SEA OF MEMORY
Ricky & L.Joe
story
Szpitalny bufet, pomimo tego, że służył za bynajmniej
najprzyjemniejsze pomieszczenie do spotkań w całym budynku, głównie ku
odprężeniu się i zaspokojeniu niektórych podniebień tutejszym jedzeniem, w godzinach
popołudniowych wcale nie wyróżniał się zainteresowaniem ze strony pacjentów,
czy chociażby personelu. Było to dla L.Joe dość ciekawe zjawisko, podkreślając,
że nie bywał tam często, nawet, kiedy sam był leczony. Właśnie chyba zdał sobie
sprawę z tego, jak wiele czasu spędził w szpitalu, od momentu przebudzenia. Ta
tajemnica przeszłości powoli dawała mu się we znaki i męczyła jego umysł
sukcesywnie, gdy tylko napatoczyła się nieodpowiednia na to chwila, jak ta.
Darlin, ta ciemnowłosa dziewczyna, która ciągnęła go właśnie za rękę w stronę
kafejki, wyglądała na bardzo zdeterminowaną. W jej chwycie blondyn wyczuł
niezwykłą siłę, a jednocześnie odrobinę subtelności, co wydało mu się
niebywałe, choć zdawał sobie sprawę, że powinien raczej pokierować swoimi myślami
ku urwanej rozmowie, którą na co się zapowiadało, mieli dokończyć poza
wyłapującymi wszystkie informacje „ścianami”. Do końca nie rozumiał co miała na
myśli używając takiego określenia i dlaczego się tak zachowuje, a przede
wszystkim jak to możliwe, że pod wpływem jednego człowieka tak wiele wspomnień
nawiedza jego głowę, przywołując poszukujący przez niego świat, który zagubił.
Być może dlatego wciąż nie mógł się tu odnaleźć. Tęsknił, bardzo tęsknił, choć
nie był pewny, czy można pragnąć czegoś, czego się w ogóle nie pamięta. Jedyne,
co dawało mu satysfakcje, to tych kilka osób, te kilka miejsc, jednak wciąż nie
wiążących się w całość. Czuł, że jeżeli będzie przy Darlin, może ona stać się
jego światłem, dzięki któremu nareszcie ujrzy swe drugie, zamglone dla niego
dotychczas życie. Przez ten krótki czas drogi zaczął nawet dumać na moment o
tym jak i kiedy jej o tym wszystkim powie. Tymczasem drzwi jadłodajni rozwiały
chmury, w których aktualnie bujał. Niemalże przekroczyli próg, a Byunghyun
poczuł mocne szarpnięcie za krawędź koszuli, trafiając na jedno z bordowych
krzeseł, stojących w rogu niewielkiej salki.
- Ała, zwariowałaś…? – Zaśmiał się pod nosem, poruszony
mimowolnie własnymi rozmyślaniami, masując lekko nadwyrężone ramię, starając się
rozładować napiętą atmosferę. Brunetka miała bowiem minę, wręcz grobową, bardzo
poważną, którą sygnalizowała, że to, co właśnie robi chłopak jest nie na
miejscu. Okazał pokorę. Tu naprawdę musi
chodzić o coś ważnego… Postanowił się wyciszyć na tyle, na ile potrafił. Jej
statyczność zaczynała go powoli przerażać, kiedy kazała mu wpatrywać się w
siebie w milczeniu, mógłby przysiąc, chyba z pięć minut. Wybity kompletnie z
tropu L.Joe postanowił przejąć pałeczkę.
- W takim razie o czym…
- Ciii… - Odparła natychmiastowo dziewczyna, gasząc go i
wysuwając z zazębionych z sobą dłoni palec, przykładając go do swoich
jasnoróżowych ust - …poczekaj jeszcze chwilę… - Dodała, widząc jego
zniecierpliwienie. Niespodziewanie jakiś tajemniczy, grubszy na oko i o wiele
starszy mężczyzna, siedzący kilka stolików dalej, opuścił bufet. Towarzyszka
blondyna pokierowała swój wzrok ku wyjściu, wstała, podeszła do futryny i
wychyliła głowę, po czym wróciła na miejsce.
- Kto to był…? – Zadał nieśmiało pytanie Byunghyun, licząc,
że wreszcie uzyska na coś zadowalającą go odpowiedź – Wyglądasz, jakbyś kogoś
tu szpiegowała… - Na szczęście w porę powstrzymał się od śmiechu chłopak.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale musisz mi obiecać, że
to, co teraz powiem, zostanie między nami. Jest to naprawdę ściśle strzeżona
informacja, o której nie mogą dowiedzieć się osoby niepowołane, których, jak
już sam zauważyłeś lub nie, jest tu sporo.
- Możesz jakoś… jaśniej? – Zainteresował się sprawą, pochylając
się ku niej na stole.
