Sea of Memory movie

wtorek, 30 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY 

L.Joe & Ricky

Story

Skąd ja cię znam? Bynghyun zadawał sobie nurtujące pytanie, wpatrując się w czekoladowe oczy dziewczyny. Miał wrażenie, jakby już je gdzieś widział, jakby te oczy ścigały go w jego wspomnieniach. 
- ...prawda? - Spytała nagle brunetka, wyczekując odpowiedzi. 
L.Joe nie kontaktował, więc zaczęła mu machać ręką przed oczyma. 
- Tak, tak! - Odezwał się niespodziewanie z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy. 
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną jego reakcją, więc po prostu spuściła głowę w geście rozczarowania. L.Joe poczuł, że powinien się poprawić.
- Nie słuchałem...przepraszam... - Odparł ze skruchą - Po prostu cały czas zastanawiam się, skąd cię kojarzę. Skąd znam ten wyraz twarzy, twoje włosy, ton głosu... Właściwie, to co ja wygaduje?! 
- ...rysy twarzy, delikatne dłonie... - Ciągnęła pod nosem brunetka, jakby wykradała mu epitety wprost z głowy, mimo rosnącego zakłopotania z jego strony.
Blondyn przestał czuć się skrępowany. Poczuł, że ona jednak rozumie go, jak nikt inny. W jednym momencie jego oczy zaświeciły się, a ciało wyprostowało. To chyba niemożliwe...Wpadł mu do głowy pomysł. Wstał, jak oparzony i nachylił się nad łóżkiem szpitalnym, szukając czegoś na jej głowie. Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty, zaczęła szamotać się i szarpać.
- Co ty robisz?! 
- Szukam! 
- Hej! My się chyba jednak za mało znamy! - Protestowała nieporadnie wymachując rękami.
L.Joe chwycił jedną z nich i przez chwilę stał w osłupieniu.
- Co? Znalazłeś? - Przeraziła się jeszcze bardziej, widząc zadowolenie w oczach blondyna, który zrobił się bardziej tajemniczy, niż wcześniej.
- Darlin? - Wypowiedział jej imię bardzo ostrożnie w obawie przed pomyłką, jednocześnie z nadzieją w głosie.
- Tak! - Zaśmiała się głośno - Tak, mam na imię Darlin! Ale... - Sprawiała wrażenie, jakby miała tysiąc pytań.
- Twoje znamię! 
- Moje znamię? Skąd wiedziałeś, ze mam znamię na głowie?!
- Nie wiedziałem... to znaczy, nie myślałem, że to możesz być ty! - Nadal przestawał się uśmiechać i przysiadł się bardzo blisko dziewczyny. Wahał się niesamowicie, ale odwaga wzięła górę.. Przytulił ją i poczuł, że dziś jest innym L.Joe. Nie rozumiał tego, ale ona w magiczny sposób sprawiła, że się przełamał. W tej jednej chwili poczuł się szczęśliwy. Nie pamiętał tego uczucia, dlatego chciał się w nim pałać jak najdłużej. Brunetka natomiast analizowała. Ciężko jej było zrozumieć to, co się teraz działo, dlatego nie potrafiła odwzajemnić uścisku. 
- Wiesz... nigdy nie pomyślałbym, że się jeszcze kiedyś spotkamy! - Rzekł Byunghyun rozluźniając ręce - A już na pewno nie w takim miejscu! - Dokończył uradowany.
- Chwila moment - Mrużyła oczy dziewczyna
- Byunghyun - Odparł radośnie chłopak - Pamiętasz mnie? Jestem Bynghyun! Chodziliśmy razem do tej samej klasy! 
- To ty?! - Darlin otworzyła buzię ze zdziwienia - Niemożliwe! Ten Bynghyun?! - Wstała z łózka o mało nie potykając się o felerne białe krzesło.
Wpatrywali się w siebie oboje. L.Joe stał na jednej stronie pokoju, a ona na drugiej. Jedyną barierą dzielącą ich dwoje było łóżko. Gdyby ktoś, dziesięć lat wcześniej powiedział im, że dziś się spotkają, nie uwierzyliby. 
