SEA OF MEMORY
Ricky & L.Joe
story
Kalifornia wbrew pozorom wcale nie była stanem nadzwyczaj urokliwym, a miasto z którego pochodził Byunghyun tym bardziej. Blondyn przechadzał się właśnie po głównych jego ulicach. Z kapturem na głowie i z przygarbioną sylwetką nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Idąc, starał się przypomnieć sobie choć część tych miejsc, aby lepiej odnaleźć się w terenie. Było to jednak bardzo trudne, ponieważ jego pamięć do teraz nie była jeszcze w 100% sprawna. Uśmiechnięci ludzie od czasu do czasu pozdrawiali go, a on czuł się tym nieco skrępowany. Zastanawiało go to momentami dlaczego osoby, których nie znał są dla niego tacy mili i uprzejmi. Nie rozumiał dlaczego wydaje mu się, że ci ludzie go rozpoznają. Starał się sobie tłumaczyć pewne rzeczy w dość racjonalny sposób, ale większości nie potrafił. Pamiętał, że kiedy wyszedł ze szpitala, kilka przecznic dalej pewne dziewczyny w wieku zbliżonym do jego zaczęły się bardzo dziwnie zachowywać. Nie twierdził wcale, że jest przystojny, bynajmniej nie na tyle, aby reagować w ten sposób. Znały jego imię, a w dodatku mówiły o czymś, o czym nie miał bladego pojęcia. Od tego momentu głęboko o tym rozmyślał. Czuł, ze jest przed nim jeszcze wiele spraw, o których nie wie. Ciekawość czasem potrafiła doprowadzić go do szaleństwa. Mimo tego wiedział, że jego teraźniejsze życie, nie będzie takie samo jak przedtem. Była godzina jedenasta rano, ruch na ulicach stawał się coraz większy, a ludzi przybywało.L.Joe musiał się coraz częściej przepychać przez tłumy. Przez to wszystko, co działo się z nim przez ostatnie tygodnie zupełnie stracił rachubę czasu. Tak jakby świat na jakiś czas zatrzymał się, a on był w szklanej pułapce, z której nie mógł się wydostać. Sam nie wiedział, gdzie idzie i dokąd trafi. Podobnie, jak... moment. Poczuł ten sam ból głowy, jak w szpitalu. Momentalnie chwycił się za jasne czoło. Ludzie idący za nim omijali go oglądając się z troską. L.Joe nie chciał wzbudzać sobą sensacji, więc ruszył z miejsca wolnym krokiem. Widział już te ulice, ten zaułek, po jego lewej stronie. Widział siebie, idącego z tą samą czerwoną torbą, z przerażeniem w oczach. Pamiętał również znajome mu drzwi, przez które nie chciał już wchodzić. To chyba nie było tak dawno...prawda? Przystanął. Znów rozejrzał się wokoło i na drugiej stronie ulicy zauważył dziewczynę. Była tak bardzo podobna do Kim... Właściwie każda z daleka mogłaby nią być. Myślał o niej, a jego serce usychało bez jej głosu, dotyku... Wszystko stawało się takie szare i beznadziejne. Gdybym tylko mógł się z nią skontaktować...dowiedzieć się... przeprosić! Gdy tak spierał się sam ze sobą, nie dostrzegł nawet samochodu wyjeżdżającego z uliczki, na szosę, który głośnym klaksonem przestraszył blondyna. Chyba nie powinien czuć się tu obco, więc dlaczego nie mógł tego znieść? Dlaczego nie mógł znaleźć nikogo, kto mógłby mu pomóc się stąd wydostać? Grupa ludzi stojących kilka metrów przed nim czekała, aż światło zmieni swój kolor na zielony, sygnalizując, że mogą przejść przez pasy. Bynghyun pod wpływem dziwnego impulsu zmienił swoje plany i zamiast iść prosto, dołączył do nich. Samochody stanęły, a on, razem z innymi udał się na spacer po zebrze. Jego stopy były już prawie na chodniku po przeciwnej stronie.
- Uważaj!!! - Usłyszał za swoimi za swoimi plecami zupełnie niespodziewanie. Przestraszył się nie na żarty. To była ona, znajoma dziewczyna, jej sobowtór. Leżała na środku drogi, a nad nią pochylał się jakiś facet, szukając czegoś łapczywie po kieszeniach. Wyglądało na to, że zemdlała. Coś go tknęło, więc podszedł bliżej. Ruch na chwilę wstrzymano, a dziewczynę przeniesiono na pobocze.
- Ty! - Wskazał nagle na Bynghyuna podenerwowany szatyn, który szukał czegoś w jej torbie - Pomożesz mi!
- Ale co...
- Sprawdź czy oddycha! Staraj się coś do niej mówić i robić wszystko, żeby nie straciła świadomości! Ja muszę jak najszybciej podać jej insulinę! - Rzucił i począł przewracać kolejne przegrody.
