Sea of Memory movie

wtorek, 13 listopada 2012

Gdzieś Cię zgubiłam...

Odcinek 1

Była 2:00 w nocy, wszyscy spali, tylko ona wciąż nie mogła zasnąć. A może nie chciała? Była zrozpaczona. Wciąż wylewała morze łez i sama już nie wiedziała, czy sięgać po różaniec, by go dla siebie wymodlić, czy może zostać w tym pokoju na wieki, co było jej najbliższym planem na przyszłość.

Padisiowa
Oni są jacyś przeklęci! Mówię Ci!                                                          02:26:45
Na pewno to ich sprawka, są przebiegli i cwani, z resztą znasz ich.     02:26:52

Pisała do niej przyjaciółka, która jak zwykle siedziała dla niej na gadu, gdy tylko miała na to ochotę. Z resztą, mieć kogoś takiego, to raczej skarb. Nieważne, czy była to niedziela czy też środa, czwartek. Mogła być szósta rano, a mogła to być dziewiąta wieczorem. Nieważne.


Noise
Sama już nie wiem... nie wydaje się Tobie to jakieś dziwne?!             02:28:37

Tak 'nagle' się zmienił. Nie poznaje go...                                             02:28:41

Padisiowa

Wiesz co... Czas zmienia ludzi. Przecież mógł się na Tobie zawieść.    02:28:56
On przecież nie zdaje sobie sprawy, że to nie Twoja wina.                  02:29:01

Noise
A ja z kolei myślę, że bardzo dobrze o tym wie. Tylko za wszelką
cenę chce mi coś pokazać. Robi to chyba aż nadto wymownie...         02:29:15
Nie zrozum mnie źle, ale chyba jednak chcę pomyśleć nad tym
sama. Jest kilka rzeczy, które muszę sobie sama poukładać w            02:29:54 
głowie...                                       

W tym momencie wyłączyła się z czatu. Padi, tylko bardziej udowodniła jej, że powinna zrobić to sama. W końcu nikt za nią tego nie zrobi. Wiedziała dobrze, jaki on jest. Nie dziwił ją nawet fakt, że co tydzień przychodzi tam do nich i udaje, że wszystko gra. Nigdy nie udawał, a teraz, jakby oszukiwał nie tyle innych i ją, ale sam siebie. Chciała mu pomóc za wszelką cenę, choćby miała za nim biegać, a on miał uciekać,  będzie krzyczeć, aż jej nie usłyszy,  wołać, aż się obróci, a choćby miała przez to wylać kolejne hektolitry płynów, pomoże mu. Postanowiła odbudować to, co stracili obydwoje przez ten okres czasu. Dziewczyna przytuliła mocno poduszkę do siebie, oparła głowę o zimną ścianę, lecz nie zasnęła. Patrzyła tylko na ciemne ulice, na gwiazdy za chmurami i wyobrażała sobie, że na prawdę je widzi, tak samo jak jego postać. Była, lecz wcale nie mogła jej dojrzeć przez pyły wspomnień. Czuła się mała, bezbronna i bezsilna. ' A co jeżeli...' wymyślała wciąż nowe, krępujące sytuacje. Wyobraźnia nie dawała za wygraną, a ona nadal nie mogła zapanować nad emocjami. Dałaby chyba wszystko za to, by znów mogło być jak dawniej. Nagle uśmiechnęła się przez łzy, nawet zaśmiała przez chwilę. "Kocham Cię idioto" - Czy na prawdę go kochała? Czy to nie fikcja, która zrodziła się na w skutek bolesnych doznań? Dlaczego w ogóle mu to powiedziała, to wszystko... jedna głupia łza, na jego policzku, a jej rozwiązała język w 3 sekundy. Czy warto pamiętać ten dzień? Kiedy uciekł ode mnie tak po prostu i zostawił mnie na mrozie? Czy warto? Zasnęła.                                                    

Gdzieś Cię zgubiłam...

