Sea of Memory movie

wtorek, 4 czerwca 2013

KTO UKRADŁ "W" ?!

Exo Funny One Shot

- TAAA DAAAAM!!! - Oznajmił ucieszony od ucha do ucha Suho, klaszcząc w ręce i wpatrując się w laptopa - CHŁOPAKIII!!! CHŁOPAKIII!!! - Wrzeszczał, jak opętany, obracając się na krześle obrotowym, niczym bęben pralki nastawiony na najwyższe obroty - CHŁOPAKIII! CHŁOPA... 
Nagle po całej wytwórni w przeciągu 5 sekund rozległo się głośne szlochanie lidera. 
- A ten znowu to samo... - Spuścił głowę załamany Jongin, uchylając drzwi i wymachując rękami - Chen... widzisz to nie grzmisz... 
- SUHO!!! - Do pomieszczenia wpadł niespodziewanie zmartwiony Jongdae z butelką wody pod ręką, padając pod biurko na kolana - Wszystko w porządku?! Żyjesz?! Oddychasz?! Możesz chodzić?! - Spojrzał na zdezorientowanego lidera, który odwzajemnił się mu dość dziwnym gestem, ponieważ nie zdążył mu odpowiedzieć - Nieważne! Sprawdzimy później! Tu - Wskazał na plastikową butelkę - Tu masz picie! A teraz pij! - Wsadził mu gwint butelki do rozdziawionej ze zdziwienia budzi Suho - No? Już lepiej?! - Pytał wciąż podenerwowany, jakby ta ofiara przed nim, z wielkim czerwonym guzem na głowie miała zaraz umrzeć na miejscu - No?! Czemu nie odpowiadasz?! 
- Może spróbuj wyciągnąć mu tę butlę z buzi...? - Doradził coraz bardziej załamany całą sytuacją Kai, patrzący z boku.
- A może! Rzeczywiście! - Potakiwał nerwowo, nie domyślając się ironii w głosie kolegi - Suho?! Dlaczego nie pijesz?! - Zauważył nagle Chen - KAAAI ! SPÓJRZ! WODY NIE UBYWA! - Zaczął szlochać głośniej, niż całe Exo razem wzięte.
- NO WYCIĄGNIJŻE MU TEN PLASTIK Z TEJ TWARZY!!! - Nalegał Kai szarpiąc ramiona Chena.
- O! - Ujrzał zakręcony gwint napoju - Patrz... zepsute! - Chen był już bliski depresji.
Jongin wyrwał mu umiejętnie niebezpieczny sprzęt i odkręcił obgryzioną zakrętkę, pokazując to Jongdae.
- Widzisz? Tak to się robi... - Trzepnął go przez głowię - GENIUSZU!!! - Dodał, podając butelkę w ręce zszokowanego Suho, który patrzył teraz na przyjaciół z przerażeniem. Kai natomiast wciąż bawił się kolorowym wieczkiem.
- Najchętniej to bym się teraz spakował w jedną walizkę, poprosił kogoś, żeby mnie zawlekł na przystanek kolejowy i włożył do byle jakiego wagonu, byle by jechał, jak najdalej stąd! - Oznajmił z miną "wszystko mi jedno" - Kai.
- Co?! - Spytali obaj towarzysze na raz.
- A nic...- Wyciągnął rękę z zakrętką ku chłopakom - Napisali: "POWIEDZ TO TERAZ" - Więc powiedziałem... 
- O_o - Zareagowali. 
- Heeej, słyszałem jakiś szloch! - Wpadł nagle Tao w wesołym stroju klauna. 
- O___O - Zareagowała ponownie cała trójka. 
- Co macie takie miny?! - Spytał piskliwym głosem i podszedł do Suho zabawnym krokiem, chrząkając, by zacząć piosenkę: Zi Tao na ciebie zerka, nie smuć się, tu masz cukierka! Klaun Tao przy tobie stoi, do wesela się zagooooooooooi!!! 
- Jakiego wesela?! - Wpadł uradowany czymś Lulu - O rzesz w mordę... - Podsumował wygląd Tao, Luhan.
- Dosłownie... tyle se tego napakował na mordę, że aż mi cały dywan zasypał... - Obudził się i odpowiedział wreszcie Suho.
- Ha ha.. haaa, teraz naprawdę wyglądasz, jak Panada! - Zaśmiał się, klepiąc Kai'a po ramieniu.
Tao klaun się już namachał, kilo pudru tu przytachał, może pójdziesz już do siebie, uwierz będzie nam, jak w niebie! - Zaśpiewał w stronę Tao, Chen, tańcząc taniec hula, bez trawiastej sukienki. 
Skoro takie są wymogi, to pożegnam wasze progi... - Odparł smutny i wyjechał na niewidzialnym, miniaturowym rowerku z jedną rączką.
- Nareszcie! - Odsapnął Kai, spoglądając na Luhana, który zrobił z siebie latający dywan na podłodze - A temu co? 
- Może damy mu wody!!! - Wrzasnął alarmowo Jongdae
- NIE!!! - Powstrzymał go w porę Jongin, przytwierdzając do ściany - Nikt się nie rusza!
- Kiedy ja chciałem..., bo was wołałem... - Jąkał się przejęty Suho - ... i potem spadłem... a potem się dusiłem... 
- Wszyscy wiemy Suho... 
- No właśnie nie wiecie!!! - Tupnął nóżką Suho, zamykając laptopa i mając zamiar udać się do drzwi. 
- STÓÓÓJ! - Usłyszał gdzieś stłumiony wrzask lider 
- CO ZNOWU?! - Tupnął nóżką 3 razy - IDĘ!
- NIE MOŻESZ! BO LEŻĘ PRZED TOBĄ!!! - Krzyczał Luhan podnosząc się z podłogi jak wystrzelona petarda.
- Aaa... - Obmierzył Lulu od góry do dołu - To teraz już mogę?
- Teraz tak - Uśmiechnął się szczerze Hannie i wskazał mu drogę wyjścia.
- AAAA!!! SUHOOO!!! - Do pomieszczenia, w którym znajdowały się już 4 osoby dołączył rozwydrzony Kyungsoo - NIC NIE POWIEDZIAŁEŚ!!! 
- Ja chcę już tylko wyjść... - Okazał mu swój wielki bąbel na czole i laptopa pod pachą
- NIE MOŻESZ! CHŁOPAKI! - Ciągnął D.O wyrywając Suho komputer spod ręk, wymijając go i siadając z nim przy szerokim meblu. 
- Czemu wszyscy decydujecie za mnie?! - Płakał lider w futrynie.
- Przejmujemy się nim? - Spytał Chen reszty.
- Nie sądzę... - Odparł niewzruszony Baek, który znalazł się tam nie wiadomo skąd.
- Aaa... to spoko... - Nie zauważył niczego dziwnego w otoczeniu Jongdae - CHWILA MOMENT! Skąd tyś się tu wziął?! 
- Teleportacja to moja umiejętność, wiesz o tym? - Spytał Bekona ironicznie Kai. 
- Wiem... pożyczyłem sobie...
- Ostatni raz! - Trzepnął go przez głowę Jongin
- A jemu to nikt niczego nie zabrania!!! - Wtrącił się nagle Suho, który płakał samotnie w kąciku samotności. 
- A ciebie się nikt nie pytał! - Odwarknął mu Luhan, po czym zwrócił się do Kaia - Dobrze mu powiedziałem? 
- Dobrze... - Poklepał go po ramieniu - Uczysz się od najlepszych... 
- MAM! - Krzyknął z podniecenia D.O - Patrzcie! - Wskazał na ekran
Cała 5 od razu przytuptała w stronę Kyungsoo, by zobaczyć znalezisko.
- Oto nagranie naszej nowej piosenki na comeback! -Rzekł, ceremonialnie odwracając się w stronę zainteresowanych. Nie minęła sekunda, a wszyscy poszli w stronę Lulu i zaczęli wycierać sobą podłogę.
- Ale... ale.... ALE O CO CHODZI?! - Pytał zdziwiony ich reakcją?! - NO CO WAS TAK BAWI?! - Spojrzał zdenerwowany na ekran. 
"A tu miałem szczepionkę..., a tu, tu mam pępek! O, patrzcie jaki słooodki! A tu mam pachę.. taką gładką i jędrną..." - Gadał głos z nagrania, na którym 10-letni Kyungsoo opowiadał o sobie przed lustrem.
- ALE SKĄD TO SIĘ TUTAJ WZIĘŁO?! - Bulwersował się, zamykając szybko wszystkie otwarte okna w komputerze
- Paaatrz! Jaką mam piękną pachę! - Obnażał się Lulu Baekhyunowi - No spójrz tylko! Dotknij! 
- O, TERAZ! PATRZCIE! 
Tym razem wszyscy ze zmarszczonymi czołami i zaciekawieniem słuchali ich własnej wersji nowej piosenki...
- TERAZ! TERAZ TO JA! - Wychylał się zabawnie ponad resztę Suho - Słyszycie chłopaki?! Słyszycie ten wokal?! Ten świetny wokal Junmyeona?!
- Ten świetny TYLKO Twój wokal?! - D.O spojrzał na niego wzrokiem "chyba prędzej cię ukatrupię, niż mi odpowiesz" - A gdzie mój?! Gdzie reszta?!
- ... Myślałem, że wam się spodoba... - Posmutniał po raz 494677705 ósmy, gdy chłopaki zaczęli piętrzyć się na nim wzrokiem - No przecież, ale... ale.. ALE ALE!
- ALE ALE! Nie będziesz więcej śpiewał tak dalej! - Dokończył oburzony Chen
- Nawet nie słyszeliście refrenu!!! - Nalegał, by przewinąć do przodu Suho.
- Miejmy nadzieję, że chociaż to cię wyratuje! - Dodał Jongin z palcem przy nosie lidera.
- O! To teraz!
"...geurae ULF naega ULF... Awoouuu." 
Zatrzymano.
- Hej, a... ale to jeszcze nie ko...
- Gdzie jest "W" ?! - Spytał odwrócony do Suho plecami D.O 
- No ale jak to gdzie?! No gdzie?! No... 
- "W" GDZIE JEST SIĘ PYTAM?! - Krzyczał stojąc nad biednym, jąkającym się perpeciem.
- Dlaczego tam nie ma "W"?! - Rozżalił się Chen
- Coś ty zrobił z "W"?! - Luhan chwycił Sehuna za ramiona - Czyś tyś wiesz, coś tyś zrobił?! 
- SPADŁEM Z KRZESŁA! - Wydarł się w końcu pod wpływem presji prześladowany.
- Co takiego?! - Wiercił wzrokiem w Suho Kai z niedowierzaniem - A co to ma wspólnego!?
- No bo, jak się nagrywało, to sobie skakałem...
- SKAKAŁEŚ SOBIE! ... NA KRZEŚLE?!
- Skakałeś na krześle?! Jak to zrobiłeś?! - Pytał Luhan, chcąc poznać tajniki tej niebywałej kombinacji.
- Nieważne! - Zbył Lulu i ciągnął dalej -  No i jak tak sobie skakałem.. to przy "WOLF" - Zademonstrował ruch - upadłem... A potem już ledwo wydukałem kolejne "ULF" - tym razem znów pokazał zęby - lecz ból był tak silny, że aż zawyłem...
- No to też się nagrało... - Zauważył Chen - Wyszło nawet całkiem realistycznie, wchodzę w to!
- Jak to "wchodzisz w to" ?! Jakie wchodzenie znowu! Przecież to ma być piosenka całego EXO! - Machał rękami na wszystkie strony D.O w geście protestu - Nie zgadzam się! Nie zgadzam! 
- A właściwie... - Kai zaczął śmiesznie ruszać brodą - Można by to wykorzystać, szkoda marnować tak realistycznego nagrania! - Chłopaki słuchali pomysłu z zaciekawieniem, tylko Kyungsoo zatkał sobie uszy - Co myślicie o tym, aby podłożyć resztę głosów naszych, a na refren zostawić zbiorowe "ULF" na cześć Suho i wmontować to perfekcyjne wycie?! Założę się, ze Exotics niczego si.ę nie domyślą! 
- To jest jak...Jak MATRIX! - Podsumował wypowiedź Kaia, Luhan.
- Co? - Jongin spojrzał w jego stronę
- Eeee... to znaczy... jak... jak... - Zaczął pstrykać palcami - .. jak... no uciekło mi słowo! 
- Genialne...- Uśmiechnął się w stronę Suho, Chen - Raz nam się przydałeś! I nawet wyglądasz jak ULF!
- Jak ULF? - Zdziwił się Suho - Chciałem być Wolfem,a  nie "Ulfem"...
- Ja też mam wspaniały pomysł! - Wrzasnął uradowany Baekhyun - Dodajmy do naszego Suho - Ulfa literkę "K", wtedy będziemy mogli nagrywać własny program telewizyjny pt: "Kulfon i Monika!", który opublikujemy na stronie oficjalnej, kiedy nasze mv obejrzy więcej niż 2,5 tysiąca Exoticów!!! Sprytne, prawda?!
- A skąd wytrzaśniemy Monikę? - Walnął Luhan, w ogóle nie zastanawiając się nad dziwnym konceptem Bekona.
- A o czym wy w ogóle gadacie?! - Oburzył się Kai wytrącony z równowagi.
"Gdy na dworze ciepła pora, wtedy czas na lody Koral!" - Wrzeszczał Tao wchodząc do pokoju, przebrany w same kąpielówki z kufrem lodów na szyi.
- Ma ktoś ochotę?! - Spytał szczerząc się do zgromadzenia parafialnego w pokoju.
- No i mamy twoją Monikę Suho! - Luhan objął ramieniem Tao
- Co? Mam Oskara, ale Moniki nie znajdę... - Zaczął grzebać w zimnych słodkościach przebieraniec
- A rożki masz? - Chen nie mógł się opanować
- Czuję, ze to będzie świetny comeback! - Podsumował Baekhyun przybijając piątkę ze samym sobą.
- A ty D.O nie siedź tak przy tym komputerze, bo sobie dupę odparzysz! - Zakończył dyskusję Kai.
_______________________________________________________________
PUENTA - MOJA MAMA <33 XDD
XOXO EXO COMEBACK UWIEŃCZENIE CAŁOŚCI ZAJEBISTOŚCI ALBUMU - PADI <3