_________________________________________________________________
Park o tej porze roku był miejscem najchętniej odwiedzanym przez mieszkańców Seulu. Słońce przygrzewało nawet najbledsze twarze i sprawiało, że aura dookoła zmieniała się na bardziej pozytywną. Nikt zatem nie potrafił zrozumieć fenomenu siedzących sztywno na pobliskiej ławce osób, ze zrzedniałymi minami. Byli tam tak nieobecni, że wydawać by się mogło, że to tylko hologramy, widma, nieistniejące istoty.Changhyun czuł okropną pustkę, która szczelnie go wypełniała. Nie miał pojęcia, co powinien dalej zrobić. Pójść do niej, wrócić do szpitala? Po co? Skoro to i tak niczego nie zmieni? Jak to możliwe, że ktoś, kogo kochał, nagle po prostu staje się nie osiągalny. Dlaczego nie czuł smutku, rozgoryczenia? Tylko pustkę? Czy to wszystko się już w nim wypaliło, nim się w ogóle zaczęło?! Sohori ani na chwilę nie przestawała pocieszać go, na przemian z opowiadaniem mu o stanie zdrowia Meidi. Wcale nie chciał tego słuchać. A ona robiła to chyba tylko po to, by uniknąć ciszy, której oboje się bali.
- Najgorsze jest w tym wszystkim to... - Przerwał jej wykończony Ricky - ... że to moja wina...- Spojrzał na nią z wyrzutem - Znowu... 
- To niczyja wina! - Wrzasnęła, starając się zatrzymać go, by nie wstał i nie odszedł - Nie możesz się teraz obwiniać... - Dokończyła z troską przyciągając jego rękę ku sobie.
Gorąco na nowo przeszyło jego organizm. Postępowało szybko. Znał to ciepło i walczył z nim do ostatniej chwili. 
- Proszę cię, zostaw mnie już - Te słowa coraz ciężej przechodziły mu przez gardło - Ja... ja tak nie mogę. 
- Kiedy to jest silniejsze ode mnie - Przyznała się niespodziewanie Sohori - Zależy mi... 
Zależy jej na mnie?! 
- Zależy mi na tym, żebyś był szczęśliwy - Odsapnęła i odwróciła głowę. 
Mi też na tobie zależy... 
- Sohori... 
Jasnowłosa dziewczyna pociągała nosem. Słyszał, że się rozkleiła. Nie kłamała. 
- Sohori... - Powtórzył, by wreszcie na niego spojrzała. 
- Hm? - Wytarła ostatnie krople rękawem od bluzki.
- To nie tak... - Pokręcił głową niebieskowłosy - ... ja naprawdę bardzo cię lubię...
Kocham Cię!
- ... ale sądzę, że będzie lepiej, jeżeli...
Będziemy razem....
- ...po prostu przez jakiś czas nie będziemy się spotykać - Ostatnią część zdania przyciszył do minimum. Chyba nawet on sam nie chciał tego usłyszeć. 
- To znaczy... - Próbowała powstrzymać emocje Sohori.
- To znaczy, że odezwę się do ciebie za kilka tygodni - Odparł spokojnie z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Nie - Usłyszał za sobą, gdy był już gotów, by się oddalić - Nie zgadzam się, nie dam rady, nie chcę.
Ja też nie. Zacisnął pięści.
- Do zobaczenia.

piątek, 5 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY

L.Joe & Ricky

story

Paradoks. Absurd. Tak można opisać sytuacje w jakiej właśnie się znalazł. Przecież już tu był. właśnie się stąd wydostał i... wraca? Lecz już nie sam. Już nie ten sam. L.Joe czuł, że ta sytuacja poruszyła coś dziwnego w jego wnętrzu. Ten wypadek to nie był zbieg okoliczności... Spojrzał przed siebie i kątem oka obserwował otoczenie. Jak długo jeszcze będzie musiał czekać, aż się obudzi? Dlaczego w ogóle go to obchodzi? Przecież widzieli się tak naprawdę tylko raz w życiu... a właściwie dwa. Dlaczego tak bardzo irytowało go to, że ten sympatycznie uśmiechający się do niego chłopak, trzymający rękę na pulsie w każdej sytuacji, uratował właśnie ją. Dlaczego, jak idiota czeka na to, aż wybawca po prostu się ulotni lub zniknie? Przecież był dla niego taki uprzejmy...