Prolog

- Kiedy to w ogóle się stało? - Patrzył na nią, jakby miał zaraz zabić.
- 'To' to znaczy co!?
- Kiedy mnie znienawidziłaś?! - Wybuchnął.
Dziewczyna totalnie skołowana nie przełknęła z wrażenia nawet śliny. Wszystkie reakcje życiowe na chwilę ustały, a ona stała wgapiając się w niego z niedowierzaniem.
- Wcale cię nie znienawidziłam!!! - Wrzasnęła stanowczo łykając łzy.
- Nie?! To dlaczego to wszystko!? Dlaczego przychodzisz do mnie dopiero teraz?!
Znów zamilkła. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Powinna mówić prawdę, ale jak zabrzmi stwierdzenie, że zapomniała. Po prostu o nim zapomniała, bo były... było więcej rzeczy, na których chciała skupić swoją uwagę, bo były one... ważniejsze od niego. Nie mogła mu tego powiedzieć. Nigdy przenigdy.
- Widzisz!!! Mam rację!!! - Rzucił w jej stronę, a z jego policzka popłynęła łza.
Brunetka nagle doznała szoku. Tak dawno nie widziała jego łez, tak dawno nie okazywał jej żadnych uczuć. Coś w nią wstąpiło. Nie wiedziała co robi.
- Kocham Cię idioto, a ty jesteś ślepy, jak kret. Nie rozumiesz tego, że nie chciałam cię zranić?! Nie rozumiesz, że mi też było ciężko?! Dlaczego im wierzysz?! To łgarze i kłamcy, nigdy nie podejrzewałabym ciebie o to, że będziesz z nimi trzymał. Chodzisz tam, bo szukasz sobie kolegów, których nigdy nie miałeś i nie widzisz jacy są na prawdę! Otrząśnij się może z czasem pieprzony egoisto!!! - Wyrzuciła z siebie. Oddychała przez to bardzo głośno, a jej oczy znów się zaszkliły. Dopiero teraz do niej doszło, że powiedziała mu o te dwa słowa za dużo. Tak na prawdę mało co widziała, przez gruby szal z dzianiny i parę na okularach, lecz wiedziała, że uderzyła go w serce. Blondyn skulił się, prawie usiadł na ziemi. Wydawało się, jakby miał za chwilę zemdleć.
- Prze- przepraszam... - Wydukała patrząc w ziemię - Tylko... to wszystko prawda...- Blondyn nadal się nie odzywał - Mimo to...
- Wiesz co?! Gdzieś mam to, co sobie o nich myślisz, nie znasz mnie! - Warknął uciekł gdzieś przed siebie.
- Mylisz się, znam cię lepiej niż ktokolwiek inny... - Odparła i nim się obejrzała jej twarz była cała mokra od gorzkich łez.

niedziela, 11 listopada 2012

Szukając szczęścia.

Prolog 

- Już Cię nie kocham...
Dziewczyna myślała, że się przesłyszała. Jej ręce, splecione na jego szyi same się rozwiązały, a źrenice zrobiły się małe. Odsunęła się od niego i usiadła sztywno trochę dalej.
- Po prostu to uczucie we mnie wygasło, rozumiesz?
- A-ale jak to? - Pytała przestraszona.
- Tamta impreza, ta ostatnia, na której byłem...
Zaczęła wszystko rozumieć. Wszystko się rozjaśniło, a słowa wydobywające się z jego ust zaciskały jej gardło niczym gruba lina, lecz on mówił dalej.
- Była tam taka dziewczyna... - Wyciszył na chwilę głos, spoglądając ukradkiem w oczy brunetki - Był... był alkohol, kilku kumpli, więc postanowiłem się zabawić... Wiesz, jak to jest, nie panujesz nad sobą...
- Chcesz mi powiedzieć, że... - Zaczęła dramatycznie, lecz on wstał gwałtownie.
- Przysięgam ci nie wiem jak to się stało! Podeszła do mnie, zbliżyliśmy się do siebie, potem... Po prostu nie wiem jak do tego doszło!
- Nienawidzę cię - Odparła w końcu.
- Co?
- Nienawidzę cię, wynoś się stąd.
- Ale spróbuj zrozumieć...
- Nie chcę cię tu więcej widzieć, spadaj, rozumiesz?! Znikaj z mojego życia, wynoś się, wynoś się, wynoś się! - Szarpała go za koszulę, popychała i uderzała go pięściami w klatkę piersiową, a z jej oczu płynęły łzy - Weź swoje rzeczy, wszystkie te twoje tandetne i sztuczne uczucia, te czułe słówka, nic nie znaczące, skasuj mój numer i wynoś się z mojego życia!!! Rozumiesz?! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Zniszczyłeś wszystkie moje marzenia!!! - Krzyczała jak opętana.
- Jak chcesz! - Wyrwał się i poprawił koszulę - Będziesz jeszcze tego żałowała! - Dodał patrząc na jej skuloną postać - Suka...
Drzwi zamknięto z łomotem. Zapadła głucha cisza. Bolesna i przeszywająca ludzkie serca cisza. Zdawało jej się, że świat się zatrzymał, że to wszystko co budowała z nim przez te 2 lata, było na marne. Każdy kąt stał się dla niej obcy, poczuła się, jak najgorsza osoba na świecie. Poczuła, że nikt nie jest jej wstanie zrozumieć.

