Ricky
Changhyun nie opierał się ani chwili dłużej, nie zamierzał czekać na to, co mu odpowie, po prostu chwycił za zmiętolone w kieszeni spodni zdjęcie i położył na biurko. Dziewczyna lekko odgarnęła swoje włosy ręką i spojrzała na nie. Momentalnie wyprostowała się i chwyciła za boki beżowego fotela, jakby coś ją przestraszyło. Oglądała to znalezisko bardzo dokładnie, z każdej strony, tak jakby chciała zapamiętać każdy jego fragment. Myślała, że śni. Tym razem spojrzała w stronę Rickyego. Patrzył na nią tak wymownym, tak przenikliwym wzrokiem...
- Nasze zdjęcie...
- Pamiętasz, co napisałaś na odwrocie?
- To była czwarta klasa... - Mówiła jakby sama do siebie, wyciągnęła ręce ku temu, czemu się przyglądała i z lekką niepewnością odwróciła zdjęcie. Przeczytała to i znów z jej oczu popłynęły łzy. Szybko zakryła twarz ręką i w pośpiechu szukała tej samej, niedorzecznie mokrej chusteczki.
- Nie... - Odparł, trzymając ją za nadgarstek i już prawie dotykając jej policzka swoją dłonią - Mógłbym? - Spytał pokornie, wciąż się przybliżając, lecz ona cofnęła się, jak gdyby starała się go unikać.
- Przestań...tu są kamery... - Rzekła wystraszona i spojrzała w stronę czarnego punktu przy suficie.
- Masz kamerę w gabinecie? - Zainteresował się tym dziwnym faktem Ricky.
- Tak, to chyba oczywiste, że dyrektor chce mieć na oku wszystkich swoich pracowników - Znów wróciła do tego dyplomatycznego tonu - Myślisz, że gdyby każdy robił, co mu się podoba, to mógłby tu nadal pracować? - Spojrzała na niego wymownie i na zdjęcie, które przysunęła w jego stronę delikatnym, posuwistym ruchem placów - Zabierz to.
- Co? - Myślał, ze się przesłyszał.
- Zabierz to - Stała przy swoim, tym razem już gardząc wszelkimi odruchami z jego strony.
- Nie rozumiem...- Przełknął ślinę - Myślałem... przecież czytałaś to...
- Tak, pisałam to kiedy byłam w podstawówce, pamiętam co napisałam - Wyciągnęła z pudełka szpilki i ponownie je założyła - to nic nie znaczące słowa, musiałam je wymyślić na poczekaniu...
"Kiedy ona zrobiła się taka oschła? Czy ona w ogóle siebie słyszy?"
- A teraz wybacz mi, ale jeżeli nie masz mi nic więcej do powiedzenia...
- Mam! - Wstał i prawie krzyczał ze złości. Meidi również wstała i oparła się ramionami o blat, wbijając w niego ten pełen obłudy wzrok. Coś w nim zamarło. Szczerze nie miał ochoty mówić jej tego w taki sposób i w takim momencie.
- Tak myślałam - Wyprostowała się i ruszyła ku drzwiom wyjściowym, które otwarła na znak, że wychodzi.
______________________________________________________________
Lotnisko w Kalifornii wcale nie różniło się wiele od lotniska w Seulu, było tu jednak coś, co Bynghyunowi bardzo przypominało o jego latach młodości. Te śmieszne automaty z okrągłymi gumami w środku... Na samą myśl o tym, ile wyciągnął na nie pieniędzy od rodziców, buzia sama się uśmiechała. Dobrze znał tutejsze bramki, kasy... Pamiętał jak wylatywał stąd i wracał, kiedy kolejna wytwórnia nie była nim zainteresowana. Teraz znów wraca, lecz nie tutaj. Mimo, że wszystko mówiło mu, że powinien zostać, poczekać, dać sobie i jej trochę czasu, to jednak bolało. Jak mógł tu zostać? Wrócić do rodziny? Do nie wchodziło w rachubę. Od razu musiałby im się z tego przyjazdu długo tłumaczyć, a tego chciał uniknąć. Przekonywał siebie chyba całą drogę tutaj, że nie ma innego wyjścia. Nie ma nawet komórki, aby się z kimkolwiek skontaktować, więc po co to wszystko?
- Dzień dobry, chciałbym zakupić bilet do Seulu - Odparł szukając portfela.
- Dzień dobry, o której godzinie chciałby pan wylecieć? - Pytała skrupulatna kasjerka.
- Jak najwcześniej - Odparł bez namysłu, wciąż przesuwając ręką po dnie torby.
- Kolejny samolot będzie miał odprawę za dwie godziny, odpowiada to panu?
Zdębiał. Nie czuł go, nie miał portfela, zaczął panikować, przewracał ręką w te i wewte.