- Sądzisz, że zaraz się przebudzi? - Starał się z niechęcią nawiązać rozmowę Byunghyun.
- Co? - Spojrzał na blondyna towarzysz, jakby zamyślony, po czym odpowiedział - Tak...tak. Nic jej nie będzie...
L.Joe przegryzł dolną wargę ust. Ta odpowiedź wcale go nie zadowalała, a może nawet wkurzała. W końcu skąd ten facet może to widzieć?! Wstał i podszedł do ściany. Oparł się i uderzył w nią pięścią. Czemu to nie dawało mu spokoju? Obudź się... obudź... - Błagał w duchu.
- Nie martw się, wiem co mówię - Rzekł niespodziewanie chłopak, widząc zachowanie blondyna - Jestem początkującym lekarzem - Dodał fachowo wyciągając plakietkę szpitalną z kieszeni spodni tak, jakby czytał mu w myślach.
L.Joe zdębiał. Po tych słowach zrobiło mu się strasznie głupio i prawie cały się zaczerwienił, utkwiwszy wzrok w kolorowym kawałku plastiku..
- A ty co myślałeś? - Zaśmiał się pod nosem - Że ratuje dziewczyny po to, żeby je poderwać, a potem czekam aż się wybudzą, żeby wyznać im miłość? - Mówił z uśmiechem, jakby opowiadał odcinek telenoweli.
Byunghyun chyba naprawdę przez chwilę w to uwierzył, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.Cieszył się, że to wszystko nieprawda, więc uniósł nieco prawy kącik ust do góry. Momentalnie jego grymas na twarzy zamienił się w lekki uśmiech.
- Może się mylę...- Zaczął spokojnie szatyn - ...ale chyba ci na niej zależy, co?
Nie odpowiedział.
- Mówiłeś, że ją znasz, dlatego...
- Tak - Przerwał mu wypowiedź L.Joe przełykając ślinę w gardle - Widzieliśmy się... - Zrobił pauzę. Jego głos brzmiał jakby miał do czynienia z chrypą. Odchrząknął - ... widzieliśmy się kiedyś w jakimś budynku. Wpadła na mnie z kawą i omal jej nie wylała...
- Wiesz jak się nazywa? 
Byunghyun pokręcił przecząco głową i zwiesił głowę tak, że wszystkie jasne kosmyki zakryły mu połowę twarzy.
- Nie przedstawiła mi się...- Odparł cicho zrozpaczony.
- Och...- Ciemnowłosy starał się wczuć w sytuację -To...może ja pójdę spytać lekarzy, czy już możesz do niej wejść, co ty na to? - Zaproponował, chcąc mu poprawić humor i nie czekając na odpowiedź udał się w głąb korytarza.
W tym człowieku było coś nadzwyczajnego. Przez te kilka minut rozmowy L.Joe zdał sobie sprawę, że źle go ocenił. Widać było, że lubi pomagać innym. Nie zraził się nawet teraz, kiedy widział niezadowolenie na twarzy blondyna z powodu jego obecności.Co nim kierowało? Zazdrość? 
- Już jestem! - Poczuł silny uchwyt na swoim lewym ramieniu - Możesz śmiało ja odwiedzić, na pewno poprawisz jej humor swoim widokiem! - Zaśmiał się znajomy i klepnął go w plecy, dla otuchy. 