sobota, 3 listopada 2012

Trochę inne opowiadanie :)

Łakoma Miłość <3

Płatki Śniadaniowe

Był letni poranek, Alex jak zwykle budziła się dość późno. Słońce prześwitywało właśnie przez jasne zasłony w oknach i nie dawało jej spać. Jakby krzyczało w jej stronę, by wreszcie ruszyła się z łóżka. Prawdopodobnie było już po 11:00, dziewczyna jednak natychmiast bardziej nasunęła kołdrę na głowę. Zza drzwi pokoju dochodziły głosy jej mamy:
- Alex! Wstawaj, wiesz która już godzina?! Znów chcesz wstać tak późno?!
W pokoju nadal panowała cisza. Nikt się nie odezwał, dlatego też trzeba było wtargnąć bez uprzedzenia, dokładnie tak, jak to ma w zwyczaju pani Henderson. Bach! Otworzyły się jasnobrązowe wrota pokoju. W tym samym czasie ciemnowłosa postać, oplątana własnym nakryciem zleciała z łóżka, niczym kilkugramowy kamień z urwiska. Robiąc przy tym wiele hałasu i zamieszania, krzyczała w niebogłosy.
- Mamo!!! Możesz przestać mnie budzić w ten sposób?! Przecież są wakacje… choć raz chciałam się porządnie wyspać!
- Wyspać się?! Wczoraj mówiłaś to samo, przedwczoraj również, dziś chcesz mi wcisnąć tę samą śpiewkę?
- Yhym… - Dało się usłyszeć mruczenie zza pościeli.
- Ech! Nieważne, nie pozwolę ci tyle spać, koniec kropka, za chwilę widzę cię na śniadaniu!
I wyszła. W pokoju znów na chwilę było cicho, jak makiem zasiał. Alex bezwładnie wstała z twardej i zimnej podłogi. Cudem odkopała się z materiałów i usiadła po turecku koło swojej szafy.
- Totalnie nie mam pomysłu, w co mogłabym się dzisiaj ubrać… Może to? – Spojrzała na fioletową jedwabną koszulę w kratkę – E tam, i tak mi wszystko jedno!
  Gdy wreszcie doszła do siebie, po cichu zeszła po schodach do kuchni. Pani Henderson już nie było, prawdopodobnie wyjechała już do pracy, na popołudniową zmianę. Mama Alex jak zwykle zostawiła jej na patelni jajecznicę ze szczypiorkiem, a obok tego pieniądze i karteczkę: Zakupy…
- No ładnie… - Odrzekła w duchu i spojrzała na opustoszałe wnętrze lodówki, a następnie na obszernie zapisaną karteczkę – Faktycznie przydałoby się ją trochę uzupełnić.
W pośpiechu zabrała się za pałaszowanie jajecznicy i picie kakao. Przygotowała sobie jeszcze kilka reklamówek i większych toreb, by wszystko co potrzebne, mogła bez większych problemów dostarczyć do domu. Wybiegając na podwórko zahaczyła wszystko o rower, wsiadła na niego, podłączyła słuchawki  i ruszyła przed siebie do najbliższego hipermarketu. Kiedy słuchała muzyki, droga do sklepu wydawała się o wiele krótsza, poza tym nie lubiła się z nią na dłużej rozstawać. Minęła kilka ulic, ścieżek i zakrętów, aż wreszcie dotarła na miejsce. Ludzi, jak zwykle chmara, ruch jest tutaj niesamowity w sobotę. I nic dziwnego, skoro mieszka się w takim mieście. Pełno ludzi, których nie znasz, pełno samochodów, które na każdym kroku wręcz pragną cię rozjechać i pełno ulic, abyś nie znając drogi, mógł ławo się zgubić. Po prostu Poznań. Alex z trudem starała się przecisnąć rowerem pod same drzwi sklepu. W takie dni, to jak wyzwanie. Zwinnie zaczepiła rower zamkiem szyfrowym i udała się po koszyk. Nie tracąc więcej zbędnego czasu weszła do Lidl’a, od razu udając się w stronę nabiału.