- Proszę pana? - Patrzyła z zakłopotaniem na klienta uprzejma szatynka.
- Ja, ja przepraszam, za chwilę tu wrócę! - Rzucił szybko i usiadłszy na pierwszej ławce z brzegu począł wysypywać wszystko z torby. Było w niej chyba wszystko oprócz tego, czego szukał. W końcu dostrzegł dziurę, niewielką dziurę obok zamka. "Zostałem okradziony..." Chwycił się za głowę i wyglądał tak, jakby chciał powyrywać sobie wszystkie włosy. "To już koniec..." rozpaczał zbierając wszystko z powrotem do bagażu.
_____________________________________________________________
Miał ochotę zniszczyć wszystko i wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, był wściekły. Wyszedł z firmy i myślał, że zaraz nie wytrzyma. Stanął gdzieś na dziedzińcu i wydał głośny okrzyk. Tego było już za wiele, przecież widział, ze kłamie. Przez tę krótką chwilę wydawało mu się, że coś wraca, że ona myśli o tym co było i to zadziała... Nie udało się. Miał wrażenie, że coś widocznie nią manipulowało, albo ktoś... "Dlaczego płakała?" - Rozmyślał, pocierając zdjęcie. To było nie do zniesienia, kiedy nie mogłem jej pomóc, a przecież zawsze mi się to udawało.
- O czym tak rozmyślasz? - Usłyszał za sobą znajomy głos, zastanawiał się, czy się odwrócić. Przed sobą ujrzał tą samą dziewczynę, której jeszcze kilka minut temu groziła Nana.
- Kim jesteś?
- Nazywam się Sohori, Sohori Nakute.
- Nakute? Jesteś z Japonii? - Spytał totalnie skołowany Changhyun.
- Tak, nie trudno się domyślić... - Rzekła, a jej policzki się zarumieniły.
Ricky poczuł się niezręcznie. Do czego ta rozmowa prowadziła? Wcale nie miał ochoty zamieniać z nikim słowa, nawet jeżeli ta osoba w ogóle nie wydawała mu się obca, po prostu modlił się w duchu, by sobie poszła i dała mu spokój.
- Wiesz co...
- Nie rozmawiajmy tutaj, proszę! Znam świetne miejsce... - Odparła pełna wigoru i objęła jego ramię.
- Wybacz... - Zaczął łagodnie Ricky, cofając jej rękę - ...ale nie mam ochoty. Poza tym - Spojrzał na nią przenikliwie - Nie znamy się - Ostatnie zdanie mówił dość wolno i sam zaczął wątpić w to co mówi.
- Jak to? - Przybliżyła się ku niemu, a ich twarze były kilka milimetrów od siebie - Nie pamiętasz mnie? - Gdy mówiła, jej usta drżały, jak cienkie, wrażliwe na dotyk struny, a oczy nakazywały szybkie odświeżenie wszelkich wspomnień. Nagle poczuł jej bliskość na całym ciele. Co miał teraz zrobić? Czuł, że zaraz dostanie przez nią dreszczy, o ile już nie dostał. Coś poczęło się w nim gotować, a serce przybrało tempa. Ona wcale nie wyglądała, na przypadkową znajomą, widocznie pragnęła w nim coś obudzić i dobrze jej to wychodziło. "Zaraz, zaraz..." - Otrząsnął się w porę, gdy byli już bliscy pocałunku i odsunął się gwałtownie.
______________________________________________________________
To było śmieszne. Jak mógł w ciągu dwóch dni pozbawić siebie komórki i stracić wszelkie pieniądze oraz dokumenty, które miał przy sobie. Teraz nie mógł nawet wrócić, co wydawało mu się już kompletną porażką. Po prostu tu utkwił. Wyobrażał sobie, jak chłopacy muszą teraz martwić się o niego i wydzwaniać.O tym, że zostawił Rickyego, akurat teraz, kiedy obiecał, że mu pomoże. Jaki wściekły będzie ich manager i rodzina, kiedy dowie się, że musi tu zostać. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że Kim nadal nie dawała znaku życia. Głowa L.Joe była tak szczelnie wypełniona myślą o niej, że wydawało mu się, że zaraz mu odpadnie. Poczuł, że znów musi usiąść. Torba już z całą pewnością zsunęła mu się z ramienia, nawet tego nie zauważył. Wyciągnął lewą nogę, prawą, potem widział już tylko rozmazane sylwetki ludzi idących przed nim, aż w końcu oczy same mu się zamknęły, a ciało opadło bezwładnie w jednej sekundzie.
________________________________________________________________
- Przecież tak było! - Upierała się przy swoim Sohori, łapiąc się za głowę.