Ten tylko odwzajemnił uśmiech i nie myśląc zbyt dużo wszedł do środka. Sala była bardzo podobna do tej, w której sam niedawno przebywał, choć o wiele mniejsza. Łózko stanowiło centrum pomieszczenia, a w nim leżała ta ciemnowłosa, prawie przeźroczysta jak szkło dziewczyna. Byunghyun miał wrażenie, jakby oglądał anioła. Najpiękniejsza istotę jaką kiedykolwiek widział na ziemi. Jak to możliwe, że kiedy spotkali się pierwszy raz, wcale w niej tego nie dostrzegł?! A może, to nie była ona? Wyglądała świeżo, miała prawie niewidoczne, łagodne rysy twarzy, zamknięte powieki, które ukrywały w sobie jakąś nieopisaną głębie, w której miał ochotę się zanurzyć. Jej dłonie, które tak niepozornie, leżały tuż przy jej ciele zdawały się unosić w powietrzu. Biała pościel natomiast, którą była okryta, jakby chroniła ją przed wszystkim z zewnątrz. L.Joe był tym widokiem tak podekscytowany, że kiedy bez pamięci stawiał kroki w stronę łóżka, nieostrożnie zahaczył nogą o krzesło ustawione naprzeciwko. Narobił tym trochę niepotrzebnego hałasu, przez co był sam na siebie zły. Cofnął nogę i pochylił się, by ustawić je z powrotem. Obudził ją. W tym momencie jej cudowne, delikatne rzęsy zaczęły z oporem odkrywać niebieskie oczy. Twarz trochę się zmarszczyła pod wpływem padających na nią promieni słonecznych, a usta poczęły się otwierać. 
- Cze..cześć... - Blondyn patrzył na nią w osłupieniu. Od czasu do czasu nerwowo przebierał nogami i plątał z tyłu swe ręce. Onieśmielony podpatrywał każdy jej najdrobniejszy ruch. Ona, wciąż leżąc, zwróciła ku niemu wzrok. Nagle jej źrenice zaczęły się powiększać, a ciało poderwało się do góry. 
- To ty...- Bacznie obserwowała postać blondyna stojącego w jej sali - To ty! - Powtórzyła uśmiechając się szeroko i ukazując białe, równe zęby. 
__________________________________________________________
- Przynieść ci coś do jedzenia? - Spytał przyjaciela Changjo, który właśnie zabierał się za szykowanie kolacji w ich wspólnym mieszkaniu - Wszyscy usiedli przy stole więc pomyślałem, że...
- Nie...nie chcę... - Odparł beznamiętnie Ricky wpatrując się w puste miejsca na ścianach - Ale dzięki, że pytasz - Dodał z wdzięcznością w głosie, odwracając głowę w kierunku drzwi.
- Jak chcesz... - Chang puścił do niego oko i wyszedł.
Przynajmniej on o nic nie pytał. Tylko on jeszcze go rozumiał. No i L.Joe, który bądź co bądź zniknął. Póki co musiał tu wrócić. Tu było mu teraz najlepiej. Nie mógł już dłużej wytrzymać atmosfery panującej w tamtym miejscu. Nie mógł się tam na niczym skupić, ani niczego przemyśleć.W dodatku Sohori wciąż się koło nich kręciła, a on nie miał pojęcia, jak ma ją ignorować. Przecież nie mógł kazać jej tak po prostu sobie pójść... Nie mógł, prawda? Mógł. Po tym, jak dowiedział się o tym nagłym, przyspieszonym tętnie spowodowanym czymś z zewnątrz, przeraził się. Poczuł, że dłużej tak być nie może. Nie może jej narażać, przez to, co się z nim dzieje. Przez to, że nie może zapanować nad sobą i swoimi uczuciami. Uczuciami, które powinienem żywić do Meidi... Tutaj przynajmniej mógł odpocząć od tego, co działo się w jego życiu. Oprzeć się o miękką poduszkę i wpatrując się w udarte z taśmy ściany, podejmować kolejne kroki w jego głowie nie myśląc o tym, że za ścianą siedzi ona. To znaczy, ze przede mną leży... Chwycił za poduszkę i rzucił w kąt pokoju. Bez sensu. Jak to się stało, że zamiast myśleć o swojej miłości, myśli o Sohori?! Tak nie powinno być, a do tej ich rozmowy na korytarzu nigdy nie powinno dojść. Zdenerwowany podparł się na łokciach i analizował dalej. Ale przecież lubił spędzać z nią czas! Z nią, na korytarzu... Siedząc z nią i rozmawiając, czując przy tym, jak każde jego słowo jest przez nią rozumiane tak, jak tego chciał. Z Meidi już dawno tak nie było... Ponieważ nie zdołaliśmy pogadać. Nie! To znaczy rozmawialiśmy... Zwiesił głowę. Poczuł, ze się zgubił. Przecież te kamery... mogłem się od razu zorientować! Zaczął się obwiniać i podchodząc do okna szurał nogami o panele na podłodze. A co jeżeli ona faktycznie coś do niego czuje? Jeżeli...on ją... Głośny trzask przerwał napiętą sferę myśli, która wypełniała jego pokój.