  Pod koniec zakupów zawsze szła po najświeższą prasę, jednakże pech chciał, aby właśnie dziś wykupiono wszystkie egzemplarze. W takim razie nie pozostało jej nic innego, jak tylko udać się bezpośrednio do jednej z kas. Gdy stanęła w kilku metrowej kolejce, ciągnącej się, jak nitki makaronu, nagle stanął za nią niewysoki, jasnowłosy chłopak. Tak naprawdę nic szczególnego, w takim miejscu, jak to, po prostu nie idzie się opędzić od towarzystwa. Przed Alex, na szerokiej taśmie piętrzyła się góra jedzenia. Masa paczuszek, konserw i słoików z dżemem, które jej mama je nałogowo. Dziewczyna wyciągała już resztę rzeczy z koszyka, kiedy nagle wszystkie paczki z chrupkami i kaszą runęły na podłogę, pod jej nogi.
- O mamo…
Nie zwracając uwagi na ludzi w kolejce, którzy starali się zrobić z tego nie lada sensacje, bez emocji zaczęła podnosić zakupy. Im szybciej się z tym upora i stąd wyjdzie, tym lepiej. Ku zdumieniu, na chwilę poczuła coś ciepłego, spoczywającego na jej ręce. Gwałtownie się odwróciła i znów ujrzała tego niepozornego chłopaczka, właśnie trzymał jej rękę w swojej. To było miłe, zaskakująco miłe. Jednak wreszcie się ocknęła.
- Chyba ci to upadło… - powiedział niespodziewanie blondyn, podając jej paczkę płatków śniadaniowych.
Nie powiedział w prawdzie nic niezwykłego, ale zabrzmiało to co najmniej jak oświadczyny. Przez chwilę stała, jak osłupiała skierowana w jego stronę i pewnie stałaby tak do jutra, gdyby nie kasjerka.
- To wszystko?
-…aa, tak! I niech pani policzy jeszcze te płatki…- Odparła, podając jej zgubę, myślami wracając do znalazcy.
- 57,23 zł.
Alex zatkało. Mama dała jej za mało pieniędzy. W nerwach zaczęła się zastanawiać co powinna zrobić, przecież głupio jej będzie się przyznać, przy takiej ilości zakupów, że nie jest zdolna za wszystko zapłacić. W końcu ją oświeciło.
- W takim razie niech pani nie wlicza tych płatków, zapłacę za resztę – Wybroniła się w porę.
Tak jak przypuszczała, teraz była wstanie zapłacić i spokojnie odejść od zmęczonej kasjerki. Aby nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi, pędem pakowała produkty do siatek, ukradkiem obserwując swojego ‘śniadaniowego’ kolegę. Właśnie płacił za swoje zakupy.
- I jeżeli można, niech pani to doliczy – Wskazał palcem na paczuszkę, którą kobieta przed chwilą odłożyła za ladę.
‘To chyba jakiś mało śmieszny żart’ pomyślała w duchu, w końcu gdzie na świecie dzieją się takich rzeczy? W takim razie co ma teraz zrobić? Odejść i udawać, że niczego nie słyszała? To jak pytanie za milion dolarów, jeżeli się pomyli, po prostu będzie żałować. Nie czekała długo.
Odwróciła się na pięcie z siatkami w rękach i znów spotkała się z jego wzrokiem.
- Trzymaj. Powiedzmy, że to taka drobna przysługa – Rzekł chłopak, wkładając jej nieszczęsne płatki do zielonej eco torby.
- Aaa… tak, dzięki – W lekkim szoku odpowiedziała Alex – nie musiałeś…
- Ale chciałem – Uśmiechnął się szeroko.
W takich momentach ciężko jest mówić cokolwiek, po prostu ten uśmiech powala na nogi. Stała tak, niczym wariatka, wpatrując się maślanymi oczami w jego proste, białe zęby. Na chwilę ‘wyłączyła’ myślenie i zapomniała o całym bożym świecie. Gdy się obudziła z pięknego snu, ten młody, przystojny facet właśnie zapisywał jej swój numer na torebce płatków.
- Jeżeli będziesz jeszcze potrzebowała pomocy, to jestem pod telefonem!
- Usłyszała gdzieś za swoimi plecami. Odchodzący w dali blondyn, wyglądał na szczęśliwego, widocznie lubi pomagać innym. ‘To urocze, że taki ktoś, jak on, wpadł właśnie na mnie…’ znów bujała w obłokach. Lecz trzeba było wreszcie zejść na ziemię, by zawieźć do domu zawartość świecącej pustkami lodówki. Szybko wydostała się ze sklepu i z cudem zapakowała się na drogę. ‘Tylko…jaki ja miałam kod przy tym zamku?”…