- Otóż… Nasze spotkanie w wytwórni. Ech…- Wypuściła głośno
powietrze z płuc dziewczyna, starając się dobrać odpowiednie słowa – To nie
było do końca przypadkowe spotkanie…
- Wytwórni…? – Mruczał cicho pod nosem L.Joe, nie chcąc
zdradzić, że informacje o tym wydarzeniu nie zarejestrowały się w jego umyśle.
- Tak, wytwórni, w której pracuję…, to znaczy – Ściszyła
głos – pracowałam. Ta wytwórnia, to zły biznes, czarny rynek, dyrektor
namieszał w papierach już na samym początku założenia tej instytucji, sam
rozumiesz… - Przybliżyła się jeszcze mocniej, by zmniejszyć dystans między
chłopakiem i móc mówić szeptem – Nie zajmujemy się do końca tym, czym
powinniśmy.
- Nie zajmujecie się…? – Zapytał nieco donośnym głosem
Byunghyun, wyprostowując się, zapominając i reagując na gestykulacje Darlin,
która chwytając go ponownie za ubranie, przyciągnęła ku sobie - W takim razie
co masz na myśli… - Dokończył zaintrygowany.
- Mam na myśli spółki z dilerami narkotyków na wysoką skalę
i przede wszystkim podziemną sieć klubów dla panów, w których zatrudniane są
między innymi pracownice wytwórni…
- Ty… - Wtrącił się chłopak z chęcią zadania jej tego
niestosownego pytania.
- Tak, owszem – Odczytywała myśli L.Joe bez większych
problemów - Proponowano mi, nawet nie raz, były momenty, w których byłam nawet
przymuszana i szantażowana, ale tak jak już wspomniałam , zwolniłam się w
trybie natychmiastowym – Wydusiła z siebie ostatnie słowa, pełne wewnętrznej
ulgi – Mam swoje zasady i silną wolę, nigdy nie pozwoliłam nikomu na coś, czego
sama nie chciałam, dlatego też nie zgodziłam się na żadne ze składanych mi
obietnic, czy zdrożnych propozycji, motywowanych chęcią zapłacenia mi nie
małymi pieniędzmi.
Byunghyun nabierał do dziewczyny szacunku z każdym kolejnym
wypowiadanym przez nią zdaniem. Ona jest
naprawdę niesamowita…
- Tylko… wiesz, to jest bagno – Ciągnęła swą historię - Jak
w to wejdziesz raz, to potem ciężko jest wyjść, a nawet jeżeli już się wyjdzie,
to nadal pozostaną ślady na butach – Urwała, rozglądając się na prawo i lewo,
chcąc zbadać teren, po czym znowu wróciła do rozmowy – To nie jest wcale takie
proste ‘zwolnić się’, myślisz, że dlaczego przyleciałam tutaj i staram się
ułożyć swoje życie na nowo? Choć jest ciężko, to fakt, w trakcie pracy poważnie
zachorowałam na astmę, ale cieszę się, że przypłaciłam tę przygodę tylko
nadszarpniętym zdrowiem. Tam, w Korei, łatwiej byłoby im mnie namierzyć, choć
na dobrą sprawę i tu w Ameryce mieli by możliwość to zrobić, ale grunt, że nie
mają na to ani ochoty, ani czasu. Lepiej, jak to się mówi brać to, co pod ręką
– Darlin znów zrobiła krótką pauzę na nabranie tlenu – Najbardziej, żal mi
tylko tych młodych, ładnych i niedoświadczonych dziewczyn, kręcących się po
ulicach, na które oni tylko czyhają… Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak prosto
jest sobie takie stworzenia owinąć wokół palca. I tak jest z każdą, to stała,
opracowana procedura. Najpierw przyprowadzają taką do studia, oprowadzają,
zachęcają godnym wynagrodzeniem i dobrymi warunkami niezobowiązującej pracy…
Dopiero po tak zwanym ‘okresie próbnym’ zaczynają się prawdziwe schody… Kolejne
wymagania, kuszące oferty i wtedy tak naprawdę wychodzi szydło z worka, wtedy,
kiedy jest już teoretycznie za późno. Cudem, udało mi się wyrwać z tego piekła.
A wytwórnia w oczach artystów nadal
pozostaje miejscem promocji muzyków i ot cała tajemnica – Spuściła ręce wzdłuż
ciała, wycieńczona opowieścią brunetka, zastanawiając się po części w duchu,
czy na pewno dobrze zrobiła, że mu o tym wszystkim powiedziała.
- A najgorsze, że nic nie można na ten moment zrobić z tym
fantem, ponieważ wytwórnia jest bardzo znana nie tylko w kraju, ale podpisuje
także kontrakty poza jego granicami, stąd upadek takiego przedsiębiorstwa
skutkowało by katastrofą wielu tysięcy ludzi no i rzecz jasna nieopisaną stratą
ekonomiczną… a z resztą, co ja Ci będę mówić, to już sam wiesz… - Machnęła ręką
dziewczyna – Wiesz… chyba przejdę się po szklankę wody, okropnie zaschło mi w
gardle… - Odeszła.