- Ricky... - Changjo przesunął się, otwierając drzwi na całą ich szerokość - Masz gościa. 
Za sylwetką czerwonowłosego ukazała się dziewczyna z popielatą cerą - Sohori. Stała sztywno, a twarz miała w kolorze kredy. Jej wzrok był tak wymowny, że Changhyun już sam nie wiedział, czy powinien się o cokolwiek pytać. Widział, że coś jest nie tak. Czuł, że nie przyszła tutaj bez powodu, a jego oczy zaczęły pokrywać się cienką warstwą płynu. Changjo widząc tą dziwną wymianę spojrzeń nic nie powiedział, a cicho wycofał się z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
- Co się dzieje? - Spytał, oczekując najgorszego.
- Siadaj - Rzuciła dobitnie.
- Co się stało?! - Powtórzył, drżąc.
- Powiedziałam ci, siadaj... - Prosiła nieugięta.
Usiadł. 
- No? - Poczekał z pytaniem, by spróbować wyczytać coś z jej twarzy, lecz gdy nic to nie dało znowu zaczął - Powiesz mi czy nie?! 
- Ona...- Zaczęła, lecz głos strasznie jej się zachwiał - ona jest w śpiączce - Dokończyła, opadając na łożko i odgarniając chaotycznie spadające kosmyki włosów.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY

Ricky & L.Joe

story

Kalifornia wbrew pozorom wcale nie była stanem nadzwyczaj urokliwym, a miasto z którego pochodził Byunghyun tym bardziej. Blondyn przechadzał się właśnie po głównych jego ulicach. Z kapturem na głowie i z przygarbioną sylwetką nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Idąc, starał się przypomnieć sobie choć część tych miejsc, aby lepiej odnaleźć się w terenie. Było to jednak bardzo trudne, ponieważ jego pamięć do teraz nie była jeszcze w 100% sprawna. Uśmiechnięci ludzie od czasu do czasu pozdrawiali go, a on czuł się tym nieco skrępowany. Zastanawiało go to momentami dlaczego osoby, których nie znał są dla niego tacy mili i uprzejmi. Nie rozumiał dlaczego wydaje mu się, że ci ludzie go rozpoznają. Starał się sobie tłumaczyć pewne rzeczy w dość racjonalny sposób, ale większości nie potrafił. Pamiętał, że kiedy wyszedł ze szpitala, kilka przecznic dalej pewne dziewczyny w wieku zbliżonym do jego zaczęły się bardzo dziwnie zachowywać. Nie twierdził wcale, że jest przystojny, bynajmniej nie na tyle, aby reagować w ten sposób. Znały jego imię, a w dodatku mówiły o czymś, o czym nie miał bladego pojęcia. Od tego momentu głęboko o tym rozmyślał. Czuł, ze jest przed nim jeszcze wiele spraw, o których nie wie. Ciekawość czasem potrafiła doprowadzić go do szaleństwa. Mimo tego wiedział, że jego teraźniejsze życie, nie będzie takie samo jak przedtem. Była godzina jedenasta rano, ruch na ulicach stawał się coraz większy, a ludzi przybywało.L.Joe musiał się coraz częściej przepychać przez tłumy. Przez to wszystko, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie zupełnie stracił rachubę czasu. Tak jakby świat na jakiś czas zatrzymał się, a on był w szklanej pułapce, z której nie mógł się wydostać. Sam nie wiedział, gdzie idzie i dokąd trafi. Podobnie, jak... moment. Poczuł ten sam ból głowy, jak w szpitalu. Momentalnie chwycił się za jasne czoło. Ludzie idący za nim omijali go oglądając się z troską. L.Joe nie chciał wzbudzać sobą sensacji, więc ruszył z miejsca wolnym krokiem. Widział już te ulice, ten zaułek, po jego lewej stronie. Widział siebie, idącego z tą samą czerwoną torbą, z przerażeniem w oczach. Pamiętał również znajome mu drzwi, przez które nie chciał już wchodzić. To chyba nie było tak dawno...prawda? Przystanął.  Znów rozejrzał się wokoło i na drugiej stronie ulicy zauważył dziewczynę. Była tak bardzo podobna do Kim... Właściwie każda z daleka mogłaby nią być. Myślał o niej, a jego serce usychało bez jej głosu, dotyku... Wszystko stawało się takie szare i beznadziejne. Gdybym tylko mógł się z nią skontaktować...dowiedzieć się... przeprosić! Gdy tak spierał się sam ze sobą, nie dostrzegł nawet samochodu wyjeżdżającego z uliczki, na szosę, który głośnym klaksonem przestraszył blondyna. Chyba nie powinien czuć się tu obco, więc dlaczego nie mógł tego znieść? Dlaczego nie mógł znaleźć nikogo, kto mógłby mu pomóc się stąd wydostać? Grupa ludzi stojących kilka metrów przed nim czekała, aż światło zmieni swój kolor na zielony, sygnalizując, że mogą przejść przez pasy. Bynghyun pod wpływem dziwnego impulsu zmienił swoje plany i zamiast iść prosto, dołączył do nich. Samochody stanęły, a on, razem z innymi udał się na spacer po zebrze. Jego stopy były już prawie na chodniku po przeciwnej stronie. 
- Uważaj!!! - Usłyszał za swoimi za swoimi plecami zupełnie niespodziewanie. Przestraszył się nie na żarty. To była ona, znajoma dziewczyna, jej sobowtór. Leżała na środku drogi, a nad nią pochylał się jakiś facet, szukając czegoś łapczywie po kieszeniach. Wyglądało na to, że zemdlała. Coś go tknęło, więc podszedł bliżej. Ruch na chwilę wstrzymano, a dziewczynę przeniesiono na pobocze. 
- Ty! - Wskazał nagle na Bynghyuna podenerwowany szatyn, który szukał czegoś w jej torbie - Pomożesz mi! 
- Ale co... 
- Sprawdź czy oddycha! Staraj się coś do niej mówić i robić wszystko, żeby nie straciła świadomości! Ja muszę jak najszybciej podać jej insulinę! - Rzucił i począł przewracać kolejne przegrody.
L.Joe okropnie przejęty całą sytuacją, pod wpływem szoku dynamiki kolejnych zdarzeń w ciągu kilku sekund nie mógł się ruszyć. Strach obleciał jego całe ciało, a jakaś wewnętrzna rozpacz kazała mu uklęknąć przed nią i wykonywać polecenia wydawane przez tego człowieka. 
- Halo? Halo! Nie zamykaj oczu... Proszę!!! Nie umieraj!!! Zajmujemy się tobą! Jestem przy tobie...  Zaraz wszystko będzie dobrze! Przepraszam, nie chciałem... 
Mam!!! - Ciemnowłosy podszedł do niej i bardzo umiejętnie chwycił jej ramię, wbijając delikatnie strzykawkę z potrzebną dawką - Teraz musimy już tylko czekać, aż ją zabiorą. 