Mlekołak

- Chciałabym się o coś zapytać…
- Tak?
- …czy, czy ty masz dziewczynę?!
- Nie, dlaczego pytasz?
- Bo ja, ja chciałabym…się z tobą umówić!
- Tak, a ja zamienię się w Britney Spears i zatańczę macarenę w spódniczce z trawy!
- CO?!
Przed oczami Alex ukazała się nagle rozmazana postać jej młodszego brata, Damiana.
- Co ty siostra za brednie z rana wygadujesz?
- Jakie znowu brednie smarkaczu?!
Młody, nie zważając na roztargnienie dziewczyny, podszedł do niej ostrożnie, niczym myśliwy do swej zwierzyny i chwycił za ramię.
- Słuchaj, nie chcę być niemiły, ale jesteśmy rodziną, myślę, że zasługujesz na kogoś lepszego niż ja!
- Spadaj! – Oburzona warknęła w jego stronę i przykryła się kocem po sam czubek głowy.
- Wariatka… - Dodał rozbawiony, jak najlepszą komedią i wyszedł.
Alex w tym czasie opadła złość na brata, wreszcie jej świat stawał się barwniejszy. Wreszcie miała o kim myśleć i fantazjować. To coś, jak totalne zadłużenie, tej nocy przyśniło jej się chyba wszystko: jego włosy, jego oczy, uśmiech… Po prostu żyć nie umierać. Kiedy w końcu zorientowała się, że ma drobne problemy z oddychaniem pod nakryciem, wysunęła głowę i oparła ją o ramę łóżka. Uśmiechając się sama do siebie, zaczęła dobierać rzeczy. ‘Chwila, moment!’ – Zerwała się nagle i jak oparzona zaczęła szukać komórki pod poduszką. W końcu skoro miała już jego numer, bardzo łatwo będzie jej nawiązać z nim kontakt. ‘Bingo!’ – Pomyślała i zbiegła, jeszcze w piżamie, po schodach do obszernej kuchni. W owym pomieszczeniu, przy stole jadalnym siedział nie kto inny, jak jej kochany ojciec. Właśnie dopijał resztki kawy, doczytując ostatnie rubryki w ‘gazecie porannej’.
- O, nasza gwiazda się obudziła!
- Dzień dobry… - Rzuciła gdzieś pośpiesznie, od razu przechodząc do czynu. Zdążyła tylko dobiec do dolnej szafki, koło zlewu.
- Zaraz! A coś Ty taka żywa?!
- Ja? Żywa? – Odpowiadała pytaniem na pytanie, starając się otworzyć drzwiczki.
- To do ciebie niepodobne. Już zgłodniałaś?
- Tak, to znaczy… nie…- Motała się coraz bardziej.
- Siadaj no tu…
‘No to się zaczyna’ Alex posłusznie wycofała się ze swoich zamiarów i usiadła naprzeciw.
- Co tam u ciebie córeczko? Coś mało ostatnio ze sobą rozmawiamy…
‘A co to ma być?! Nagły przejaw opieki rodzicielskiej?! Akurat teraz?! ‘
- Eee… nic ciekawego tatusiu. Przyszłam zrobić sobie śniadanie.
- Więc wszystko gra?
- Tak, wszystko gra, czy mogłabym…
- W takim razie Damian musiał się pomylić – Zaśmiał się beztrosko, spoglądając w stronę nadchodzącego syna.
- Nie, ona naprawdę się z kimś umawia, tato! Wiem co słyszałem!
- Zamknij się głupku… - Mamrotała przez zęby.
- Ech, ta dzisiejsza młodzież –Westchnął, jakby sam do siebie pan Henderson, sięgając przy tym po swoją czarną aktówkę – Tylko pamiętaj Alex, przed twoim tatą się nic nie ukryje! – Dodał w przelocie i wyszedł z domu.