L.Joe czuł się naprawdę
skołowany, miał wrażenie, jakby odkryto przed nim kolejne tysiąc pytań, na
które nie znał odpowiedzi, na domiar złego nie miał pojęcia w jaki sposób to
mogłoby być powiązane z jego wcześniejszym życiem. Skąd niby miałby mieć
jakiekolwiek pojęcie o wytwórniach muzycznych…? I to w dodatku w Korei? O co w
tym wszystkim chodziło? Czuł, że stoi za tą dramatyczną historią coś więcej.
Coś, o czym musiał się koniecznie dowiedzieć.
- Halo?! – Changhyun nerwowo podniósł słuchawkę telefonu
stacjonarnego, który mieli zainstalowany w mieszkaniu, traktowany przeważnie
jako służbowy – Jak to nie jest możliwy do zlokalizowania?! – Denerwował się
chłopak klnąc pod nosem na wszystko, co przyszło mu do głowy – W takim razie
powinniście użyć lepszej i precyzyjniejszej metody, nie uważa pan?! – Krzyczał
– Tydzień! Więc potrzebny wam jeszcze tydzień! Świetnie! – Kopnął w futrynę
drzwi frontowych nie szczędząc podeszwy nowych butów – Rozumiem… Tak, tak…
będziemy w kontakcie, do widzenia Dźwięk upadającego telefonu słychać było
chyba w całym ich dormie. Niebieskowłosy spojrzał wymownie na resztę zespołu,
stojącą tuż przy nim.
- Potrzebują jeszcze tygodnia, aby dokładnie jeszcze raz
wszystko przeanalizować i sprawdzić wszystkie miejsca, w których mógłby się
znajdować. Podobno nie można namierzyć jego komórki, stąd wynika kłopot z
lokalizacją…
- A co z jego rodziną? – Niel wyglądał na zmartwionego do
tego stopnia, jakby miał zaraz usiąść na środku hallu i rozpłakać się –
Sprawdzili, czy mógłby się u nich zatrzymać? Czy tam jest?
- …nie ma go tam. Inaczej na pewno już dawno by go
odnaleźli. Powiedzieli też, że chcą jeszcze raz sprawdzić wszelkie placówki, w
których mógłby przebywać oraz załatwić dostęp do wglądu z kamer na lotnisku w
Californii.
- Miejmy nadzieję, że to w jakiś sposób pomoże… - Spuścił
bezradnie wzrok Chunji ,zakładając ręce – Zastanawia mnie tylko co takiego
musiało się wydarzyć, że tak nagle nie daje znaku życia i nie ma zamiaru
wrócić?
- Podejrzewam, że to musi być coś większego… - Dodał Minsoo,
zaglądając niepewnie w stronę pustego pokoju L.Joe – On nigdy nie odwalił by
takiego numeru, jestem pewien.
- Szlag… - Odwrócił się gwałtownie Chnaghyun, kierując się
ku miejscu, gdzie ostatnio czuł się najbezpieczniej, zatrzaskując za sobą drzwi
z impetem – Byunghyun do cholery! – Załkał, ściskając pięści w złości – Gdzie
jesteś?! – Zmarszczył czoło i nabrał powietrza – Gdzie jesteś kiedy Cię
potrzebuję?! – Upadł na podłogę, podpierając się rękoma – Mam dość, słyszysz?!
Dość! – Changhyun wyraźnie wpadał w furię, w jakiej nigdy nie był, gotowało się
w nim, wrzało i buchało. Nagle podnosząc się z zimnej posadzki podszedł do
odrapanej ściany, okładając ją pięściami, chcąc wyżyć się i zatamować potok
negatywnych emocji. Zabolało. Strasznie zabolało, pochwycił za własne dłonie,
otulił je i patrząc na niewielkie rany, zadane samemu sobie osunął się. Poczuł,
jak ogarnia go niemoc. Łzy pomieszane z goryczą smakują zdecydowanie najgorzej.
Dlaczego poczuł się tak oszukany? Dlaczego czuje się tak beznadziejnie?
Dlaczego wszyscy, na których mu zależy po prostu nie mogą przy nim być?
Sohori…
Jedyna osoba, która potrafiłaby go teraz wysłuchać,
zrozumieć i dokonać tego, na co on sam nie jest w stanie się teraz zdobyć.
Dlaczego to wszystko musi być tak bardzo skomplikowane? Tak bardzo chciałby
teraz zadzwonić do niej, wybiec, zobaczyć się…
Ja… ja tak dłużej nie
mogę… nie potrafię… nie dam rady.
Nie chcę.
Pochwyciwszy komórkę, otarł łzy chusteczkami, które znalazł
tuż obok, wyszedł z pokoju i ubrał się w trybie natychmiastowym. Nie miał
zamiaru czekać ani minuty dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz