, że kiedy tylko przekroczy stopnie samolotu stanie się zdrajcą. On?! On miałby zaprzepaścić tak ważny czas przygotowań do comebacku?! Znów spojrzał za siebie "chyba zbyt często zamiast patrzeć przed siebie, patrzę w tył", pomyślał wbijając wzrok w bilet zakupiony kilka godzin temu. Ileż go musiał kosztować, ile zamętu, ile wrzasków się nasłuchał, błagań managera, ileż nieszczęśliwych twarzy zostawił po sobie w zespole, jedna tylko wciąż go rozumiała, uśmiechała się całkiem przekonująco w jego stronę z roześmianymi oczami i rumianymi policzkami. Wyciągnął komórkę z kieszeni "wsiadam, teraz już nie ma odwrotu, hwaiting". 
____________________________________________________
Wiatr delikatnie mierzwił mu włosy, jego oczy oglądały każdy obiekt na kalifornijskim lotnisku tak, jakby przejechał znów na stare śmieci posprzątać kurz, który zebrał się od tak długiego czasu. Z uczuciami podobnie  jak z brudem, jeżeli nie zetrzesz go od razu, to wciąż osiada, a jak się nawarstwi, to ciężko go potem zmieść. Właśnie teraz poczuł, że coś wraca do niego ze zdwojoną siłą. Jak mógł w ogóle myśleć, że będzie się bez niej uśmiechać, być zadowolonym z czegokolwiek i nie będzie tęsknił. Jak mógł przekonywać siebie, ze da sobie bez niej radę?! Wcześniej naprawdę wydawało mu się, że nie ma innego wyjścia, że nie mógł postąpić inaczej... Teraz bardzo dobrze wiedział, że się nie pomylił, znów spojrzał na telefon, w którym godzina sama zmieniła strefę czasową, postanowił odnaleźć jej numer i zadzwonić, w końcu co innego mógł teraz uczynić? Nic sensownego i tak nie przychodziło mu do głowy."Zimna księżniczka" - przeczytał i roześmiał się, zasłaniając sobie usta ręką. Z drżącym sercem wybrał jej numer i począł oglądać dokładnie swą walizkę, gdyż naprawdę myślał, że zwariuje słysząc ten cholerny dźwięk oczekiwania...