niedziela, 2 czerwca 2013

SEA OF MEMORY

Ricky & L.Joe

story

To wszystko wydawało się snem, było tak bardzo nierealistyczne i niebywałe, że przez chwilę dyskretnie szczypał się po ciele w różnych miejscach, by upewnić się, że to nie sen, a on nie obudzi się za moment w ciepłym łóżku. Jej śmiejące się na wszystkie strony oczy pokierowała wprost na twarz Byunghyuna. Znów się uśmiechnął. Był tam tylko przez 5 minut, a ona już dwukrotnie sprawiła, że pokazał swoje białe, lśniące zęby. Czuł się zakłopotany tym, że robi rzeczy, o których wczoraj jeszcze nie myślał. Sam nie wiedział od czego zacząć. Darlin jednak z podekscytowania nie potrafiła ustać w jednym miejscu i ani się obejrzeli objęli się w czułym uścisku. Jej włosy pachniały lawendą, a jasna skóra dłoni, którymi go obejmowała, była tak delikatna, że bał się, aby jej przez przypadek nie uszkodzić. Naprawdę wyglądała jak nie z tego świata. Wprost magicznie. Gdy ich uścisk rozluźnił się Darlin z ekscytacją opadła na puchową pościel i ręką wskazała L.Joe miejsce, w którym miał się dosiąść.
- Nie... postoję.
- Ale nie wygłupiaj się, tylko siadaj! - Zachęcała go najsympatyczniej, jak potrafiła.
- Nie, i tak masz tu już mało miejsca... - Droczył się z nią Bynghyun, czekając co zrobi.
Dziewczyna jednak nie czekała ani chwili, umiejętnie złapała go za ramię obydwoma rękami i przyciągnęła ku sobie. Pech chciał aby noga L.Joe ponownie odbyła krótki romans z białym krzesłem, które sprawiło, że gwałtownie poszybował w stronę delikatnej Darlin, upadając na niej całym swym ciężarem. 
- Auuu!!! 
- Przepraszam! - Podniósł się jak oparzony - Nie chciałem! Naprawdę! 
- Nic.... nie... szkodzi - Dukała z grymasem na twarzy dziewczyna, masując ręką bolące miejsca.
L.Joe wpadł w panikę, zaczął łapczywie przerzucać wszystkie jej prywatne rzeczy na biurku obok i szukać czegokolwiek, co mogłoby jej pomóc. Brunetka widząc to, po prostu spojrzała na niego wymownie.
- Nie - Zatrzymał się - Daj spokój, przecież nic się nie stało.
Tym razem to on spoglądał na nią. Był zupełnie poważny, chyba naprawdę się. przestraszył, że mógł jej coś zrobić. Chciała wstać. Spuściła więc głowę, a ciemne włosy powoli opadły jej na czoło, zasłaniając promienną twarz. Bynghyun zmarszczył czoło, gdzieś widział już ten obrazek.
- Stój! - Wrzasnął niespodziewanie.
Darlin nie wiedząc co się dzieje, wyprostowała się i ręką odgarnęła niesforne włosy.
- Hm? O co chodzi? Mówiłam, że nic się nie stało... - Odparła rozbawiona jego przerażeniem na twarzy.
Poczuł coś dziwnego. To coś kazało mu wyciągnąć ręce ku Darlin i na chwilę zapomnieć. Przytulił ją całym sobą, tym razem na nic już nie zważał, wytężył swój umysł i po prostu wtulił się w jej miękką piżamę. Dziewczyna natomiast zabawnie przewracała oczami, wciąż śmiała się po łebkach w przerwach między oddechami, gdy chciała zebrać powietrze do płuc. Przestała. Właściwie to nie miała pojęcia co się dzieje i dlaczego chłopak tak dziwnie się zachowuje. Już była bliska tego, by mu coś powiedzieć, jednak zawahała się, a jej czoło również się pomarszczyło.
- Widzieliśmy się wcześniej... wylałaś na mnie kawę, pamiętasz? - Spytał odchylając się od dziewczyny - To byłaś ty, prawda? - Pytał dalej pewnym głosem. Darlin posmutniała, na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, a włosy znów opadły na czoło. 
- Nie wiem o czym mówisz... - Rzuciła szorstko, niby niespecjalnie.
- Ale jak to nie wiesz?! To byłaś ty! Pamiętam cię, chociaż to dziwne, ale naprawdę cię pamiętam! Jak to możliwe, że już wtedy się nie poznaliśmy?! 
Darlin panoszyła się nerwowo po pokoju i ścieliła łóżko. 
- Chwila moment... - Bynghyunowi widocznie coś nie pasowało - Przecież przedstawiłem się tobie wtedy! A ty tak po prostu uciekłaś...? - Zastanawiał się nad tym głośno L.Joe.
- Ciszej... - Sapnęła tylko cicho pod nosem i stanęła naprzeciw blondyna z założonym rękami.
- Możesz mi w takim razie wytłumaczyć.. 
- Nie ma czego tłumaczyć -Urwała mu wypowiedź poirytowana brunetka przeglądając swoje paznokcie.
- Nie rozumiem... 
- Choć! - Szarpnęła go za koszulę i wyprowadziła z sali - Ściany mają uszy. 
__________________________________________________________________________
- Ricky? - Changjo delikatnie uchylił drzwi do pokoju - Ricky czy ... - Zbierał się w sobie czerwonowłosy - czy ... coś się stało? - Spytał wreszcie zmartwiony nie na żarty. 
Niebieskowłosy jednak nawet na niego nie spojrzał. Chwycił za to w dłoń zieloną piłeczkę do tenisa i rzucił na przeciwległą ścianę, gdzie odbiła się i wróciła do punkty wyjścia.
- Ricky? - Ponowił próbę przyjaciel.
Piłeczka znów powędrowała tą samą drogą i wróciła do Changhyuna.
- Ricky!!! - Wrzasnął pod wpływem presji, a potem dokończył cicho - Odpowiedz... 
Leżące na łóżku, skrępowane ciało Changhyuna lekko przechyliło w stronę chłopaka, a zielona piłeczka była niemiłosiernie duszona przez Rickyego w jego dłoni. Twarz była natomiast na tym tak maksymalnie skupiona, że aż emanowała obojętnością wobec słów czerwonowłosego. 
Changjo cierpliwie zaciągnął powietrze, wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Co masz zamiar teraz zrobić? - Spytał nie oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Zająć się comebackiem... - Odpowiedział bez zastanowienia Ricky, wciąż trzymając piłkę w ręku.
Jonghyun myślał, że się przesłyszał.
- Co?! 
- Mam zamiar wydać nową płytę... - Oznajmił spokojnie i usiadł po turecku.
- Teraz?! W takim momencie?! - Wykrzykiwał niespokojnie przyjaciel chwytając się obiema rękami za głowę.
- Przecież od dawna ją planujemy, kiedyś chyba trzeba, no nie? 
- Bez L.Joe?! 
- No i co z tego?! - Tym razem i Ricky wrzasnął na Changjo.
Chłopak zdębiał. Zastanawiał się w duchu kim jest ten Changhyun przed nim. 
- Chyba nie muszę odpowiadać ci na pytanie co z tego... TeenTop nie składa się z dwóch czy pięciu osób, a z sześciu! - Zdenerwował się do szaleństwa Jonghyun - Ty chyba żartujesz... 
W tym momencie do pokoju wszedł roztargniony i oszołomiony Niel.
- Ktoś właśnie zadzwonił do nas z zagranicy! Prawdopodobnie chodzi o L.Joe! 

wtorek, 30 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY 

L.Joe & Ricky

Story

Skąd ja cię znam? Bynghyun zadawał sobie nurtujące pytanie, wpatrując się w czekoladowe oczy dziewczyny. Miał wrażenie, jakby już je gdzieś widział, jakby te oczy ścigały go w jego wspomnieniach. 
- ...prawda? - Spytała nagle brunetka, wyczekując odpowiedzi. 
L.Joe nie kontaktował, więc zaczęła mu machać ręką przed oczyma. 
- Tak, tak! - Odezwał się niespodziewanie z entuzjazmem i uśmiechem na twarzy. 
Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną jego reakcją, więc po prostu spuściła głowę w geście rozczarowania. L.Joe poczuł, że powinien się poprawić.
- Nie słuchałem...przepraszam... - Odparł ze skruchą - Po prostu cały czas zastanawiam się, skąd cię kojarzę. Skąd znam ten wyraz twarzy, twoje włosy, ton głosu... Właściwie, to co ja wygaduje?! 
- ...rysy twarzy, delikatne dłonie... - Ciągnęła pod nosem brunetka, jakby wykradała mu epitety wprost z głowy, mimo rosnącego zakłopotania z jego strony.
Blondyn przestał czuć się skrępowany. Poczuł, że ona jednak rozumie go, jak nikt inny. W jednym momencie jego oczy zaświeciły się, a ciało wyprostowało. To chyba niemożliwe...Wpadł mu do głowy pomysł. Wstał, jak oparzony i nachylił się nad łóżkiem szpitalnym, szukając czegoś na jej głowie. Dziewczyna przestraszyła się nie na żarty, zaczęła szamotać się i szarpać.
- Co ty robisz?! 
- Szukam! 
- Hej! My się chyba jednak za mało znamy! - Protestowała nieporadnie wymachując rękami.
L.Joe chwycił jedną z nich i przez chwilę stał w osłupieniu.
- Co? Znalazłeś? - Przeraziła się jeszcze bardziej, widząc zadowolenie w oczach blondyna, który zrobił się bardziej tajemniczy, niż wcześniej.
- Darlin? - Wypowiedział jej imię bardzo ostrożnie w obawie przed pomyłką, jednocześnie z nadzieją w głosie.
- Tak! - Zaśmiała się głośno - Tak, mam na imię Darlin! Ale... - Sprawiała wrażenie, jakby miała tysiąc pytań.
- Twoje znamię! 
- Moje znamię? Skąd wiedziałeś, ze mam znamię na głowie?!
- Nie wiedziałem... to znaczy, nie myślałem, że to możesz być ty! - Nadal przestawał się uśmiechać i przysiadł się bardzo blisko dziewczyny. Wahał się niesamowicie, ale odwaga wzięła górę.. Przytulił ją i poczuł, że dziś jest innym L.Joe. Nie rozumiał tego, ale ona w magiczny sposób sprawiła, że się przełamał. W tej jednej chwili poczuł się szczęśliwy. Nie pamiętał tego uczucia, dlatego chciał się w nim pałać jak najdłużej. Brunetka natomiast analizowała. Ciężko jej było zrozumieć to, co się teraz działo, dlatego nie potrafiła odwzajemnić uścisku. 
- Wiesz... nigdy nie pomyślałbym, że się jeszcze kiedyś spotkamy! - Rzekł Byunghyun rozluźniając ręce - A już na pewno nie w takim miejscu! - Dokończył uradowany.
- Chwila moment - Mrużyła oczy dziewczyna
- Byunghyun - Odparł radośnie chłopak - Pamiętasz mnie? Jestem Bynghyun! Chodziliśmy razem do tej samej klasy! 
- To ty?! - Darlin otworzyła buzię ze zdziwienia - Niemożliwe! Ten Bynghyun?! - Wstała z łózka o mało nie potykając się o felerne białe krzesło.
Wpatrywali się w siebie oboje. L.Joe stał na jednej stronie pokoju, a ona na drugiej. Jedyną barierą dzielącą ich dwoje było łóżko. Gdyby ktoś, dziesięć lat wcześniej powiedział im, że dziś się spotkają, nie uwierzyliby. 
_________________________________________________________________
Park o tej porze roku był miejscem najchętniej odwiedzanym przez mieszkańców Seulu. Słońce przygrzewało nawet najbledsze twarze i sprawiało, że aura dookoła zmieniała się na bardziej pozytywną. Nikt zatem nie potrafił zrozumieć fenomenu siedzących sztywno na pobliskiej ławce osób, ze zrzedniałymi minami. Byli tam tak nieobecni, że wydawać by się mogło, że to tylko hologramy, widma, nieistniejące istoty.Changhyun czuł okropną pustkę, która szczelnie go wypełniała. Nie miał pojęcia, co powinien dalej zrobić. Pójść do niej, wrócić do szpitala? Po co? Skoro to i tak niczego nie zmieni? Jak to możliwe, że ktoś, kogo kochał, nagle po prostu staje się nie osiągalny. Dlaczego nie czuł smutku, rozgoryczenia? Tylko pustkę? Czy to wszystko się już w nim wypaliło, nim się w ogóle zaczęło?! Sohori ani na chwilę nie przestawała pocieszać go, na przemian z opowiadaniem mu o stanie zdrowia Meidi. Wcale nie chciał tego słuchać. A ona robiła to chyba tylko po to, by uniknąć ciszy, której oboje się bali.
- Najgorsze jest w tym wszystkim to... - Przerwał jej wykończony Ricky - ... że to moja wina...- Spojrzał na nią z wyrzutem - Znowu... 
- To niczyja wina! - Wrzasnęła, starając się zatrzymać go, by nie wstał i nie odszedł - Nie możesz się teraz obwiniać... - Dokończyła z troską przyciągając jego rękę ku sobie.
Gorąco na nowo przeszyło jego organizm. Postępowało szybko. Znał to ciepło i walczył z nim do ostatniej chwili. 
- Proszę cię, zostaw mnie już - Te słowa coraz ciężej przechodziły mu przez gardło - Ja... ja tak nie mogę. 
- Kiedy to jest silniejsze ode mnie - Przyznała się niespodziewanie Sohori - Zależy mi... 
Zależy jej na mnie?! 
- Zależy mi na tym, żebyś był szczęśliwy - Odsapnęła i odwróciła głowę. 
Mi też na tobie zależy... 
- Sohori... 
Jasnowłosa dziewczyna pociągała nosem. Słyszał, że się rozkleiła. Nie kłamała. 
- Sohori... - Powtórzył, by wreszcie na niego spojrzała. 
- Hm? - Wytarła ostatnie krople rękawem od bluzki.
- To nie tak... - Pokręcił głową niebieskowłosy - ... ja naprawdę bardzo cię lubię...
Kocham Cię!
- ... ale sądzę, że będzie lepiej, jeżeli...
Będziemy razem....
- ...po prostu przez jakiś czas nie będziemy się spotykać - Ostatnią część zdania przyciszył do minimum. Chyba nawet on sam nie chciał tego usłyszeć. 
- To znaczy... - Próbowała powstrzymać emocje Sohori.
- To znaczy, że odezwę się do ciebie za kilka tygodni - Odparł spokojnie z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Nie - Usłyszał za sobą, gdy był już gotów, by się oddalić - Nie zgadzam się, nie dam rady, nie chcę.
Ja też nie. Zacisnął pięści.
- Do zobaczenia.