Odetchnął. Nadal miał jej głowę na swoich kolanach. To nie była Kim i dobrze o tym wiedział, ale... 
- Znasz ją? - Zadał mu pytanie, patrząc podejrzliwie na mimikę twarzy L.Joe. 
- Chyba... chyba tak... - Zmarszczył brwi, zastanawiając się, skąd mógł ja znać. Kolejny ból głowy, sytuacja się powtarza.
- Coś ci jest? Tylko nie mów, ze też masz zamiar zemdleć?! - Odparł gotowy do udzielenia pomocy chłopak. 
- Nie... nic mi nie jest. To nic takiego... 
- Jak to?
- Po prostu mam pewne problemy z pamięcią, a to są tego objawy...
- Straciłeś pamięć?
- Tak jakby... - Uśmiechnął się szczerze Byunghyun do zatroskanego towarzysza - Ale powoli przypominam sobie różne rzeczy... - Skierował wzrok na dziewczynę - Na przykład ją... 
_____________________________________________________________
Minęło już 5 kolejnych godzin. Sohori siedziała pod bladą ścianą. Nie przeszkadzały jej ani inne osoby, kręcące się wkoło, ani starające się przemówić do niej pielęgniarki. Powtarzały jej już od dwóch dni, że nie może tam przesiadywać, ale jak grochem o ścianę. Przez te smutne oczy widziała już chyba tylko Rickyego. Coś nie dawało jej spokoju. Czuła, że nie może jej... go... ich tutaj zostawić. Nie mogła...
- Musimy sobie coś wyjaśnić... - Changhyun od razu przeszedł do rzeczy i usiadł obok, zmarnowany wychodząc z pomieszczenia.
- Chyba lubisz tu ze mną siedzieć, co?
- Co? - Wybiła go z rytmu.
- Mówię o tym, że to jest chyba najwygodniejsze miejsce do naszych rozmów... - Sprostowała, udając, że nie ma nic na myśli, a chce tylko rozluźnić tą spięta atmosferę ciągnąca się w nieskończoność.
Ricky zmarszczył czoło. Dlaczego nie chce mnie wysłuchać?!
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że...
- Wiem...- Niebiesko włosy spojrzał w jej stronę z reprymendą - ... tak jakoś wyszło... - dodała - prze...
- Nie przepraszaj - Urwał jej i z obrażoną miną odwrócił głowę w przeciwną stronę. 
Sohori wątpliwie uniosła prawą rękę i położyła ją mu na ramieniu.
- Co ty robisz? - Podnosiło mu się wyraźnie ciśnienie.
- Nie przejmuj się tym tak... - Odparła starając się go podeprzeć na duchu - Niedługo się obudzi i wszystko będzie dobrze... 
- Jak to dobrze?! - Chwycił ją za nieznośne słowo - Jakie "dobrze"?! Według ciebie wszystko będzie "dobrze"?! - Zdenerwował się, wiercąc swoim wzrokiem w jej spojrzenie, które spuściła z rezygnacją. Changhyun również odpuścił.
- Poniosło mnie... prze...
- Nie przepraszaj - Tym razem to ona mu urwała robiąc dłuższą pauzę w ich skomplikowanym dialogu. Siedzieli oboje, ramię w ramię wpatrując się przed siebie na rozmyte twarze innych obecnych na szpitalnym korytarzu. Oboje czuli ciepło bijące od drugiego, a ich dłonie leżące ku sobie zbliżały się. Żadne z nich chyba się tego nie spodziewało, ponieważ gdy tylko poczuli, że są blisko, ich palce zwinnie się oplotły. Na ustach Rickyego, jak i Sohori zagościł delikatny uśmiech. Ta dziewczyna nie była ideałem, nie była nawet zbyt piękna. Była zwyczajna, trochę szurnięta. Co się ze mną dzieje? Pytał sam siebie, kiedy zaczął rozmyślać o tym, jak przyjemnie jest czuć jej obecność. Czy nie powinien się teraz martwić stanem zdrowia swojej ukochanej? Dlaczego nadal nie powiedział Sohori tego, co chciał. Właśnie po to wrócił. Po to wyszedł z sali, żeby teraz... żeby...
