Ricky
Sam nie wiedział czy dobrze robi, czy nie idzie tam bynajmniej po to by znów usłyszeć kilka gorzkich słów, ponownie nie poczuć przed swoim nosem tych okropnych dębowych drzwi. Zatrzymał się przed wejściem głównym, mógł jeszcze odejść, ale usłyszał dźwięk sms. "To L.Joe..." - westchnął i postanowił, że zrobi to. Z kieszeni wyciągną to samo zgięte w pół zdjęcie z pamiętnika, przesunął po nim opuszkami palców, na chwilę zatrzymując go na twarzy Nany. "Czy jej już naprawdę na mnie nie zależy?" Ujrzał słońce wynurzające się zza chmury. Dziś była zdecydowanie przepiękna pogoda..."Gdy wychodzi słońce, nastaje nowa szansa" może i do mnie nareszcie uśmiechnie się szczęście? Moje szczęście... Moje jedne, jedyne...
______________________________________________________________________
Znów tam był, te same sztuczne juki, zabiegani ludzie, wielka korporacja, nieważne. Jeżeli tylko ja znajdzie, od razu przejdzie do sedna., źle zrobił zgrywając dobrego, niepozornego, starego kumpla z podstawówki, który sam nie wie czego od niej chce. Podejdzie do niej, chwyci ją za rękę i spojrzy głęboko w oczy, Niemożliwe, by tego nie pamiętała, w końcu dokładnie tak samo zrobił wtedy, kiedy miała dwunaste urodziny, w ogrodzie, kiedy zostali sam na sam, a płyta zacięła się na ich ulubionym utworze. Dobrze pamięta, jak chciał wypróbować nowe ruchy wujka Hu, które podpatrzył na weselu swojej rodziny. Udawał, że jest panem młodym, a Nana to jego przyszła żona. Wtedy, to były tylko niewinne zabawy... teraz jego nogi drżały na myśl, że zaraz prawdopodobnie znów ją spotka.
________________________________________________________________________
Siedział już tak na swojej purpurowej walizce dobre trzy godziny, dochodziła 23:00, a on nadal jak głupiec wybierał jej numer, na ekranie, którego ledwo widział przez emocje, które nim władały. Sam nie wiedział, który już raz wciskał zieloną słuchawkę, robił to odruchowo. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się takim idiotą. Czy naprawdę tak ślepo wierzył, że ona odbierze? Kompletnie nie przemyślał tego przyjazdu., nie chciał jechać ani do rodziny, ani dawnych przyjaciół, chciał być z nią. Czekał pod dachem lotniska, jakby miał stopy przykute do ziemi. Rozpadało się, blondyn spuścił głowę i roztrzaskał sprzęt o betonowe płyty. Objął kolana rękoma i jak małe dziecko zaczął płakać tak głośno, że ludzie, którzy go mijali musieli brać go za totalnego wariata.
_________________________________________________________________________
Changhyun szwendał się po firmie jak widmo, co chwilę na kogoś wpadał i nawet nie przepraszał. Na głuche pytania pracowników gdzie się wybiera, nie odpowiadał wcale. Chciał tylko najszybciej znaleźć Meidi. 'Cholera jasna! Gdzie ona jest?!" - Krzyczał gdzieś w środku. Zauważył ją. Zatrzymał się i wlepił wzrok w jej ciemne, błyszczące oczy. Na nogach jak zwykle miała wysokie szpilki, sukienkę w kolorach pastelowych, lekkie fale na włosach a w ręku jakieś kolorowe teczki i segregatory. To zdaniem Rickyego do niej w ogóle nie pasowało. Kiedyś nie pomyślałby nawet, że mogłaby tu pracować. Taka firma i ona... Pewnie znowu została wysłana przez prezesa. Właśnie z kimś rozmawiała. Ta dziewczyna wyglądała całkiem znajomo, gdy przybliżył się na trochę usłyszał poniosły głos Nany "spróbuj zrobić tak jeszcze raz, a pożałujesz!" - rozeszły się. "O co tu do licha ciężkiego chodzi?!".