piątek, 5 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY

L.Joe & Ricky

story

Paradoks. Absurd. Tak można opisać sytuacje w jakiej właśnie się znalazł. Przecież już tu był. właśnie się stąd wydostał i... wraca? Lecz już nie sam. Już nie ten sam. L.Joe czuł, że ta sytuacja poruszyła coś dziwnego w jego wnętrzu. Ten wypadek to nie był zbieg okoliczności... Spojrzał przed siebie i kątem oka obserwował otoczenie. Jak długo jeszcze będzie musiał czekać, aż się obudzi? Dlaczego w ogóle go to obchodzi? Przecież widzieli się tak naprawdę tylko raz w życiu... a właściwie dwa. Dlaczego tak bardzo irytowało go to, że ten sympatycznie uśmiechający się do niego chłopak, trzymający rękę na pulsie w każdej sytuacji, uratował właśnie ją. Dlaczego, jak idiota czeka na to, aż wybawca po prostu się ulotni lub zniknie? Przecież był dla niego taki uprzejmy...
- Sądzisz, że zaraz się przebudzi? - Starał się z niechęcią nawiązać rozmowę Byunghyun.
- Co? - Spojrzał na blondyna towarzysz, jakby zamyślony, po czym odpowiedział - Tak...tak. Nic jej nie będzie...
L.Joe przegryzł dolną wargę ust. Ta odpowiedź wcale go nie zadowalała, a może nawet wkurzała. W końcu skąd ten facet może to widzieć?! Wstał i podszedł do ściany. Oparł się i uderzył w nią pięścią. Czemu to nie dawało mu spokoju? Obudź się... obudź... - Błagał w duchu.
- Nie martw się, wiem co mówię - Rzekł niespodziewanie chłopak, widząc zachowanie blondyna - Jestem początkującym lekarzem - Dodał fachowo wyciągając plakietkę szpitalną z kieszeni spodni tak, jakby czytał mu w myślach.
L.Joe zdębiał. Po tych słowach zrobiło mu się strasznie głupio i prawie cały się zaczerwienił, utkwiwszy wzrok w kolorowym kawałku plastiku..
- A ty co myślałeś? - Zaśmiał się pod nosem - Że ratuje dziewczyny po to, żeby je poderwać, a potem czekam aż się wybudzą, żeby wyznać im miłość? - Mówił z uśmiechem, jakby opowiadał odcinek telenoweli.
Byunghyun chyba naprawdę przez chwilę w to uwierzył, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.Cieszył się, że to wszystko nieprawda, więc uniósł nieco prawy kącik ust do góry. Momentalnie jego grymas na twarzy zamienił się w lekki uśmiech.
- Może się mylę...- Zaczął spokojnie szatyn - ...ale chyba ci na niej zależy, co?
Nie odpowiedział.
- Mówiłeś, że ją znasz, dlatego...
- Tak - Przerwał mu wypowiedź L.Joe przełykając ślinę w gardle - Widzieliśmy się... - Zrobił pauzę. Jego głos brzmiał jakby miał do czynienia z chrypą. Odchrząknął - ... widzieliśmy się kiedyś w jakimś budynku. Wpadła na mnie z kawą i omal jej nie wylała...
- Wiesz jak się nazywa? 
Byunghyun pokręcił przecząco głową i zwiesił głowę tak, że wszystkie jasne kosmyki zakryły mu połowę twarzy.
- Nie przedstawiła mi się...- Odparł cicho zrozpaczony.
- Och...- Ciemnowłosy starał się wczuć w sytuację -To...może ja pójdę spytać lekarzy, czy już możesz do niej wejść, co ty na to? - Zaproponował, chcąc mu poprawić humor i nie czekając na odpowiedź udał się w głąb korytarza.
W tym człowieku było coś nadzwyczajnego. Przez te kilka minut rozmowy L.Joe zdał sobie sprawę, że źle go ocenił. Widać było, że lubi pomagać innym. Nie zraził się nawet teraz, kiedy widział niezadowolenie na twarzy blondyna z powodu jego obecności.Co nim kierowało? Zazdrość? 
- Już jestem! - Poczuł silny uchwyt na swoim lewym ramieniu - Możesz śmiało ja odwiedzić, na pewno poprawisz jej humor swoim widokiem! - Zaśmiał się znajomy i klepnął go w plecy, dla otuchy. 
Ten tylko odwzajemnił uśmiech i nie myśląc zbyt dużo wszedł do środka. Sala była bardzo podobna do tej, w której sam niedawno przebywał, choć o wiele mniejsza. Łózko stanowiło centrum pomieszczenia, a w nim leżała ta ciemnowłosa, prawie przeźroczysta jak szkło dziewczyna. Byunghyun miał wrażenie, jakby oglądał anioła. Najpiękniejsza istotę jaką kiedykolwiek widział na ziemi. Jak to możliwe, że kiedy spotkali się pierwszy raz, wcale w niej tego nie dostrzegł?! A może, to nie była ona? Wyglądała świeżo, miała prawie niewidoczne, łagodne rysy twarzy, zamknięte powieki, które ukrywały w sobie jakąś nieopisaną głębie, w której miał ochotę się zanurzyć. Jej dłonie, które tak niepozornie, leżały tuż przy jej ciele zdawały się unosić w powietrzu. Biała pościel natomiast, którą była okryta, jakby chroniła ją przed wszystkim z zewnątrz. L.Joe był tym widokiem tak podekscytowany, że kiedy bez pamięci stawiał kroki w stronę łóżka, nieostrożnie zahaczył nogą o krzesło ustawione naprzeciwko. Narobił tym trochę niepotrzebnego hałasu, przez co był sam na siebie zły. Cofnął nogę i pochylił się, by ustawić je z powrotem. Obudził ją. W tym momencie jej cudowne, delikatne rzęsy zaczęły z oporem odkrywać niebieskie oczy. Twarz trochę się zmarszczyła pod wpływem padających na nią promieni słonecznych, a usta poczęły się otwierać. 
- Cze..cześć... - Blondyn patrzył na nią w osłupieniu. Od czasu do czasu nerwowo przebierał nogami i plątał z tyłu swe ręce. Onieśmielony podpatrywał każdy jej najdrobniejszy ruch. Ona, wciąż leżąc, zwróciła ku niemu wzrok. Nagle jej źrenice zaczęły się powiększać, a ciało poderwało się do góry. 
- To ty...- Bacznie obserwowała postać blondyna stojącego w jej sali - To ty! - Powtórzyła uśmiechając się szeroko i ukazując białe, równe zęby. 
__________________________________________________________
- Przynieść ci coś do jedzenia? - Spytał przyjaciela Changjo, który właśnie zabierał się za szykowanie kolacji w ich wspólnym mieszkaniu - Wszyscy usiedli przy stole więc pomyślałem, że...
- Nie...nie chcę... - Odparł beznamiętnie Ricky wpatrując się w puste miejsca na ścianach - Ale dzięki, że pytasz - Dodał z wdzięcznością w głosie, odwracając głowę w kierunku drzwi.
- Jak chcesz... - Chang puścił do niego oko i wyszedł.
Przynajmniej on o nic nie pytał. Tylko on jeszcze go rozumiał. No i L.Joe, który bądź co bądź zniknął. Póki co musiał tu wrócić. Tu było mu teraz najlepiej. Nie mógł już dłużej wytrzymać atmosfery panującej w tamtym miejscu. Nie mógł się tam na niczym skupić, ani niczego przemyśleć.W dodatku Sohori wciąż się koło nich kręciła, a on nie miał pojęcia, jak ma ją ignorować. Przecież nie mógł kazać jej tak po prostu sobie pójść... Nie mógł, prawda? Mógł. Po tym, jak dowiedział się o tym nagłym, przyspieszonym tętnie spowodowanym czymś z zewnątrz, przeraził się. Poczuł, że dłużej tak być nie może. Nie może jej narażać, przez to, co się z nim dzieje. Przez to, że nie może zapanować nad sobą i swoimi uczuciami. Uczuciami, które powinienem żywić do Meidi... Tutaj przynajmniej mógł odpocząć od tego, co działo się w jego życiu. Oprzeć się o miękką poduszkę i wpatrując się w udarte z taśmy ściany, podejmować kolejne kroki w jego głowie nie myśląc o tym, że za ścianą siedzi ona. To znaczy, ze przede mną leży... Chwycił za poduszkę i rzucił w kąt pokoju. Bez sensu. Jak to się stało, że zamiast myśleć o swojej miłości, myśli o Sohori?! Tak nie powinno być, a do tej ich rozmowy na korytarzu nigdy nie powinno dojść. Zdenerwowany podparł się na łokciach i analizował dalej. Ale przecież lubił spędzać z nią czas! Z nią, na korytarzu... Siedząc z nią i rozmawiając, czując przy tym, jak każde jego słowo jest przez nią rozumiane tak, jak tego chciał. Z Meidi już dawno tak nie było... Ponieważ nie zdołaliśmy pogadać. Nie! To znaczy rozmawialiśmy... Zwiesił głowę. Poczuł, ze się zgubił. Przecież te kamery... mogłem się od razu zorientować! Zaczął się obwiniać i podchodząc do okna szurał nogami o panele na podłodze. A co jeżeli ona faktycznie coś do niego czuje? Jeżeli...on ją... Głośny trzask przerwał napiętą sferę myśli, która wypełniała jego pokój.
- Ricky... - Changjo przesunął się, otwierając drzwi na całą ich szerokość - Masz gościa. 
Za sylwetką czerwonowłosego ukazała się dziewczyna z popielatą cerą - Sohori. Stała sztywno, a twarz miała w kolorze kredy. Jej wzrok był tak wymowny, że Changhyun już sam nie wiedział, czy powinien się o cokolwiek pytać. Widział, że coś jest nie tak. Czuł, że nie przyszła tutaj bez powodu, a jego oczy zaczęły pokrywać się cienką warstwą płynu. Changjo widząc tą dziwną wymianę spojrzeń nic nie powiedział, a cicho wycofał się z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
- Co się dzieje? - Spytał, oczekując najgorszego.
- Siadaj - Rzuciła dobitnie.
- Co się stało?! - Powtórzył, drżąc.
- Powiedziałam ci, siadaj... - Prosiła nieugięta.
Usiadł. 
- No? - Poczekał z pytaniem, by spróbować wyczytać coś z jej twarzy, lecz gdy nic to nie dało znowu zaczął - Powiesz mi czy nie?! 
- Ona...- Zaczęła, lecz głos strasznie jej się zachwiał - ona jest w śpiączce - Dokończyła, opadając na łożko i odgarniając chaotycznie spadające kosmyki włosów.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