- Nie! Ubzdurałaś to sobie! - Wrzeszczał na nią Ricky, był tak wyprowadzony z równowagi, że o mało co by jej nie uderzył - To był mój kumpel! Mówię ci to setny raz! Zrozum to! To nie byłem ja!
- Nieprawda, nieprawda, nieprawda! - Powtarzała jak opętana ta śmieszna dziewczyna - Nieprawda!
Niebieskowłosy miał już tego serdecznie dość. Wcale nie chciał, żeby do niego podchodziła, nie chciał z nią dyskutować na żaden temat, a już tym bardziej udawać się gdziekolwiek. Głośno wypuścił z siebie powietrze, ostatni raz spojrzał na jej dziwną postawę i ruszył w przeciwnym kierunku. Minął ją i stanął. Coś było nie tak, płakała. "Przestań i rusz się wreszcie!" - Ponaglał sam siebie, czując, że nogi odmówiły posłuszeństwa "No idź idioto!". Nie potrafił. Nie umiał być obojętny na ludzkie łzy.
- Przestaniesz płakać? - Spytał najbardziej szorstko jak umiał, wciąż odwrócony do niej plecami, zerkając tylko kątem oka za siebie. Wciąż słyszał pociąganie nosem - Proszę cię, przestań... - Przytrzymał jej ramię najdelikatniej, jak potrafił. Wydało mu się to dość nieodpowiednie, ale musiał zadziałać, jednak nim zdążył się rozejrzeć, Nana stała tuż koło nich.
- Idiotko! - Wrzasnęła na szlochającą brunetkę i spojrzała na Rickyego. Ten nie wahając się ani chwili, cofnął się na bezpieczną odległość i oczekiwał tego, co się stanie - Przecież cię ostrzegałam!
"Dlaczego na nią krzyczysz?! Nie widzisz w jakim jest stanie?!" Bulwersował się w duchu Changhyun.
- Jesteś bezczelną, fałszywą małpą! Słyszysz?!
"Przestań! Przestań w tej chwili" Błagał ją w duchu.
- Jeszcze nigdy nie widziałam bardziej nieudolnej osoby!
"Przecież ona nic nie zrobiła!" Protestował, lecz Meidi tylko szarpnęła za jej sweter, odwróciła się na pięcie i ruszyła ku firmie.
_________________________________________________________________
Zaczynał się kolejny dzień, wszystko znów zaczynało się od nowa. Na powiekach poczuł ciepło, tak jakby ktoś właśnie głaskał go po twarzy, to było tak przyjemne. Śniła mu się Kim i jej cudowne oblicze, zachwycał się każdym jej najmniejszym gestem, każdym jej szczerym uśmiechem. Widział ją i jego na skraju dwóch światów, to było tak realne, takie prawdziwe. Tak bardzo chciał ją znów zobaczyć. Obudził się. Do jasnego pokoju wpadało kilka ciepłych promyków słońca. Sam nie wiedział do końca co się dzieje. Nagle o wszystkim zapomniał. i począł rozglądać się wokoło. Był w szpitalu, na oddziale. Gdy już sobie to uświadomił, usłyszał też inne dziwne odgłosy dochodzące z aparatury. Zszokowany począł oglądać swoje ręce ozdobione w przeróżne rurki i inne cuda. "Co ja tu właściwie robię?" pytał sam siebie, choć tak naprawdę zadowalało go to ciepło, to jak dobrze czuł się w tym momencie. Do pokoju weszła jedna z pielęgniarek, która gdy tylko go ujrzała, od razu wybiegła na korytarz. Po chwili stał już nad nim dość kompetentnie wyglądający lekarz, który sprawdzał mu tętno i świecił latarką po oczach. Potem dostał jakieś lekarstwa, a miła kobieta kazała mu leżeć bez ruchu. Czas się zatrzymał, tak naprawdę nie miał pojęcia o niczym. Właśnie miał znów zamknąć oczy, gdy dostrzegł ten uroczy uśmiech Kim. Wytrzeszczył oczy, widział go. Widział go!
- Hej, lepiej się czujesz? - Spytała cicho szatynka, z drobnym zakłopotaniem w głosie.
- Teraz już tak... - Rzekł Byunghyun uśmiechając się na tyle, ile mógł, po czym zasnął.
Skarbie... czytałam to z zapartym tchem. Najpierw Ricky... potem przyrównałam sobie L.Joe i Rickyego do naszej dwójki.... a potem jeszcze L.Joe. serce na chwilę mi się zatrzymało, a potem biło dwa razy szybciej, aż na mojej twarzy pojawił się delikatny półuśmiech... <3
OdpowiedzUsuń;_; Dlaczego nie mogę przewidzieć jak to się skończy...?
OdpowiedzUsuńMusisz napisać ciąg dalszy. I to szybko. Bo nie mogę trafić w odpowiedzi. :D Żyję nadzieją, że następnym razem mi się uda ♥