- Nie mogę.
Byli chyba kilka sekund przed pocałunkiem. Co ja robię do cholery?! 
- To się nie uda. Nie... nie.... - Nie potrafił się wysłowić, szamotając się ciągle -nie mogę.
Nie chcę! A nie, nie mogę! Katował siebie w myślach. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i odgarnęła długą grzywkę, która wchodziła jej na twarz. Oparła głowę dość mocno o twardą powierzchnię i odetchnęła. Wyglądała przy tym uroczo. Dziwnie uroczo. A może właśnie ... chcę? Gubił się Ricky. Wnet poderwał się na równe nogi i spojrzał na nią z góry. Nie. Zdecydowanie nie. Co we mnie wstąpiło?! Krzyczał w środku, spoglądając kątem oka na drzwi od sali, w której leżała Meidi. Zaskoczony widokiem pielęgniarek, tłumem wchodzących do środka, prawie dostał zawału. Pragnął jak najszybciej znaleźć się w środku, jednak bał się, że sytuacja się powtórzy, a on i tak nie będzie mógł wejść. Procedury są tutaj bardzo zaostrzone. Sohori również wstała widząc całe zamieszanie i zainteresowana wciąż wchodziła na palce, aby zobaczyć więcej przez szyby. Pech chciał jednak, aby okna były ciut za wysoko, by cokolwiek podejrzeć. Wydawało się, że jest to jakaś większa akcja. Coś się musiało wydarzyć, skoro prawie połowa szpitalnej załogi zgromadziła się w jej pokoju. Ricky czuł, jak robi mu się słabo z minuty na minutę. Tak bardzo żałuje tego, że na tę chwilę zupełnie o niej zapomniał. Jeszcze moment i byłby ostatnim zdrajcą na tej kuli ziemskiej. Jak mógł nawet pomyśleć o tym, że Sohori mogłaby ją zastąpić w jego życiu. Chyba tak nie pomyślał, prawda? Nie mógł... nie chciał... 
- Teraz już na pewno nie będzie dobrze! - Prawie krzyczał, osuwając się na ziemię.
- Nieprawda! Wygadujesz bzdury! - Odpowiadała roztrzęsiona brunetka, potrząsając jego ramionami - Ona wyzdrowieje!
- Wyzdrowieje... wyzdrowieje... - Powtarzał i wylewał z siebie hektolitry łez. W końcu nie wytrzymał i po prostu opadł na nią całym swym ciałem. Prawie wbijał swe palce w jej jasny sweter i dał upust wszystkim emocjom, które w nim były. Tak bardzo potrzebował kogoś, kto go zrozumie... 
Nagle usłyszeli kobiecy głos.
- Niech się pan nie martwi, to był tylko chwilowy brak oddechu. Podejrzewamy, że był spowodowany jakimś uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym pacjentki... Czy był pan w jej pokoju cały czas, odkąd ją tu przywieziono? 
- Tak... - Powstrzymywał łzy, lecące po jego policzkach - Czasem wychodziłem tylko na chwilę... 
- Ach... - Zastanawiała się nad czymś kobieta w białym stroju - Bo widzi pan... - Spojrzała wymownie w stronę dziewczyny, aby odeszła na moment, by mogła mu coś w spokoju przekazać - ...czasem osoba, która śpi po urazie, często wyczuwa silniej obecność kogoś innego. Mogło być tak, że ona wyczuła coś, co bardzo ją dotknęło... - Niebiesko włosy miał strach w oczach, dobrze wiedział, o czym mówiła ta kobieta - Dlatego może lepiej byłoby, gdyby pan... po prostu... - Szukała odpowiedniego słowa, patrząc na jego zatroskaną twarz - ... był przy niej. I nie robił nic głupiego... - Dodała, zauważywszy jego zachowanie, kiedy do niego mówiła.