SEA OF MEMORY

Ricky & L.Joe

story

Kalifornia wbrew pozorom wcale nie była stanem nadzwyczaj urokliwym, a miasto z którego pochodził Byunghyun tym bardziej. Blondyn przechadzał się właśnie po głównych jego ulicach. Z kapturem na głowie i z przygarbioną sylwetką nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Idąc, starał się przypomnieć sobie choć część tych miejsc, aby lepiej odnaleźć się w terenie. Było to jednak bardzo trudne, ponieważ jego pamięć do teraz nie była jeszcze w 100% sprawna. Uśmiechnięci ludzie od czasu do czasu pozdrawiali go, a on czuł się tym nieco skrępowany. Zastanawiało go to momentami dlaczego osoby, których nie znał są dla niego tacy mili i uprzejmi. Nie rozumiał dlaczego wydaje mu się, że ci ludzie go rozpoznają. Starał się sobie tłumaczyć pewne rzeczy w dość racjonalny sposób, ale większości nie potrafił. Pamiętał, że kiedy wyszedł ze szpitala, kilka przecznic dalej pewne dziewczyny w wieku zbliżonym do jego zaczęły się bardzo dziwnie zachowywać. Nie twierdził wcale, że jest przystojny, bynajmniej nie na tyle, aby reagować w ten sposób. Znały jego imię, a w dodatku mówiły o czymś, o czym nie miał bladego pojęcia. Od tego momentu głęboko o tym rozmyślał. Czuł, ze jest przed nim jeszcze wiele spraw, o których nie wie. Ciekawość czasem potrafiła doprowadzić go do szaleństwa. Mimo tego wiedział, że jego teraźniejsze życie, nie będzie takie samo jak przedtem. Była godzina jedenasta rano, ruch na ulicach stawał się coraz większy, a ludzi przybywało.L.Joe musiał się coraz częściej przepychać przez tłumy. Przez to wszystko, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie zupełnie stracił rachubę czasu. Tak jakby świat na jakiś czas zatrzymał się, a on był w szklanej pułapce, z której nie mógł się wydostać. Sam nie wiedział, gdzie idzie i dokąd trafi. Podobnie, jak... moment. Poczuł ten sam ból głowy, jak w szpitalu. Momentalnie chwycił się za jasne czoło. Ludzie idący za nim omijali go oglądając się z troską. L.Joe nie chciał wzbudzać sobą sensacji, więc ruszył z miejsca wolnym krokiem. Widział już te ulice, ten zaułek, po jego lewej stronie. Widział siebie, idącego z tą samą czerwoną torbą, z przerażeniem w oczach. Pamiętał również znajome mu drzwi, przez które nie chciał już wchodzić. To chyba nie było tak dawno...prawda? Przystanął.  Znów rozejrzał się wokoło i na drugiej stronie ulicy zauważył dziewczynę. Była tak bardzo podobna do Kim... Właściwie każda z daleka mogłaby nią być. Myślał o niej, a jego serce usychało bez jej głosu, dotyku... Wszystko stawało się takie szare i beznadziejne. Gdybym tylko mógł się z nią skontaktować...dowiedzieć się... przeprosić! Gdy tak spierał się sam ze sobą, nie dostrzegł nawet samochodu wyjeżdżającego z uliczki, na szosę, który głośnym klaksonem przestraszył blondyna. Chyba nie powinien czuć się tu obco, więc dlaczego nie mógł tego znieść? Dlaczego nie mógł znaleźć nikogo, kto mógłby mu pomóc się stąd wydostać? Grupa ludzi stojących kilka metrów przed nim czekała, aż światło zmieni swój kolor na zielony, sygnalizując, że mogą przejść przez pasy. Bynghyun pod wpływem dziwnego impulsu zmienił swoje plany i zamiast iść prosto, dołączył do nich. Samochody stanęły, a on, razem z innymi udał się na spacer po zebrze. Jego stopy były już prawie na chodniku po przeciwnej stronie. 
- Uważaj!!! - Usłyszał za swoimi za swoimi plecami zupełnie niespodziewanie. Przestraszył się nie na żarty. To była ona, znajoma dziewczyna, jej sobowtór. Leżała na środku drogi, a nad nią pochylał się jakiś facet, szukając czegoś łapczywie po kieszeniach. Wyglądało na to, że zemdlała. Coś go tknęło, więc podszedł bliżej. Ruch na chwilę wstrzymano, a dziewczynę przeniesiono na pobocze. 
- Ty! - Wskazał nagle na Bynghyuna podenerwowany szatyn, który szukał czegoś w jej torbie - Pomożesz mi! 
- Ale co... 
- Sprawdź czy oddycha! Staraj się coś do niej mówić i robić wszystko, żeby nie straciła świadomości! Ja muszę jak najszybciej podać jej insulinę! - Rzucił i począł przewracać kolejne przegrody.
L.Joe okropnie przejęty całą sytuacją, pod wpływem szoku dynamiki kolejnych zdarzeń w ciągu kilku sekund nie mógł się ruszyć. Strach obleciał jego całe ciało, a jakaś wewnętrzna rozpacz kazała mu uklęknąć przed nią i wykonywać polecenia wydawane przez tego człowieka. 
- Halo? Halo! Nie zamykaj oczu... Proszę!!! Nie umieraj!!! Zajmujemy się tobą! Jestem przy tobie...  Zaraz wszystko będzie dobrze! Przepraszam, nie chciałem... 
Mam!!! - Ciemnowłosy podszedł do niej i bardzo umiejętnie chwycił jej ramię, wbijając delikatnie strzykawkę z potrzebną dawką - Teraz musimy już tylko czekać, aż ją zabiorą. 
Odetchnął. Nadal miał jej głowę na swoich kolanach. To nie była Kim i dobrze o tym wiedział, ale... 
- Znasz ją? - Zadał mu pytanie, patrząc podejrzliwie na mimikę twarzy L.Joe. 
- Chyba... chyba tak... - Zmarszczył brwi, zastanawiając się, skąd mógł ja znać. Kolejny ból głowy, sytuacja się powtarza.
- Coś ci jest? Tylko nie mów, ze też masz zamiar zemdleć?! - Odparł gotowy do udzielenia pomocy chłopak. 
- Nie... nic mi nie jest. To nic takiego... 
- Jak to?
- Po prostu mam pewne problemy z pamięcią, a to są tego objawy...
- Straciłeś pamięć?
- Tak jakby... - Uśmiechnął się szczerze Byunghyun do zatroskanego towarzysza - Ale powoli przypominam sobie różne rzeczy... - Skierował wzrok na dziewczynę - Na przykład ją... 
_____________________________________________________________
Minęło już 5 kolejnych godzin. Sohori siedziała pod bladą ścianą. Nie przeszkadzały jej ani inne osoby, kręcące się wkoło, ani starające się przemówić do niej pielęgniarki. Powtarzały jej już od dwóch dni, że nie może tam przesiadywać, ale jak grochem o ścianę. Przez te smutne oczy widziała już chyba tylko Rickyego. Coś nie dawało jej spokoju. Czuła, że nie może jej... go... ich tutaj zostawić. Nie mogła...
- Musimy sobie coś wyjaśnić... - Changhyun od razu przeszedł do rzeczy i usiadł obok, zmarnowany wychodząc z pomieszczenia.
- Chyba lubisz tu ze mną siedzieć, co?
- Co? - Wybiła go z rytmu.
- Mówię o tym, że to jest chyba najwygodniejsze miejsce do naszych rozmów... - Sprostowała, udając, że nie ma nic na myśli, a chce tylko rozluźnić tą spięta atmosferę ciągnąca się w nieskończoność.
Ricky zmarszczył czoło. Dlaczego nie chce mnie wysłuchać?!
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że...
- Wiem...- Niebiesko włosy spojrzał w jej stronę z reprymendą - ... tak jakoś wyszło... - dodała - prze...
- Nie przepraszaj - Urwał jej i z obrażoną miną odwrócił głowę w przeciwną stronę. 
Sohori wątpliwie uniosła prawą rękę i położyła ją mu na ramieniu.
- Co ty robisz? - Podnosiło mu się wyraźnie ciśnienie.
- Nie przejmuj się tym tak... - Odparła starając się go podeprzeć na duchu - Niedługo się obudzi i wszystko będzie dobrze... 
- Jak to dobrze?! - Chwycił ją za nieznośne słowo - Jakie "dobrze"?! Według ciebie wszystko będzie "dobrze"?! - Zdenerwował się, wiercąc swoim wzrokiem w jej spojrzenie, które spuściła z rezygnacją. Changhyun również odpuścił.
- Poniosło mnie... prze...
- Nie przepraszaj - Tym razem to ona mu urwała robiąc dłuższą pauzę w ich skomplikowanym dialogu. Siedzieli oboje, ramię w ramię wpatrując się przed siebie na rozmyte twarze innych obecnych na szpitalnym korytarzu. Oboje czuli ciepło bijące od drugiego, a ich dłonie leżące ku sobie zbliżały się. Żadne z nich chyba się tego nie spodziewało, ponieważ gdy tylko poczuli, że są blisko, ich palce zwinnie się oplotły. Na ustach Rickyego, jak i Sohori zagościł delikatny uśmiech. Ta dziewczyna nie była ideałem, nie była nawet zbyt piękna. Była zwyczajna, trochę szurnięta. Co się ze mną dzieje? Pytał sam siebie, kiedy zaczął rozmyślać o tym, jak przyjemnie jest czuć jej obecność. Czy nie powinien się teraz martwić stanem zdrowia swojej ukochanej? Dlaczego nadal nie powiedział Sohori tego, co chciał. Właśnie po to wrócił. Po to wyszedł z sali, żeby teraz... żeby...
- Nie mogę.
Byli chyba kilka sekund przed pocałunkiem. Co ja robię do cholery?! 
- To się nie uda. Nie... nie.... - Nie potrafił się wysłowić, szamotając się ciągle -nie mogę.
Nie chcę! A nie, nie mogę! Katował siebie w myślach. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i odgarnęła długą grzywkę, która wchodziła jej na twarz. Oparła głowę dość mocno o twardą powierzchnię i odetchnęła. Wyglądała przy tym uroczo. Dziwnie uroczo. A może właśnie ... chcę? Gubił się Ricky. Wnet poderwał się na równe nogi i spojrzał na nią z góry. Nie. Zdecydowanie nie. Co we mnie wstąpiło?! Krzyczał w środku, spoglądając kątem oka na drzwi od sali, w której leżała Meidi. Zaskoczony widokiem pielęgniarek, tłumem wchodzących do środka, prawie dostał zawału. Pragnął jak najszybciej znaleźć się w środku, jednak bał się, że sytuacja się powtórzy, a on i tak nie będzie mógł wejść. Procedury są tutaj bardzo zaostrzone. Sohori również wstała widząc całe zamieszanie i zainteresowana wciąż wchodziła na palce, aby zobaczyć więcej przez szyby. Pech chciał jednak, aby okna były ciut za wysoko, by cokolwiek podejrzeć. Wydawało się, że jest to jakaś większa akcja. Coś się musiało wydarzyć, skoro prawie połowa szpitalnej załogi zgromadziła się w jej pokoju. Ricky czuł, jak robi mu się słabo z minuty na minutę. Tak bardzo żałuje tego, że na tę chwilę zupełnie o niej zapomniał. Jeszcze moment i byłby ostatnim zdrajcą na tej kuli ziemskiej. Jak mógł nawet pomyśleć o tym, że Sohori mogłaby ją zastąpić w jego życiu. Chyba tak nie pomyślał, prawda? Nie mógł... nie chciał... 
- Teraz już na pewno nie będzie dobrze! - Prawie krzyczał, osuwając się na ziemię.
- Nieprawda! Wygadujesz bzdury! - Odpowiadała roztrzęsiona brunetka, potrząsając jego ramionami - Ona wyzdrowieje!
- Wyzdrowieje... wyzdrowieje... - Powtarzał i wylewał z siebie hektolitry łez. W końcu nie wytrzymał i po prostu opadł na nią całym swym ciałem. Prawie wbijał swe palce w jej jasny sweter i dał upust wszystkim emocjom, które w nim były. Tak bardzo potrzebował kogoś, kto go zrozumie... 
Nagle usłyszeli kobiecy głos.
- Niech się pan nie martwi, to był tylko chwilowy brak oddechu. Podejrzewamy, że był spowodowany jakimś uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym pacjentki... Czy był pan w jej pokoju cały czas, odkąd ją tu przywieziono? 
- Tak... - Powstrzymywał łzy, lecące po jego policzkach - Czasem wychodziłem tylko na chwilę... 
- Ach... - Zastanawiała się nad czymś kobieta w białym stroju - Bo widzi pan... - Spojrzała wymownie w stronę dziewczyny, aby odeszła na moment, by mogła mu coś w spokoju przekazać - ...czasem osoba, która śpi po urazie, często wyczuwa silniej obecność kogoś innego. Mogło być tak, że ona wyczuła coś, co bardzo ją dotknęło... - Niebiesko włosy miał strach w oczach, dobrze wiedział, o czym mówiła ta kobieta - Dlatego może lepiej byłoby, gdyby pan... po prostu... - Szukała odpowiedniego słowa, patrząc na jego zatroskaną twarz - ... był przy niej. I nie robił nic głupiego... - Dodała, zauważywszy jego zachowanie, kiedy do niego mówiła.