Tymczasem Damian, uśmiechnięty od ucha do ucha smarował kanapki na śniadanie. Mordercze spojrzenie siostry wcale mu nie przeszkadzało, a nawet bardziej satysfakcjonowało. To była tylko kwestia sekund, aż wreszcie wybuchnie, wstanie od stołu i zdzieli go szybciej, niż zdąży uciec.
- Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że już jesteś martwy, prawda?
- Akurat, nic mi nie zrobisz!
- Założymy się?! – Rwała się z krzesła.
- Jasne, w końcu to ja mam nad tobą przewagę…
- Jaką przewagę znowu?! Co ty gadasz?!
- A taką! – Zaczął wymachiwać jej torebką płatków śniadaniowych przed nosem.
- Co?! Skąd ty to… Oddawaj!!! – Rzuciła się na niego niczym zwierzyna.
- Przecież to tylko ‘mlekołaki’, uspokój się! – Nabijał się dalej Damian – Aż dziwne, że tak nagle nabrałaś na nie ochoty…
- Uważaj, bo jak przypadkiem usunę kilka leveli z mojego komputera…
- Jakich leveli?! – Zerwał się natychmiast, a torebka zatrzymała się w powietrzu.
- Nie wiesz jakich? A ja wiem… to co, kompromis? Płatki za grę? – Wycwaniła się Alex.
- No nie… - Poddał się Damian
- O tak! No dalej, do mnie te płatki, raz, raz! – Przywołała go do siebie wymownym ruchem dłoni – I nie myśl sobie, że ze mną można tak pogrywać!
- Ale wiesz…, że prędzej czy później i tak się dowiedzą!
- A Ty skąd wiesz?! Co?! Może wcale nikogo nie ma!
- Tak, a ten numer napisał się sam…
- Mówił Ci już ktoś, że jesteś zbyt pyskaty? – Spytała Alex, zręcznie zakrywając numer - Lepiej przestań interesować się moim życiem prywatnym, bo ja zacznę interesować się tym co masz na komputerze!
Odparła z przewagą w głosie i dość skrępowana, weszła po schodach niosąc torebkę płatków w ramionach. Czuła się co najmniej dziwnie, wiedziała, że jej tata to urodzony kawalarz, ale on akurat na dobrych żartach się znał. Była świadoma tego, że może faktycznie zacząć coś podejrzewać, nie mniej jednak równie dobrze mógł sobie z tego nic nie zrobić. ‘Miej młodszych braci, staraj się zachować coś dla siebie’. Gdy wreszcie znalazła się w pokoju z ulgą zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie, ciężko oddychając. Otrząsnęła się nieco i usiadła na łóżku pełnym poduszek. Wreszcie miała go przy sobie, jego numer. Nareszcie mogła go w spokoju zapisać, bez wścibskich podglądaczy. ‘Jakby go tu… zapisać?’ Dumała przez dłuższą chwilę. ‘Wiem…- ;mlekołak; -‘ Zapisała w swoim telefonie, ubolewając, że nie wpadła na nic bardziej błyskotliwego i oryginalnego. Nieważne, ważne, że nikt niepowołany nie będzie wiedział o kogo chodzi. Teraz kiedy miała już wszystko, by móc skontaktować się z płatkowym adoratorem, wnet zabrakło jej odwagi. Ręce mimowolnie zaczęły jej się trząść, a nogi przebierać na jej podłodze. ‘Niby co mam mu napisać? Śniłeś mi się, to chyba przeznaczenie!?’ Jasne, że nie, w końcu te teksty powinny być dawno zapisane w księgach archaizmów literackich. Pustka, kompletna pustka w głowie. Tak wiele by się chciało napisać, a tak mało sensownych słów. Tak mało odwagi…