___________________________________________________________________________
Wszystkie ulice, samochody, te drogi i ścieżki. Wszystko dobrze sobie przypomniał, jak wiele rzeczy zdążył tu poznać, ile ludzi było mu tu całkiem bliskich... Przechodził nawet koło zaułku, w którym pierwszy raz zapalił z kumplami ze szkoły, by udowodnić, że nie jest taką ciamajdą, za jaką go mieli. "Nigdy więcej...". Szedł wolno, wlókł za sobą bagaż, a ludzie idący z naprzeciwka zapewne wcale nie mogli dotrzeć jego twarzy za opadającą na nią grzywką.Gdzie się teraz udawał? Postanowił odnaleźć starego Teinyoona. On jako jedyny zna całą tą dziwną sytuacje i jego wszystkie przypadki tutaj. Pamięta dobrze, jak obaj byli poniżani za to, jacy są. Tein też jest imigrantem, chodził do równoległej klasy w jego roczniku. Miał tylko cichą nadzieję, że go przyjmie... Inaczej po prostu wyląduje na ulicy. Mimo tego, że posiadał pieniądze na bilet powrotny, nie mógł wrócić. Gdyby wrócił do Korei z myślą, że wcale się z nią nie widział i nic nie załatwił... Poza tym jego wytwórnia prędzej chyba zamknęła by go w pokoju, niż pozwoliła wrócić. Stanął właśnie na schodach, przy drzwiach niewielkiej kamieniczki. Zmarnowany nacisnął guzik domofonu. "Kto tam?" - usłyszał po chwili. "Eeem.. Tu Byunghyun, mógłbym wejść?"
_____________________________________________________________________________
Pukał w dębowe drzwi z tabliczką tak gwałtownie, że myślał, że je wyważy."Otwórz, błagam...otwórz", czuł, ze zamknęła je na klucz. Dlaczego?! Widziała go?! Nawet jeżeli go widziała, nie ma powodu tego robić! Zrezygnowany osunął się i usiadł. Obiecał sobie, że się nie ruszy, póki mu nie otworzy nigdzie mu się nie spieszy. Nagle usłyszał odgłos w zamku, wstał jak oparzony. Przed nim stała Meidi, była dziwnie smutna i...
- Wejdź...- Odparła ledwo dosłyszalnym głosem kiedy już wchodziła w głąb gabinetu.
To było dość przestronne biuro. Kilka doniczek z kwiatami na oknie, jakaś skromna komoda po lewej stronie, a na niej kilka zdjęć oprawionych w ozdobne ramki. Nana usiadła na beżowym fotelu tuż za szerokim biurkiem z wieloma szufladami.
- Usiądź proszę... - Rzuciła w jego stronę wciąż trzymając jedną ręką zmiętą chusteczkę, a drugą wycierając drobne łzy pod oczami. Ricky czuł się beznadziejnie, nie wiedział nawet czy powinien pytać o cokolwiek. Chciał tylko porozmawiać z nią o tym co sam czuł, jak miał to teraz zrobić?
- Przychodzisz tu już kolejny raz, czy nie dotarło do ciebie to, że nie chcę już do tego wracać? - Zaczęła dość poważnie, tym razem wyciągając lusterko i czarną maskarę do oczu. Nie odpowiedział. Patrzył na nią tak, jakby karmił się tą chwilą. Cieszył się w sercu, że znów ją widzi, a jednocześnie buntował się przeciwko tym słowom. Meidi widocznie zniecierpliwiona i zdenerwowana tym, że w ogóle tu jest, wrzuciła kosmetyk z okropnym hukiem do szuflady.