niedziela, 31 marca 2013

Ricky & L.Joe

Dzisiaj właśnie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miał opuścić to straszne miejsce. Prawdopodobnie już nigdy nie będzie mu się dobrze kojarzyło, nawet trochę. Właśnie pakował ostatnie swoje rzeczy, które miał. Dokumenty, piżamę, zdjęcie. Niewiele tak naprawdę potrzebował. Mimo tego, że reszta przepadła bez śladu, nie czuł straty. Ostanie sunięcie lekko naderwanym zamkiem i był już gotowy. Wstał i podszedł do okna, unosząc jedną rękę i kładąc ją na szybie. Do widzenia... Odparł po cichu. Zdążył się już przyzwyczaić do tych barwnych ptaków odpoczywających na drzewach. Ciekawe, czy tam, gdzie się teraz znajdę, nadal was zastanę... Rozmyślał, jakby to było jedyne za czym będzie tęsknił. Bo tak naprawdę O Kim juz wcale nie myślał. A może tylko się oszukiwał? Zmuszał się. Zmuszał się do ostatku sił. Wysilał i tak przemęczoną już głowę do ciągłego hamowania uczuć w nim drzemiącym. Jego pamięć nareszcie zaczęła się poprawiać, więc nie było już nawet mowy o tym, aby oszukiwać lekarzy i siebie, że jest inaczej. Z jednej strony ogarniała go nieopisana radość wydostania się z tego okropnego padołu rozpaczy, a z drugiej... 
- Dzień dobry! Jest już pan gotowy?
- Yhm - Zabrał swój czerwony podręczny bagaż i udał się w stronę drzwi za pielęgniarką. Nie obejrzał się ani razu za siebie. Przez moment wydawało mu się, że mógł o czymś zapomnieć i nie zabrać czegoś, lecz nie to było teraz na pierwszym miejscu. Gdy mijał tych wszystkich ludzi... starszych, młodszych, matki z dziećmi i personel... Wszystko oglądał tak dokładnie, jakby był tu pierwszy raz. W końcu minął schorowanego, zgarbionego i siwego człowieka, niosącego własną kroplówkę w ręku. Co on miał w oczach? Obserwował go jeszcze przez chwilę, kiedy wchodził do jego sali, w której przebywał. Poczuł się nad wyraz dobrze. Ta osoba potrzebowała pomocy bardziej niż on. Wiedział, że robi dobrze opuszczając to miejsce, a nawet pomaga komuś w ten sposób. Wyszedł. Poczuł ciepły wiatr przeszywający jego jasne kosmki włosów. Zamknął na chwilę oczy i wyprostował się nabierając powietrza w płuca. Czas zacząć nowe życie... 
__________________________________________________________________
Godziny mijały, a każda wydawała się co najmniej wiecznością. Przed Changhyunem leżała osoba, która znaczyła dla niego wszystko. Leżała pobita, niejednokrotnie wykorzystana... dusza przepełniona bólem, osamotnieniem, strachem... Jak mógł jej zrekompensować to, że pozwolił jej to wszystko przyjąć na siebie? To on powinien nosić to za nią. Powinien być tam, w każdej minucie jej życia. Dlaczego nie może cofnąć czasu i naprawić tego błędu? Czy wystarczy to, że jest tu teraz i czuwa nad jej biednym ciałem, leżącym w tym marnym łóżku szpitalnym na oddziale? Czy wystarczy łez, aby obmyć jej serce i wyczyścić każdą przykrą sytuację z jej myśli? Czy wystarczy mu sił do tego, aby zaopiekować się nią i ochronić za wszelką cenę? Dziewczyna wydawała się śnić o czymś bardzo dotkliwym dla niej. Widział to, kiedy przez sen zaciskała w pięści pościel i tak nerwowo marszczyła brwi. Głaszcząc jej głowę wciąż ronił łzy. Gdyby mógł ją od tego wszystkiego oderwać...
- Przebudziła się? - Usłyszał cichy głos Sohori, która wchodziła co jakiś czas do środka, wciąż stacjonując na korytarzu. Ricky przecząco potrząsnął głową i zakrył swoje oczy, aby nie ujawniać cierpienia, wydobywającego się z jego twarzy. 
- Occh... - Usiała zrezygnowana obok brunetka, która patrzyła na ten obrazek z wielkim bólem - Nadal nie wierzę, jak mogło do czegoś takiego dojść... - Na te słowa niebieskowłosy prawie zachłysnął się przez płacz - ... nigdy nie było z nią tak źle... - Odparła cicho odwracając wzrok od centrum zdarzenia - Meidi nie zasłużyła na to, co ją spotkało...
- To moja wina, nie było mnie przy niej... - Puścił jej rękę z uchwytu Ricky i spojrzał rozżalonymi oczyma na Sohori - ...nie miałem pojęcia co się z nią dzieje, nie wiedziałem... 
Brunetka nie czekała zbyt długo. Szybko podeszła Changhyuna od tyłu i przytuliła go, obejmując dłońmi jego klatkę piersiową. Jej włosy swobodnie opadły na jego ramię i lekko drażniły go w szyję, a po całym ciele chłopaka przeszedł dreszcz oraz nieznane mu ciepło. Przez chwilę było mu tak dobrze, czuł, że ma w kimś oparcie, ale...
- Przestań - Rzekł niespodziewanie, bardzo oschle.
- Przepraszam... nie... nie chciałam  - Zmieszała się Sohori i nie wiedząc co robić dalej wybiegła na korytarz. 

niedziela, 24 marca 2013

Ricky

Czy szpitale zawsze muszą tak przytłaczać ludzi tym, że są? Przebywanie w nim doprowadzało L.Joe do szaleństwa. Wiedział, że z dnia na dzień wcale nie jest lepiej. Sam nie wiedział dokąd to wszystko właściwie prowadzi? Nie rozumiał dlaczego jeszcze go stad po prostu nie wyrzucili. Prędzej czy później w końcu i tak będą musieli. Będzie to raczej prędzej, niż później, bo jak dziś słyszał, miejsca na oddziale się kończą, a chorych przybywa. Jego dotychczasowy stan wcale nie zmusza lekarzy do tego, aby go tu trzymali nawet dzień dłużej. Był już chyba gotowy na wszystko. Znów o niej myślał. Jak idiota powtarzał sobie w głowie jej imię. Przecież ona kogoś ma do cholery! Tylko dlaczego to nie mógł być on? Dlaczego to wszystko się tak komplikuje? Gdzie teraz pójdzie, skoro nawet na nią nie może już liczyć? Usłyszał nareszcie to irytujące skrzypienie zawiasów u drzwi, kiedy zostały otwarte.
- Proszę pana... - Ciemnowłosa pielęgniarka podeszła bliżej łóżka pacjenta, który nawet nie odwrócił się w jej stronę. Tak naprawdę wcale nie miał zamiaru, sądził, że lepiej będzie, jeżeli pomyśli, że śpi.
- Proszę pana... - Szturchała blondyna przez krótką chwilę, by potem się poddać i zostawić jakąś białą kopertę na stoliku obok, wyszła. Byunghyun otworzył oczy. Znowu poczuł zapach poduszki i prześcieradła. Usiadł na brzegu łóżka i wgapiał się w okno z oddali. Widział kilka sikorek, które właśnie podleciały na gałęzie drzewa, rosnącego w pobliżu. Lubił na nie patrzeć. Wcześniej nawet nie widział ich, a teraz były jednym przyjemnym obrazem dla jego oczu. Spuścił głowę. Czuł, że pielęgniarka nie przyszła tutaj bez powodu. Chciał, żeby to piekło się już dla niego skończyło. Wstał więc z wielkim oporem, wsunął stopy w twarde obuwie i udał się na drugą stronę łóżka. Ujrzał list. Nagle zrobiło mu się gorąco. To list od niej? Zmieszał się. Przecież personel szpitala nie dostarcza prywatnej poczty. Może to dokument, dzięki któremu się stąd wydostanę? Wciąż myślał. Chwycił za delikatne brzegi koperty i ujął w obie dłonie. Wpatrywał się w nią z przesadna nadzieją. Wydawało mu się, że nie da rady jej otworzyć. Chyba za wiele oczekiwał od tego kawałka tektury. A co, jeżeli się przeliczy? Wyczuł coś dziwnego w środku. Przesuwając kciukiem, w końcu rozerwał górną część papeterii. Zaniemówił. Palce drżały mu tak strasznie, że ledwo trzymał znalezisko w rękach. Był tam jego dowód osobisty, wszystkie dokumenty, paszport, jakieś zdjęcie i co najważniejsze, pieniądze. Wszystko to, co zostało mu skradzione. Oczywiście rzeczy nie zdołali już odzyskać, ale to co najcenniejsze miał już przy sobie. Oprócz... Opadł bezwładnie na łóżko. Wyciągnął z koperty zdjęcie, była tam ... ona. Kim. I ... on? Nasze wspólne zdjęcie... Było to zdjęcie robione za czasów, kiedy oboje byli w wieku gimnazjalnym. Na lotnisku. Znał to lotnisko. W tym momencie głowa zaczęła go strasznie boleć, więc chwycił się za nią porywczo. Widział podświadomie to miejsce, widział siebie idącego z biletem w ręce. Ból ustał, a L.Joe otworzył oczy szeroko. Po chwili ból znowu robił się coraz silniejszy, a on myślał, że eksploduje. Tym razem widział nie tylko siebie, ale także jakieś inne postacie do niego podobne. Zobaczył niebieskowłosego chłopaka i w końcu znajomą brunetkę. Czyżbym zaczynał sobie wszystko przypominać? 
_____________________________________________________________
Sohori biegła za nim nie czując już własnego zmęczenia po tym, co przeszła. Pragnęła już tylko jednego, dogonić go i wszystko mu wyjaśnić. Był już niedaleko. Jak miała go zatrzymać?! W jaki sposób?! Nagle poczuła ból, który przeszył jej całe ciało. Zgięła się w pół i zatrzymała na środku korytarza. Wzięła ostatnie dwa wdechy.
- Zaczekaj... - Upadła.
Ricky oszołomiony tym, co go dzisiaj spotkało, nie zwrócił nawet uwagi na to, że ta dziewczyna za nim biegła. Gdyby nie wstrząśnięty personel, który na jej widok zaczął biec w przeciwną stronę, na pewno by się nie obejrzał. Momentalnie postanowił schować dumę do kieszeni i podbiegł do niej. Coś kazało mu jej pomóc. Nie rozumiał tego uczucia, tak naprawdę nawet nie chciał. Po prostu wziął jej dłoń w swoją i uścisnął z całej siły. Sohori otworzyła oczy. Changhyun pomógł jej wstać, a kobiety, które pojawiły się obok ustąpiły. Dziewczyna zasłabła tylko na chwilę, przemęczenie dało o sobie znać. 
- Dziękuję... - Odparła cicho, pokaszlując przy tym nieco. 
- Nie ma za co - Rzucił sucho, starając się nie ukazywać swoich emocji. Widząc, że stoi już na nogach o własnych siłach, zdjął jej rękę ze swojego ramienia i stanął obok.
- Chciałabym ci wszystko... - Przełknęła ślinę - wyjaśnić... 
- Nie wiem czy...
- Proszę - Wyszła mu na przód Sohori z lekko drżącym głosem.
Changhyun kręcił trochę głową, lecz widząc jej przejęcie, postanowił, że ulegnie. Nie chciał być teraz sam. Poczuł, że jej towarzystwo przyda mu się bez względu na to, co zamierzała mu powiedzieć. Prowadziła go do bufetu, który był pełny pacjentów z rożnych działów oraz ich gości. Znaleźli jakiś osobny stolik pod oknem i przysiedli się. Sohori bardzo stękała z bólu siadając, lecz gdy tylko zagrzała miejsce oparła głowę o dłonie. Ricky poczuł się niezręcznie. Nie lubił cudzych spojrzeń na sobie, szczególnie w takich sytuacjach. Nie miał jednak siły aby cokolwiek zmieniać z tego powodu. 
- Może na początek cię przeproszę... - Zaczęła bardzo przybita - ...za moje zachowanie przed firmą. Prawda jest taka, że nigdy się tak nie zachowuję. 
Wierzył jej. Dziwiło go to, ale w tym momencie była bardzo wiarygodna. 
-... zrobiłam to tylko dlatego, aby wzbudzić zazdrość w Meidi...- Urwała na moment - ...to znaczy starałam się pomóc, ale mi nie wyszło... - Była prawie bliska płaczu - To nie jest jej pierwsze pobicie. 
Ricky słysząc to z ust Sohori czuł, że chyba zaraz zemdleje. Jak to nie pierwsze?! Przeraził się.
- Jej szef..., nasz szef... - poprawiła się - ... on jest dla nas bezlitosny. Upatrzył sobie Meidi i bardzo ją od siebie uzależnił, w dodatku w krótkim czasie. Jak wiesz, dostała się tutaj z powodu jej ojca. Jest młoda, ładna, atrakcyjna... 
Changhyun wyobraził sobie właśnie tysiąc najbliższych najgorszych scenariuszy, kryjących się pod tymi słowami. Jego oczy kierowały się ku gwieździstemu niebu tuż za szybą, a łzy płynęły wolno po jego delikatnych policzkach obmywając żal i złość, którą czuł niedawno. 
- Kiedy już myślała, że się na nim poznała, on po prostu zaczął stawiać jej coraz to nowe warunki. On stał się dla niej tak ważny, że potrafiła zrobić dla niego wszystko. Przez to właśnie nie zauważyła nawet, jak bardzo sama siebie skrzywdziła. 
Gdzie ja wtedy byłem do cholery?! Czemu mnie przy niej nie było?!
- Potem... było już tylko coraz gorzej. On zaczął ja oszukiwać, podglądać, śledzić, zastraszać, nawet zaczął ją upokarzać przed całą firmą... - Jej głos ucichł - ... niejednokrotnie ją gwałcił, byle by tylko wykonywała to, o co ja prosił...
Wybiegł. To było dla niego chyba za dużo. Stał właśnie przed drzwiami do sali, z której leżała. Bez opamiętania nacisnął białą klamkę. Drzwi ledwo uszły z życiem. 
- Już wszystko wiem...- Uklęknął nad śpiącą Meidi i nieśmiało wyciągając rękę w jej stronę, opuszkami palców przewrócił kilka kosmyków na skroni - ... jestem tu. Jestem i cię nie opuszczę...- Drugą ręką zasłonił sobie usta, usiadł obok na krześle i starał się powstrzymać nieustający płacz - Obiecuję... Obiecuję, że on za to zapłaci... 