Przyjaciel nie sługa
                                          
  Park miejski, popołudnie, około godziny 17:00. Alejka drzew lipowych. Alex siedziała właśnie na jednej z ławek przy głównej ścieżce, razem z jej najlepszą przyjaciółką Matyldą, popijając truskawkowego szejka z kostkami lodu, śmiały się i obgadywały ludzi przechadzających się w pobliżu.
- Ej, spójrz na niego! Jakby zaspał na nocną zmianę!
- Przestań, pewnie żona mu uciekła z domu i szuka kolejnej!
- Chacha…Zabawne, z taką postawą pewnie szybko nikogo nie znajdzie! – Nabijała się towarzyszka – A tam, widzisz tą babcię?!
- Gdzie? Jaką znowu babcię?!
- No tam! – Wskazała ukradkiem przez ramię Matylda – Jakiego ma przystojnego wnuka!
- Wnuka? Przecież nie ma pewności… - Przyjrzała się uważniej i zamarła.
- A może podejść i zagadać? Co Ty na to?
Alex milczała, jak grób. Widać było, że coś nieźle ją zatkało, na chwilę nawet przestała się ruszać.
- Ej! Co z robą?! – Szturchnęła ją porządnie przyjaciółka.
- Ten chłopak! TEN CHŁOPAK!!! – Zaczęła wrzeszczeć niczym opętana, gwałtownie łapiąc się ramion Matyldy – TO ON!!!
- Jaki znowu ‘on’ ?! – Wrzasnęła równie głośno.
Nie zważając na pytanie kumpeli, natychmiast ruszyła w pogoń za swym blond marzeniem, mając nadzieję, że daleko mu nie ucieknie. W końcu szedł ze swoją babcią, nie mogliby więc odejść daleko. Alex stanęła na środku parku, przy dużej choince. ‘Cholera, nie widzę go!’ Obejrzała się jeszcze kilka razy za siebie, na boki, wreszcie dookoła na pięcie, cudem nie wywracając orła. ‘No nie! Przecież przed chwilą, dosłownie kilka minut temu…JEST!’ Ożywiła się i podbiegła do starszej pani w lawendowej sukience i stojącego obok ‘płatkowego wybawiciela’.
- Dzień… dzień dobry! – Wydyszała z trudem Alex – Piękną mamy dziś pogodę, prawda?
Starsza pani wyglądała na niewzruszoną, nie spojrzała na nią nawet kątem oka,  można powiedzieć, że śmiało ją zignorowała.
- Nie martw się, i tak cię nie słyszy… - Odezwał się tym razem uroczy chłopak – To ty, prawda?
Znów uśmiechał się tak szczerze, jak w sklepie. Oczy mu błyszczały, a Alex nawet nie przejęła się tym, co powiedział wcześniej. Po prostu stała tak samo sztywno i wgapiała się w jego twarz, jak w obrazek. ‘Boże, dziękuję Ci, że mogłam go jeszcze spotkać…’ myślała w duchu.
- Tak… - Poczerwieniała.
- Rozumiem, że wszystko u ciebie w porządku, bo moja skrzynka odbiorcza świeci pustkami.
- Nie miałam jeszcze…
Zanim jednak Alex zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, jego babcia nagle zwróciła na nią swoją uwagę. Spojrzała się w jej stronę, przejrzała ją od góry do dołu, po czym wymownie spojrzała w stronę wnuczka. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i poklepała go po barku.
- Acha cha…Babciu to nie tak… - Kręcił głową blondyn, po czym zwrócił się do dziewczyny – Moja babcia myśli, że jesteś moja sympatią...
Znów uroczo się uśmiechał, być może był trochę bardziej zakłopotany i również czerwieniał na policzkach.
- Nie wszystko da się jej czasem wytłumaczyć, za to rozumie więcej niż ktokolwiek inny – Dodał obejmując starszą panią.
- Widać, że jest ci bliska – Powiedziała to tak cicho i bezbronnie, jak jeszcze nigdy.
- Tak, bardzo. Właśnie spieszymy się do domu, muszę odnieść jej zakupy – Wskazał na siatki, które trzymał z prawej strony.