- Nawet nie raczysz odpowiedzieć... - Chwyciła do ręki lusterko i wstała by odłożyć je do szafy. Szła gdzieś za nim, a on słyszał tylko skrzypienie zawiasów. Przez chwilę zapadła cisza. On siedział wciąż w tej samej pozycji, patrząc pustym wzrokiem przed siebie, a ona pochylona nad zamkniętą szafką odgarnęła niedbale włosy z czoła.W końcu sięgnęła ku swoim stopom i zdjęła wysokie buty sycząc przy tym niemożliwie. Znów zasiadła naprzeciwko niebieskowłosego chłopaka i postawiła obuwie na blacie.
- Nienawidzisz w nich chodzić, prawda?
Zatrzymała się. Przez dłuższą chwilę patrzyła w neonowe szpilki i cofnęła sparaliżowaną rękę ku sobie. Spuściła głowę, a niesforne kosmyki włosów ponownie opadły jej na skronie. Kątem oka widziała jego zakłopotanie. Jego oczy, wiedziała, że przy nim niemożliwe jest to ciągłe udawanie.
__________________________________________________________________________
- Przepraszam cię stary, ale już dawno tu nie sprzątałem... - Tłumaczył się Tein, naciągając na siebie czerwona koszulkę z napisem. Pokój faktycznie nie wyglądał zbyt dobrze. Gdzieś w kątach leżały paczki po pizzy, prawdopodobnie kilkumiesięcznej, okna były pełne dziwnych smug, a na ścianach wisiały krzywo przyczepione plakaty j-rockowców.
- No tak, już zapomniałem jak to jest być w twoim pokoju... - Uśmiechnął się drętwo do kumpla. Wchodząc ostrożnie do pomieszczenia i robiąc wielki krok nad stożkiem rzeczy Teina usłyszał jakieś wołania z łazienki. "Kochanie, chyba zapomniałam spodni, mógłbyś mi je przynieść?" - L.Joe stanął jak wryty, kurczowo przytrzymując bagaż przy sobie. W futrynie zjawił się ciemnowłosy przyjaciel.
- No i co tak stoisz? Wejdź do środka... - Rzucił pośpiesznie wymijając Bynghyuna i zaczął dramatycznie przerzucać rzeczami po pokoju w poszukiwaniu spodni. Blondyn obserwował wszystko, co zmieniało swoje miejsce: Staniki, koszulki, czapki, kobieca bielizna...
- Nie wiedziałem, że kogoś masz... - Wydukał wreszcie z przerażeniem w oczach, na widok tego wszystkiego. Ten tylko lekko obrócił się w jego stronę i przybliżył wskazujący palec do ust.
- Cicho bądź... nikogo nie mam...- Posłał mu zadziorny uśmiech i wskazał na drzwi łazienki, po czym podszedł do niego i dokończył - to tylko świetna zabawa na jedną noc, chyba rozumiesz o co mi chodzi?
Wyszedł. L.Joe nadal stał w tym samym miejscu."Zmieniłeś się stary..." Sam nie wiedział co powinien teraz zrobić. Uciec? A jeżeli ucieknie, to gdzie pójdzie? Przecież nie miał zamiaru wracać... To miejsce też nie było dla niego zbyt odpowiednie. Chciał jak najszybciej stąd wyjść. I tak zrobił. Było mu już wszystko jedno. Trzasnął za sobą drzwiami i o mało nie potknął się o własne nogi na schodach. Już nigdy więcej tu nie zawita.
uwielbiam sposób w jaki opisujesz ich wrażliwą i uczuciową stronę. lubię każde najmniejsze słowo w tym opowiadaniu. każda kolejna część podoba mi się coraz bardziej i chcę mieć do czytania więcej i więcej. <3
OdpowiedzUsuń<3 Tak fajnie się to czyta... *,*
OdpowiedzUsuńPodobała mi się akcja "spodnie". :D Chciałabym zobaczyć na żywo minę L.Joe. Chociaż lepiej by pewnie wyglądała jakby ta dziewczyna wparadowała do pokoju w samych stringach. xD