środa, 13 marca 2013

Ricky

Lekarze byli bezsilni. Mogli korzystać tylko z prymitywnych sposobów dotarcia do pacjenta. Przed sobą miał zwykłą białą kartkę, a w ręku ołówek. Jego zadaniem było zapisywać wszystko to, co sobie przypomni. Był jednak problem, ponieważ od 3 dni nadal kartka świeciła pustkami. Zdenerwowany tym faktem podarł ją na kawałki, a ołówek rzucił gdzieś w kąt sali. Przez chwilę miał nawet nadzieje, że jego dokumenty odnajdą się i nareszcie czegoś się o sobie dowie... Jednak bez szans. Powiedzieli mu, że zostały skradzione, a policja nadal szuka sprawcy. Wczoraj pierwszy raz obejrzał się w lustrze. To dziwne, że nawet jego własny obraz go przeraża, ponieważ go nie rozpoznaje. Wciąż tkwił w tym samym miejscu, sam nawet nie wiedział, jak długo. Znał na pamięć już chyba każdy centymetr tego twardego materaca, który miał pod sobą. To było niedorzeczne, jak mógł nic nie pamiętać?! Nic, kompletnie nic. Jak to możliwe, że pamiętał tylko Kim? Pamiętał nawet to, że coś go z nią łączy, coś bliższego..., ale poza tym znów ciemność. Miał taką pustkę w głowie, że nawet nie wiedział czym ją zapełnić. Godziny mijały mu najczęściej na wgapianiu się w sufit i blade ściany. Do okna i tak nie sięgał wzrokiem. Czasem tylko z nią rozmawiał, kiedy się pojawiła. Rozmawiali, choć ciężko to chyba jednak nazwać rozmową, skoro nawet nie kojarzył faktów. Mimo tego uwielbiał to uczucie, kiedy siedziała tuż obok i trzymała go za rękę. Ostatnio nawet poczuł, że jest inna. Jakaś nerwowa? Tylko dlaczego? Coraz rzadziej przychodziła go odwiedzać. Niejednokrotnie słyszał błagania pielęgniarek, aby pojawiła się "potem". One chyba lepiej od niego wiedzą, że jej odwiedziny nic nie wskórają. Gdyby było inaczej, na pewno coś by już pamiętał... 
___________________________________________________________________________
- Wy mnie chyba nie rozumiecie?! - Krzyczał, jak opętany Ricky - To moja przyjaciółka! 
- Przyjaciółka, nie przyjaciółka, nieważne - Odpowiadała stanowczo pielęgniarka - Nie jest pan członkiem rodziny, dlatego nie mogę pana wpuścić na salę operacyjną. Proszę iść do domu, albo poczekać na korytarzu - Rzekła i zniknęła gdzieś za pierwszymi drzwiami. Changhyun oparł się o ścianę plecami i zsunął się po niej, aż usiadł. Objął głowę rękami i szlochał. Nie miał pojęcia co się dzieje, przecież jeszcze chwile temu było dobrze... no powiedzmy, że dobrze. Tak naprawdę było okropnie, nic mu się nie układało. L.Joe zniknął jak kamień w wodę i wcale się nie odzywał, Nona leży w szpitalu, pobita, nawet nie wie dlaczego, a ta dziewczyna... Znów sobie o nie przypomniał. Kim ona właściwie jest? Co od niego chce?! W tym samym momencie usłyszał jej głos.
- Co się stało?! - Sohori wyglądała na totalnie wyprowadzoną z równowagi. Oczekiwała od niego odpowiedzi, lecz Ricky milczał, jak zaklęty. Wcale nie chciał jej słyszeć. Miał wszystkiego powyżej uszu, a jej obecności szczególnie. W końcu poczuł, jak szarpie go za ramiona i wrzeszczy na cały głos.
- Pobił ją, jasne?! - Zdrętwiała - Pobił... - Znów schował głowę w dłoniach. Dziewczyna przysiadła się obok. Nogi po prostu zgięły jej się w pół, a ciało straciło siły. Słyszał, jak ciężko oddycha. 
- To moja wina... - Głos jej drżał - ...powinnam była jej słuchać, powinnam była nie kłamać... - Ciągnęła.
- O czym ty mówisz do cholery?! - Zareagował zrezygnowany Changhyun - Zjawiasz się, nie wiadomo skąd, wygadujesz jakieś rzeczy, o których nie mam pojęcia, a na końcu przychodzisz tu, żeby się tłumaczyć?! Komu?! - Wrzeszczał rozgoryczony.
- Ja.. ja... - Nie mogła powstrzymać łez - ...przepraszam! - Ujęła szybko i wybiegła. 
___________________________________________________________________________
- ... i  wtedy właśnie się poznaliśmy. Przypominasz to sobie? - Kim patrzyła na blondyna błagalnym wzrokiem. Z nadzieją, że może wreszcie nie zaprzeczy. Nic z tego. Pokręcił głową i odwrócił ją w przeciwną stronę ze złością. Dziewczyna spuściła wzrok i zacisnęła pięści. Spojrzała na niego z czułością i chwyciła za rękę. 
- Nie możesz się jeszcze poddawać...- Mówiła z przekonaniem, w które chyba nie wierzyła - ... nie możesz... - Wyczekiwała, aż odpowie, lecz on nawet na nią nie spojrzał. Uścisk rozluźnił się, a ona znów poczęła oglądać własne stopy. 
- To bez sensu - Odparł nareszcie, siadając na łóżku - Minął tydzień, a ja nawet nie wiem co tutaj robię!
- Przecież ci mówiłam, miałeś wypadek... 
- Wypadek, wypadek... - Wstał na nogi i podszedł do okna. Obejrzał się za siebie i spojrzał jej w oczy. Musiał się jakoś uspokoić, a jej widok tak właśnie na niego działał. Kim poczuła, że chce do niego podejść, lecz nagle usłyszała dźwięk telefonu. Sięgnęła po torebkę po czym wbiła wzrok w L.Joe, który automatycznie odwrócił się tyłem. 
- Przepraszam... - Rzekła dość oschle. Odebrała i wyszła z sali. 
Byunghyun w przypływie nieopanowanej złości chwycił za stojący na parapecie wazon z kwiatami i rzucił nim o ścianę na przeciwko. Kawałki szkła potoczyły się po podłodze, a woda rozlała na całej powierzchni. Dobrze wiedział, że znowu do niej dzwonił. Czuł, że kogoś ma i dlatego tak często jej przy nim nie ma. Nie był głupi, wszystko było dla niego zbyt jasne. 
- Co tu się stało...? - Spytała otworzywszy ostrożnie drzwi do sali - Kwiaty, które ci dziś przyniosłam... 
- Weź je sobie.
Myślała, że się przesłyszała.
- Co takiego?
- A najlepiej będzie, jeżeli już do niego pójdziesz - Stał wciąż przy swoim Byunghyun.
- Nie rozumiem...- Odparła z zakłopotaniem Kim - dzwoniła do mnie koleżanka z pracy, pytała się czy...
- Nie ściemniaj - Spojrzał na nią wzrokiem, który przyprawia o ból - Wiem, że mnie okłamujesz, tylko nadal nie wiem, czy robisz to z litości, czy dlatego, że boisz się powiedzieć prawdy. 
Milczała. Przejrzał ją. 
- Myślałaś, że nie wiem? Że tego nie widzę?! - Podszedł do łóżka i położył się - Wyjdź.
Kim otworzyła usta i nie mogła zebrać się w sobie, aby odpowiedzieć.
- Proszę - Uronił łzę - Wyjdź. 
____________________________________________________________________________
- Nie, nigdzie nie idę! Zostaję tu z Tobą czy tego chcesz, czy nie! Słyszysz?! - Mówił jak najęty Ricky.
- Proszę, nie odstawiaj scen! Przecież widzisz, że nic mi nie jest! - Panoszyła się w łóżku szpitalnym Meidi, pokazując mu rękami miejsca skaleczenia - Widzisz?! To nic takiego! 
- Nie rozumiem, jak on mógł ci to zrobić! Przecież to potwór! 
- Ty niczego nie rozumiesz... - Wbiła głowę w poduszkę dziewczyna.
- To mi wytłumacz! - Przysiadł się obok niej i prawie odchodził od zmysłów Changhyun.
- Dlaczego mam ci tłumaczyć coś, co i tak ciebie nie dotyczy?! 
- Jak to nie dotyczy?! - Wzburzał się co chwila chłopak. 
- Właściwie całe moje życie cię nie dotyczy... - Odwróciła głowę Nana i dokończyła - ... nigdy cię nie dotyczyło.
- Mogę wiedzieć co ty wygadujesz? Jak to nigdy?! 
- A czy ja mogę wiedzieć co ty robisz? Włazisz z butami do mojego życia, zjawiasz się w firmie jak gdyby nigdy nic i przynosisz jakieś nic nie znaczące starocie! 
- Te nic nie znaczące starocie to nasza jedyna pamiątka... - Rzekł cicho Ricky, prawie dusząc się własnymi słowami. Oboje spuścili wzrok. Poczuł, że to do niczego nie prowadzi, dlatego przeszedł do sedna.
- Chcę wiedzieć tylko jedno... - Czuł, że zaraz nie wytrzyma z własnymi emocjami - ... czy ty naprawdę już nic do mnie nie czujesz? 
Zapadła głucha cisza. Dziewczyna wyglądała na zdziwioną tym pytaniem, a jednocześnie była bardzo zdenerwowana. Chyba nawet nie zastanawiała się długo.
- Nie - Rzuciła gdzieś przez ramię, opadła na poduszkę i przekryła się kocem - Mógłbyś już iść? Chcę zostać sama...
Nawet nie musiała prosić, Ricky wyszedł od razu.

niedziela, 3 lutego 2013

Ricky

Szli przez jakąś ogromną polanę, wszędzie rosły stokrotki, a nad nimi świeciło jasne, pełne blasku słońce. Wszystko było tak idealne...
- Obudziłeś się wreszcie! - Usłyszał delikatny głos dochodzący gdzieś z głębi. Lekko przetarł powieki dłońmi i powoli je otworzył. Nadal znajdował się w tym śmiesznym łóżku. Sam nie wiedział, czy powinien coś powiedzieć, odwrócił się w stronę brunetki i lekko się uśmiechnął. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wstała, by poprawić mu koc, który już prawie leżał na ziemi.
- Strasznie wiercisz się, gdy śpisz... - Odparła trochę poirytowana, wciąż nie tracąc tej sympatycznej miny. Oglądał jej dłonie z tak bliska, wszystko wydawało się takie nierealne. Wreszcie nie mógł wytrzymać.
- Kim, ja... - Zaczął drżącym głosem, lecz ona zamknęła mu usta jednym gestem i usiadła naprzeciwko.
- Słuchaj, lekarze bardzo martwią się o ciebie, prawdopodobnie... - I tu na chwilę się zatrzymała - Możliwe, że przez ten upadek coś ci się stało.
- Ale ja czuje się świetnie, nic mnie nie boli... - Zastanowił się, patrząc pytająco w stronę Kim - ...jakiego upadku? 
Gdy ta tylko to usłyszała, od razu podeszła do niego i chwyciła za jego rękę. Poczuł ciepło, które automatycznie przeszyło całe jego ciało. Nie wiedział co się dzieje, ani co się stało. 
- Nie wiesz co się stało? 
Potrząsnął głową w geście niezrozumiałej. "O czym ona mówiła?" - Zastanawiał się.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? - Jej oczy szkliły się, jak szyby po deszczu. "Nie... nie płacz!!!" Obruszył się i złapał ją w tym samym miejscu, na którym spoczywała jej ręka.
- Jak masz na imię? - Spytała całkiem poważnie, wiercąc w niego te czarne źrenice. Usta Byunghyuna otworzyły się i... zamarł. Nagle jego uścisk począł się rozplątywać, a ramiona same opadły. Nic nie pamiętał. Nie miał pojęcia jak się nazywa. Nie miał pojęcia co tutaj robił, pamiętał, kim jest dziewczyna czuwająca przy jego łóżku, ale poza tym... Pustka. 
- Żartujesz sobie, prawda? Ty żartujesz? - Szamotała się na krześle, jakby miała zaraz skonać.
- Nie, nie żartuje... - Bał się słów, które właśnie wypowiedział - Nic nie pamiętam...
______________________________________________________________
"L.Joe... co się z Tobą dzieje?! Gdzie Ty u licha jesteś?! Odezwij się proszę, wszyscy odchodzimy tutaj od zmysłów" - Pisał w pośpiechu Ricky, który miał już totalne bagno w swojej głowie. Stał przed firmą i od dobrego czasu starał się dodzwonić do przyjaciela, lecz ten wciąż nie odbierał. Zaczął się mocno przejmować tym, że od wylotu nie napisał ani słowa. "A jeżeli coś mu się stało?" - Przeszło mu przez myśl, którą odsuwał jak najdalej od siebie "Napisze" - Uspokajał się w duchu, kiedy zauważył, że coś dzieje się za jednym z okien budynku, przed którym przebywał. Włożył komórkę do kieszeni i podszedł bliżej. Dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Stali naprzeciwko siebie. Mężczyzna widocznie unosił się nad tą drobną osobą, której nie mógł rozpoznać. Ten człowiek, ubrany w elegancki garnitur wreszcie nie wytrzymał, chwycił coś z biurka i rzucił tym w stronę tej kobiety. Changhyun myślał, że się przewidział, od razu zareagował. Biegł ile sił w nogach, nie wiedział gdzie, ale czuł, że coś go kieruje. Otworzył drzwi, wpadł do środka i ujrzał Nanę. Leżała na ziemi zupełnie nieprzytomna. W tym samym momencie ujrzał też tego człowieka - Lee Minn Wona. 
- Zostaw ją! Odsuń się od niej! - Wrzeszczał rozgoryczony tym okropnie bolesnym widokiem. Mężczyzna wcale się nie ruszał. Upuścił to, co trzymał w ręce i wyszedł. Musiał być w totalnym szoku, że podjął się czegoś takiego. Rickyemu wcale już nie zależało na tym, czy tu był, czy nie. Uklęknął nad nią i przybliżył jej głowę do swego torsu, z jej skroni spływała cienka stróżka krwi, na jej barkach widział liczne zadrapania i siniaki pod bluzką. "Zabiję sukinsyna!" Wstał, zostawił ją tam na moment i wystukał numer na pogotowie. "Przyjedźcie szybko...proszę, ....proszę!".