- Aaa, tak, jasne. W takim razie już dłużej was nie zatrzymuję – Odparła i ruszyła w przeciwnym kierunku.
- Poczekaj! Mam prośbę…Mogłabyś czasem napisać do mnie, od tak, po prostu? Nawet jeżeli nie będzie problemu, z którym będę musiał się uporać?
Alex nic mu już nie odpowiedziała. Po prostu uśmiechnęła się najszerzej, jak mogła, zarzuciła włosami i uniosła w górę telefon.
- To na razie! – Usłyszała w dali jego głos.
Serce biło jej tysiąc razy na sekundę, a w brzuchu rozgrywała się właśnie III wojna światowa. Jak ona mogła w ogóle tam podejść? Jakim cudem udało jej się nie wyjść na kompletną wariatkę? Jak to się stało, że akurat dzisiaj tu szedł, akurat teraz, kiedy ona też tu była?! W głowie roiło się od pytań. Nagle wśród plątaninę myśli wpadła Matylda.
- Ludzie, gdzieś ty była, wyleciałaś za tym chłopakiem, jak Filip z konopi!
- Daj spokój, po prostu… tak wyszło.
- Poza tym nie rozumiem jaki ‘on’. Kompletnie nic nie rozumiem!
- …no ON… -Uśmiechnęła się tajemniczo Alex, mimowolnie wyprzedzając przyjaciółkę krokiem.
- Ej! Wytłumaczysz mi to, czy nie?! Ten blondyn też Ci się podoba?
Alex wyglądała jak jeden wielki burak, kręciła głową i podskakiwała z radości.
- Wiedziałam… jak zwykle! Przecież to ja pierwsza go zauważyłam!!!
- Nie…- Uśmiechnęła się ponownie w jej stronę – To on pierwszy mnie zauważył…
- Że co!? Ale jak..? Moment… - Matylda zaczęła łączyć wątki w głowie. Wygląda przy tym bardzo zabawnie, macha wtedy palcami w prawo i lewo, a na dodatek otwiera buzię, jakby mówiła sama do siebie.
- HEJ! TO BYŁ ON, PRAWDA?! – Wrzeszczała identycznie, jak wcześniej.
- Zamknij się! – Szczelnie przysłoniła jej buzię swoją ręką Alex – Przecież on nadal musi być gdzieś w pobliżu, na pewno cię usłyszy...
- Ty to masz szczęście… nie mówiłaś, że jest taki ładny…
- Jak to nie?! Przecież opowiadałam ci to w szczegółach!
- No tak… ale myślałam, że tylko wyolbrzymiasz fakty – Skuliła się rozczarowana.
- Czyżbyś nie wierzyła mi na słowo?! – Uniosła się na nią momentalnie.
- Co ty…wiesz, że dobrze ci życzę, nie? – Zapytała cicho w jej stronę Matylda
- Yhym…Ale co w związku z tym? – Podskakiwała, jak na sprężynach.
-…ale i tak nie mogę się z tym pogodzić.
Alex przystanęła, podeszła do skruszonej towarzyszki.
- Z czym ty znowu nie możesz się pogodzić?!
- Wiesz, że on też mi się podoba.
- Chwila moment, do czego ty zmierzasz?! – Złość rosła jej w oczach.
- Chciałabym do niego zagadać…, myślisz, że mam jakieś szanse?
‘Zaraz, zaraz! Jakie szanse! To JA mu się podobam i to JA dostałam od niego numer telefonu. To JA dostałam też te cholerne płatki od losu i nie pozwolę, by ktoś mi to teraz zepsuł!’
- Wiadomo, że masz…- Przełknęła ślinę - …szansę… Dlaczego by nie… - Poczuła, jak urywa jej się głos.
- Myślisz?! – W oczach Matyldy zaświeciły się żarówki nadziei – W takim razie co mam zrobić, żeby się z nim skontaktować?!
- … mogę podać ci jego numer, jeżeli tak bardzo chcesz… - Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
- Naprawdę?! Jesteś cudowna, najlepsza, wspaniała! – Wykrzykiwała uradowana przyjaciółka, wieszając się jej na szyi.
- Tak… wiem… - Posmutniała.


___________________________
Muszę być głupia, ze to wystawiłam XD Ale to moja przyszła książka <3 .... ;)