sobota, 2 lutego 2013

Ricky

Changhyun nie opierał się ani chwili dłużej, nie zamierzał czekać na to, co mu odpowie, po prostu chwycił za zmiętolone w kieszeni spodni zdjęcie i położył na biurko. Dziewczyna lekko odgarnęła swoje włosy ręką i spojrzała na nie. Momentalnie wyprostowała się i chwyciła za boki beżowego fotela, jakby coś ją przestraszyło. Oglądała to znalezisko bardzo dokładnie, z każdej strony, tak jakby chciała zapamiętać każdy jego fragment. Myślała, że śni. Tym razem spojrzała w stronę Rickyego. Patrzył na nią tak wymownym, tak przenikliwym wzrokiem...
- Nasze zdjęcie... 
- Pamiętasz, co napisałaś na odwrocie?
- To była czwarta klasa... - Mówiła jakby sama do siebie, wyciągnęła ręce ku temu, czemu się przyglądała i z lekką niepewnością odwróciła zdjęcie. Przeczytała to i znów z jej oczu popłynęły łzy. Szybko zakryła twarz ręką i w pośpiechu szukała tej samej, niedorzecznie mokrej chusteczki.
- Nie... - Odparł, trzymając ją za nadgarstek i już prawie dotykając jej policzka swoją dłonią - Mógłbym? - Spytał pokornie, wciąż się przybliżając, lecz ona cofnęła się, jak gdyby starała się go unikać.
- Przestań...tu są kamery... - Rzekła wystraszona i spojrzała w stronę czarnego punktu przy suficie.
- Masz kamerę w gabinecie? - Zainteresował się tym dziwnym faktem Ricky.
- Tak, to chyba oczywiste, że dyrektor chce mieć na oku wszystkich swoich pracowników - Znów wróciła do tego dyplomatycznego tonu - Myślisz, że gdyby każdy robił, co mu się podoba, to mógłby tu nadal pracować? - Spojrzała na niego wymownie i na zdjęcie, które przysunęła w jego stronę delikatnym, posuwistym ruchem placów - Zabierz to. 
- Co? - Myślał, ze się przesłyszał.
- Zabierz to - Stała przy swoim, tym razem już gardząc wszelkimi odruchami z jego strony.
- Nie rozumiem...- Przełknął ślinę - Myślałem... przecież czytałaś to...
- Tak, pisałam to kiedy byłam w podstawówce, pamiętam co napisałam - Wyciągnęła z pudełka szpilki i ponownie je założyła - to nic nie znaczące słowa, musiałam je wymyślić na poczekaniu... 
"Kiedy ona zrobiła się taka oschła? Czy ona w ogóle siebie słyszy?" 
- A teraz wybacz mi, ale jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia...
- Mam! - Wstał i prawie krzyczał ze złości. Meidi również wstała i oparła się ramionami o blat, wbijając w niego ten pełen obłudy wzrok. Coś w nim zamarło. Szczerze nie miał ochoty mówić jej tego w taki sposób i w takim momencie. 
- Tak myślałam - Wyprostowała się i ruszyła ku drzwiom wyjściowym, które otwarła na znak, że wychodzi.
______________________________________________________________
Lotnisko w Kalifornii wcale nie różniło się wiele od lotniska w Seulu, było tu jednak coś, co Bynghyunowi bardzo przypominało o jego latach młodości. Te śmieszne automaty z okrągłymi gumami w środku... Na samą myśl o tym, ile wyciągnął na nie pieniędzy od rodziców, buzia sama się uśmiechała. Dobrze znał tutejsze bramki, kasy... Pamiętał jak wylatywał stąd i wracał, kiedy kolejna wytwórnia nie była nim zainteresowana. Teraz znów wraca, lecz nie tutaj. Mimo, że wszystko mówiło mu, że powinien zostać, poczekać, dać sobie i jej trochę czasu, to jednak bolało. Jak mógł tu zostać? Wrócić do rodziny? Do nie wchodziło w rachubę. Od razu musiałby im się z tego przyjazdu długo tłumaczyć, a tego chciał uniknąć. Przekonywał siebie chyba całą drogę tutaj, że nie ma innego wyjścia. Nie ma nawet komórki, aby się z kimkolwiek skontaktować, więc po co to wszystko? 
- Dzień dobry, chciałbym zakupić bilet do Seulu - Odparł szukając portfela.
- Dzień dobry, o której godzinie chciałby pan wylecieć? - Pytała skrupulatna kasjerka.
- Jak najwcześniej - Odparł bez namysłu, wciąż przesuwając ręką po dnie torby.
- Kolejny samolot będzie miał odprawę za dwie godziny, odpowiada to panu? 
Zdębiał. Nie czuł go, nie miał portfela, zaczął panikować, przewracał ręką w te i wewte. 
- Proszę pana? - Patrzyła z zakłopotaniem na klienta uprzejma szatynka.
- Ja, ja przepraszam, za chwilę tu wrócę! - Rzucił szybko i usiadłszy na pierwszej ławce z brzegu począł wysypywać wszystko z torby. Było w niej chyba wszystko oprócz tego, czego szukał. W końcu dostrzegł dziurę, niewielką dziurę obok zamka. "Zostałem okradziony..." Chwycił się za głowę i wyglądał tak, jakby chciał powyrywać sobie wszystkie włosy. "To już koniec..." rozpaczał zbierając wszystko z powrotem do bagażu. 
_____________________________________________________________
Miał ochotę zniszczyć wszystko i wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, był wściekły. Wyszedł z firmy i myślał, że zaraz nie wytrzyma. Stanął gdzieś na dziedzińcu i wydał głośny okrzyk. Tego było już za wiele, przecież widział, ze kłamie. Przez tę krótką chwilę wydawało mu się, że coś wraca, że ona myśli o tym co było i to zadziała... Nie udało się. Miał wrażenie, że coś widocznie nią manipulowało, albo ktoś... "Dlaczego płakała?" - Rozmyślał, pocierając zdjęcie. To było nie do zniesienia, kiedy nie mogłem jej pomóc, a przecież zawsze mi się to udawało. 
- O czym tak rozmyślasz? - Usłyszał za sobą znajomy głos, zastanawiał się, czy się odwrócić. Przed sobą ujrzał tą samą dziewczynę, której jeszcze kilka minut temu groziła Nana. 
- Kim jesteś? 
- Nazywam się Sohori, Sohori Nakute.
- Nakute? Jesteś z Japonii? - Spytał totalnie skołowany Changhyun.
- Tak, nie trudno się domyślić... - Rzekła, a jej policzki się zarumieniły. 
Ricky poczuł się niezręcznie. Do czego ta rozmowa prowadziła? Wcale nie miał ochoty zamieniać z nikim słowa, nawet jeżeli ta osoba w ogóle nie wydawała mu się obca, po prostu modlił się w duchu, by sobie poszła i dała mu spokój.
- Wiesz co... 
- Nie rozmawiajmy tutaj, proszę! Znam świetne miejsce... - Odparła pełna wigoru i objęła jego ramię.
- Wybacz... - Zaczął łagodnie Ricky, cofając jej rękę - ...ale nie mam ochoty. Poza tym - Spojrzał na nią przenikliwie - Nie znamy się - Ostatnie zdanie mówił dość wolno i sam zaczął wątpić w to co mówi.
- Jak to? - Przybliżyła się ku niemu, a ich twarze były kilka milimetrów od siebie - Nie pamiętasz mnie? - Gdy mówiła, jej usta drżały, jak cienkie, wrażliwe na dotyk struny, a oczy nakazywały szybkie odświeżenie wszelkich wspomnień. Nagle poczuł jej bliskość na całym ciele. Co miał teraz zrobić? Czuł, że zaraz dostanie przez nią dreszczy, o ile już nie dostał. Coś poczęło się w nim gotować, a serce przybrało tempa. Ona wcale nie wyglądała, na przypadkową znajomą, widocznie pragnęła w nim coś obudzić i dobrze jej to wychodziło. "Zaraz, zaraz..." - Otrząsnął się w porę, gdy byli już bliscy pocałunku i odsunął się gwałtownie.
______________________________________________________________
To było śmieszne. Jak mógł w ciągu dwóch dni pozbawić siebie komórki i stracić wszelkie pieniądze oraz dokumenty, które miał przy sobie. Teraz nie mógł nawet wrócić, co wydawało mu się już kompletną porażką. Po prostu tu utkwił. Wyobrażał sobie, jak chłopacy muszą teraz martwić się o niego i wydzwaniać.O tym, że zostawił Rickyego, akurat teraz, kiedy obiecał, że mu pomoże. Jaki wściekły będzie ich manager i rodzina, kiedy dowie się, że musi tu zostać. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że Kim nadal nie dawała znaku życia. Głowa L.Joe była tak szczelnie wypełniona myślą o niej, że wydawało mu się, że zaraz mu odpadnie. Poczuł, że znów musi usiąść. Torba już z całą pewnością  zsunęła mu się z ramienia, nawet tego nie zauważył. Wyciągnął lewą nogę, prawą, potem widział już tylko rozmazane sylwetki ludzi idących przed nim, aż w końcu oczy same mu się zamknęły, a ciało opadło bezwładnie w jednej sekundzie. 
________________________________________________________________
- Przecież tak było! - Upierała się przy swoim Sohori, łapiąc się za głowę.
- Nie! Ubzdurałaś to sobie! - Wrzeszczał na nią Ricky, był tak wyprowadzony z równowagi, że o mało co by jej nie uderzył - To był mój kumpel! Mówię ci to setny raz! Zrozum to! To nie byłem ja!
- Nieprawda, nieprawda, nieprawda! - Powtarzała jak opętana ta śmieszna dziewczyna - Nieprawda! 
Niebieskowłosy miał już tego serdecznie dość. Wcale nie chciał, żeby do niego podchodziła, nie chciał z nią dyskutować na żaden temat, a już tym bardziej udawać się gdziekolwiek. Głośno wypuścił z siebie powietrze, ostatni raz spojrzał na jej dziwną postawę i ruszył w przeciwnym kierunku. Minął ją i stanął. Coś było nie tak, płakała. "Przestań i rusz się wreszcie!" - Ponaglał sam siebie, czując, że nogi odmówiły posłuszeństwa "No idź idioto!". Nie potrafił. Nie umiał być obojętny na ludzkie łzy. 
- Przestaniesz płakać? - Spytał najbardziej szorstko jak umiał, wciąż odwrócony do niej plecami, zerkając tylko kątem oka za siebie. Wciąż słyszał pociąganie nosem - Proszę cię, przestań... - Przytrzymał jej ramię najdelikatniej, jak potrafił. Wydało mu się to dość nieodpowiednie, ale musiał zadziałać, jednak nim zdążył się rozejrzeć, Nana stała tuż koło nich. 
- Idiotko! - Wrzasnęła na szlochającą brunetkę i spojrzała na Rickyego. Ten nie wahając się ani chwili, cofnął się na bezpieczną odległość i oczekiwał tego, co się stanie - Przecież cię ostrzegałam!
 "Dlaczego na nią krzyczysz?! Nie widzisz w jakim jest stanie?!" Bulwersował się w duchu Changhyun.
- Jesteś bezczelną, fałszywą małpą! Słyszysz?! 
"Przestań! Przestań w tej chwili" Błagał ją w duchu. 
- Jeszcze nigdy nie widziałam bardziej nieudolnej osoby!
"Przecież ona nic nie zrobiła!" Protestował, lecz Meidi tylko szarpnęła za jej sweter, odwróciła się na pięcie i ruszyła ku firmie.
_________________________________________________________________
Zaczynał się kolejny dzień, wszystko znów zaczynało się od nowa. Na powiekach poczuł ciepło, tak jakby ktoś właśnie głaskał go po twarzy, to było tak przyjemne. Śniła mu się Kim i jej cudowne oblicze, zachwycał się każdym jej najmniejszym gestem, każdym jej szczerym uśmiechem. Widział ją i jego na skraju dwóch światów, to było tak realne, takie prawdziwe. Tak bardzo chciał ją znów zobaczyć. Obudził się. Do jasnego pokoju wpadało kilka ciepłych promyków słońca. Sam nie wiedział do końca co się dzieje. Nagle o wszystkim zapomniał. i począł rozglądać się wokoło. Był w szpitalu, na oddziale. Gdy już sobie to uświadomił, usłyszał też inne dziwne odgłosy dochodzące z aparatury. Zszokowany począł oglądać swoje ręce ozdobione w przeróżne rurki i inne cuda. "Co ja tu właściwie robię?" pytał sam siebie, choć tak naprawdę zadowalało go to ciepło, to jak dobrze czuł się w tym momencie. Do pokoju weszła jedna z pielęgniarek, która gdy tylko go ujrzała, od razu wybiegła na korytarz. Po chwili stał już nad nim dość kompetentnie wyglądający lekarz, który sprawdzał mu tętno i świecił latarką po oczach. Potem dostał jakieś lekarstwa, a miła kobieta kazała mu leżeć bez ruchu. Czas się zatrzymał, tak naprawdę nie miał pojęcia o niczym. Właśnie miał znów zamknąć oczy, gdy dostrzegł ten uroczy uśmiech Kim. Wytrzeszczył oczy, widział go. Widział go! 
- Hej, lepiej się czujesz?  - Spytała cicho szatynka, z drobnym zakłopotaniem w głosie. 
- Teraz już tak... - Rzekł Byunghyun uśmiechając się na tyle, ile mógł, po czym zasnął.

Ricky

Sam nie wiedział czy dobrze robi, czy nie idzie tam bynajmniej po to by znów usłyszeć kilka gorzkich słów, ponownie nie poczuć przed swoim nosem tych okropnych dębowych drzwi. Zatrzymał się przed wejściem głównym, mógł jeszcze odejść, ale usłyszał dźwięk sms. "To L.Joe..." - westchnął i postanowił, że zrobi to. Z kieszeni wyciągną to samo zgięte w pół zdjęcie z pamiętnika, przesunął po nim opuszkami palców, na chwilę zatrzymując go na twarzy Nany. "Czy jej już naprawdę na mnie nie zależy?" Ujrzał słońce wynurzające się zza chmury. Dziś była zdecydowanie przepiękna pogoda..."Gdy wychodzi słońce, nastaje nowa szansa" może i do mnie nareszcie uśmiechnie się szczęście? Moje szczęście... Moje jedne, jedyne...
______________________________________________________________________
Znów tam był, te same sztuczne juki, zabiegani ludzie, wielka korporacja, nieważne. Jeżeli tylko ja znajdzie, od razu przejdzie do sedna., źle zrobił zgrywając dobrego, niepozornego, starego kumpla z podstawówki, który sam nie wie czego od niej chce. Podejdzie do niej, chwyci ją za rękę i spojrzy głęboko w oczy, Niemożliwe, by tego nie pamiętała, w końcu dokładnie tak samo zrobił wtedy, kiedy miała dwunaste urodziny, w ogrodzie, kiedy zostali sam na sam, a płyta zacięła się na ich ulubionym utworze. Dobrze pamięta, jak chciał wypróbować nowe ruchy wujka Hu, które podpatrzył na weselu swojej rodziny. Udawał, że jest panem młodym, a Nana to jego przyszła żona. Wtedy, to były tylko niewinne zabawy... teraz jego nogi drżały na myśl, że zaraz prawdopodobnie znów ją spotka.
________________________________________________________________________
Siedział już tak na swojej purpurowej walizce dobre trzy godziny, dochodziła 23:00, a on nadal jak głupiec wybierał jej numer, na ekranie, którego ledwo widział przez emocje, które nim władały. Sam nie wiedział, który już raz wciskał zieloną słuchawkę, robił to odruchowo. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się takim idiotą. Czy naprawdę tak ślepo wierzył, że ona odbierze? Kompletnie nie przemyślał tego przyjazdu., nie chciał jechać ani do rodziny, ani dawnych przyjaciół, chciał być z nią. Czekał pod dachem lotniska, jakby miał stopy przykute do ziemi. Rozpadało się, blondyn spuścił głowę i roztrzaskał sprzęt o betonowe płyty. Objął kolana rękoma i jak małe dziecko zaczął płakać tak głośno, że ludzie, którzy go mijali musieli brać go za totalnego wariata.
_________________________________________________________________________
Changhyun szwendał się po firmie jak widmo, co chwilę na kogoś wpadał i nawet nie przepraszał. Na głuche pytania pracowników gdzie się wybiera, nie odpowiadał wcale. Chciał tylko najszybciej znaleźć Meidi. 'Cholera jasna! Gdzie ona jest?!" - Krzyczał gdzieś w środku. Zauważył ją. Zatrzymał się i wlepił wzrok w jej ciemne, błyszczące oczy. Na nogach jak zwykle miała wysokie szpilki, sukienkę w kolorach pastelowych, lekkie fale na włosach a w ręku jakieś kolorowe teczki i segregatory. To zdaniem Rickyego do niej w ogóle nie pasowało. Kiedyś nie pomyślałby nawet, że mogłaby tu pracować. Taka firma i ona... Pewnie znowu została wysłana przez prezesa. Właśnie z kimś rozmawiała. Ta dziewczyna wyglądała całkiem znajomo, gdy przybliżył się na trochę usłyszał poniosły głos Nany "spróbuj zrobić tak jeszcze raz, a pożałujesz!" - rozeszły się. "O co tu do licha ciężkiego chodzi?!". 
___________________________________________________________________________
Wszystkie ulice, samochody, te drogi i ścieżki. Wszystko dobrze sobie przypomniał, jak wiele rzeczy zdążył tu poznać, ile ludzi było mu tu całkiem bliskich... Przechodził nawet koło zaułku, w którym pierwszy raz zapalił z kumplami ze szkoły, by udowodnić, że nie jest taką ciamajdą, za jaką go mieli. "Nigdy więcej...". Szedł wolno, wlókł za sobą bagaż, a ludzie idący z naprzeciwka zapewne wcale nie mogli dotrzeć jego twarzy za opadającą na nią grzywką.Gdzie się teraz udawał? Postanowił odnaleźć starego Teinyoona. On jako jedyny zna całą tą dziwną sytuacje i jego wszystkie przypadki tutaj. Pamięta dobrze, jak obaj byli poniżani za to, jacy są. Tein też jest imigrantem, chodził do równoległej klasy w jego roczniku. Miał tylko cichą nadzieję, że go przyjmie... Inaczej po prostu wyląduje na ulicy. Mimo tego, że posiadał pieniądze na bilet powrotny, nie mógł wrócić. Gdyby wrócił do Korei z myślą, że wcale się z nią nie widział i nic nie załatwił... Poza tym jego wytwórnia prędzej chyba zamknęła by go w pokoju, niż pozwoliła wrócić. Stanął właśnie na schodach, przy drzwiach niewielkiej kamieniczki. Zmarnowany nacisnął guzik domofonu. "Kto tam?" - usłyszał po chwili. "Eeem.. Tu Byunghyun, mógłbym wejść?"
_____________________________________________________________________________
Pukał w dębowe drzwi z tabliczką tak gwałtownie, że myślał, że je wyważy."Otwórz, błagam...otwórz", czuł, ze zamknęła je na klucz. Dlaczego?! Widziała go?! Nawet jeżeli go widziała, nie ma powodu tego robić! Zrezygnowany osunął się i usiadł. Obiecał sobie, że się nie ruszy, póki mu nie otworzy nigdzie mu się nie spieszy. Nagle usłyszał odgłos w zamku, wstał jak oparzony. Przed nim stała Meidi, była dziwnie smutna i...
- Wejdź...- Odparła ledwo dosłyszalnym głosem kiedy już wchodziła w głąb gabinetu.
To było dość przestronne biuro. Kilka doniczek z kwiatami na oknie, jakaś skromna komoda po lewej stronie, a na niej kilka zdjęć oprawionych w ozdobne ramki. Nana usiadła na beżowym fotelu tuż za szerokim biurkiem z wieloma szufladami.
- Usiądź proszę... - Rzuciła w jego stronę wciąż trzymając jedną ręką zmiętą chusteczkę, a drugą wycierając drobne łzy pod oczami. Ricky czuł się beznadziejnie, nie wiedział nawet czy powinien pytać o cokolwiek. Chciał tylko porozmawiać z nią o tym co sam czuł, jak miał to teraz zrobić?
- Przychodzisz tu już kolejny raz, czy nie dotarło do ciebie to, że nie chcę już do tego wracać? - Zaczęła dość poważnie, tym razem wyciągając lusterko i czarną maskarę do oczu. Nie odpowiedział. Patrzył na nią tak, jakby karmił się tą chwilą. Cieszył się w sercu, że znów ją widzi, a jednocześnie buntował się przeciwko tym słowom. Meidi widocznie zniecierpliwiona i zdenerwowana tym, że w ogóle tu jest, wrzuciła kosmetyk z  okropnym hukiem do szuflady. 
- Nawet nie raczysz odpowiedzieć... - Chwyciła do ręki lusterko i wstała by odłożyć je do szafy. Szła gdzieś za nim, a on słyszał tylko skrzypienie zawiasów. Przez chwilę zapadła cisza. On siedział wciąż w tej samej pozycji, patrząc pustym wzrokiem przed siebie, a ona pochylona nad zamkniętą szafką odgarnęła niedbale włosy z czoła.W końcu sięgnęła ku swoim stopom i zdjęła wysokie buty sycząc przy tym niemożliwie. Znów zasiadła naprzeciwko niebieskowłosego chłopaka i postawiła obuwie na blacie.
- Nienawidzisz w nich chodzić, prawda?
Zatrzymała się. Przez dłuższą chwilę patrzyła w neonowe szpilki i cofnęła sparaliżowaną rękę ku sobie. Spuściła głowę, a niesforne kosmyki włosów ponownie opadły jej na skronie. Kątem oka widziała jego zakłopotanie. Jego oczy, wiedziała, że przy nim niemożliwe jest to ciągłe udawanie. 
__________________________________________________________________________
- Przepraszam cię stary, ale już dawno tu nie sprzątałem... - Tłumaczył się Tein, naciągając na siebie czerwona koszulkę z napisem.  Pokój faktycznie nie wyglądał zbyt dobrze. Gdzieś w kątach leżały paczki po pizzy, prawdopodobnie kilkumiesięcznej, okna były pełne dziwnych smug, a na ścianach wisiały krzywo przyczepione plakaty j-rockowców. 
- No tak, już zapomniałem jak to jest być w twoim pokoju... - Uśmiechnął się drętwo do kumpla. Wchodząc ostrożnie do pomieszczenia i robiąc wielki krok nad stożkiem rzeczy Teina usłyszał jakieś wołania z łazienki. "Kochanie, chyba zapomniałam spodni, mógłbyś mi je przynieść?" - L.Joe stanął jak wryty, kurczowo przytrzymując bagaż przy sobie. W futrynie zjawił się ciemnowłosy przyjaciel.
- No i co tak stoisz? Wejdź do środka... - Rzucił pośpiesznie wymijając Bynghyuna i zaczął dramatycznie przerzucać rzeczami po pokoju w poszukiwaniu spodni. Blondyn obserwował wszystko, co zmieniało swoje miejsce: Staniki, koszulki, czapki, kobieca bielizna... 
- Nie wiedziałem, że kogoś masz... - Wydukał wreszcie z przerażeniem w oczach, na widok tego wszystkiego. Ten tylko lekko obrócił się w jego stronę i przybliżył wskazujący palec do ust. 
- Cicho bądź... nikogo nie mam...- Posłał mu zadziorny uśmiech i wskazał na drzwi łazienki, po czym podszedł do niego i dokończył - to tylko świetna zabawa na jedną noc, chyba rozumiesz o co mi chodzi? 
Wyszedł. L.Joe nadal stał w tym samym miejscu."Zmieniłeś się stary..." Sam nie wiedział co powinien teraz zrobić. Uciec? A jeżeli ucieknie, to gdzie pójdzie? Przecież nie miał zamiaru wracać... To miejsce też nie było dla niego zbyt odpowiednie. Chciał jak najszybciej stąd wyjść. I tak zrobił. Było mu już wszystko jedno. Trzasnął za sobą drzwiami i o mało nie potknął się o własne nogi na schodach. Już nigdy więcej tu nie zawita.