L.Joe okropnie przejęty całą sytuacją, pod wpływem szoku dynamiki kolejnych zdarzeń w ciągu kilku sekund nie mógł się ruszyć. Strach obleciał jego całe ciało, a jakaś wewnętrzna rozpacz kazała mu uklęknąć przed nią i wykonywać polecenia wydawane przez tego człowieka.
- Halo? Halo! Nie zamykaj oczu... Proszę!!! Nie umieraj!!! Zajmujemy się tobą! Jestem przy tobie... Zaraz wszystko będzie dobrze! Przepraszam, nie chciałem...
- Mam!!! - Ciemnowłosy podszedł do niej i bardzo umiejętnie chwycił jej ramię, wbijając delikatnie strzykawkę z potrzebną dawką - Teraz musimy już tylko czekać, aż ją zabiorą.
Odetchnął. Nadal miał jej głowę na swoich kolanach. To nie była Kim i dobrze o tym wiedział, ale...
- Znasz ją? - Zadał mu pytanie, patrząc podejrzliwie na mimikę twarzy L.Joe.
- Chyba... chyba tak... - Zmarszczył brwi, zastanawiając się, skąd mógł ja znać. Kolejny ból głowy, sytuacja się powtarza.
- Coś ci jest? Tylko nie mów, ze też masz zamiar zemdleć?! - Odparł gotowy do udzielenia pomocy chłopak.
- Nie... nic mi nie jest. To nic takiego...
- Jak to?
- Po prostu mam pewne problemy z pamięcią, a to są tego objawy...
- Straciłeś pamięć?
- Tak jakby... - Uśmiechnął się szczerze Byunghyun do zatroskanego towarzysza - Ale powoli przypominam sobie różne rzeczy... - Skierował wzrok na dziewczynę - Na przykład ją...
_____________________________________________________________
Minęło już 5 kolejnych godzin. Sohori siedziała pod bladą ścianą. Nie przeszkadzały jej ani inne osoby, kręcące się wkoło, ani starające się przemówić do niej pielęgniarki. Powtarzały jej już od dwóch dni, że nie może tam przesiadywać, ale jak grochem o ścianę. Przez te smutne oczy widziała już chyba tylko Rickyego. Coś nie dawało jej spokoju. Czuła, że nie może jej... go... ich tutaj zostawić. Nie mogła...
- Musimy sobie coś wyjaśnić... - Changhyun od razu przeszedł do rzeczy i usiadł obok, zmarnowany wychodząc z pomieszczenia.
- Chyba lubisz tu ze mną siedzieć, co?
- Co? - Wybiła go z rytmu.
- Mówię o tym, że to jest chyba najwygodniejsze miejsce do naszych rozmów... - Sprostowała, udając, że nie ma nic na myśli, a chce tylko rozluźnić tą spięta atmosferę ciągnąca się w nieskończoność.
Ricky zmarszczył czoło. Dlaczego nie chce mnie wysłuchać?!
- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że...
- Wiem...- Niebiesko włosy spojrzał w jej stronę z reprymendą - ... tak jakoś wyszło... - dodała - prze...
- Nie przepraszaj - Urwał jej i z obrażoną miną odwrócił głowę w przeciwną stronę.
Sohori wątpliwie uniosła prawą rękę i położyła ją mu na ramieniu.
- Co ty robisz? - Podnosiło mu się wyraźnie ciśnienie.
- Nie przejmuj się tym tak... - Odparła starając się go podeprzeć na duchu - Niedługo się obudzi i wszystko będzie dobrze...
- Jak to dobrze?! - Chwycił ją za nieznośne słowo - Jakie "dobrze"?! Według ciebie wszystko będzie "dobrze"?! - Zdenerwował się, wiercąc swoim wzrokiem w jej spojrzenie, które spuściła z rezygnacją. Changhyun również odpuścił.
- Poniosło mnie... prze...
- Nie przepraszaj - Tym razem to ona mu urwała robiąc dłuższą pauzę w ich skomplikowanym dialogu. Siedzieli oboje, ramię w ramię wpatrując się przed siebie na rozmyte twarze innych obecnych na szpitalnym korytarzu. Oboje czuli ciepło bijące od drugiego, a ich dłonie leżące ku sobie zbliżały się. Żadne z nich chyba się tego nie spodziewało, ponieważ gdy tylko poczuli, że są blisko, ich palce zwinnie się oplotły. Na ustach Rickyego, jak i Sohori zagościł delikatny uśmiech. Ta dziewczyna nie była ideałem, nie była nawet zbyt piękna. Była zwyczajna, trochę szurnięta. Co się ze mną dzieje? Pytał sam siebie, kiedy zaczął rozmyślać o tym, jak przyjemnie jest czuć jej obecność. Czy nie powinien się teraz martwić stanem zdrowia swojej ukochanej? Dlaczego nadal nie powiedział Sohori tego, co chciał. Właśnie po to wrócił. Po to wyszedł z sali, żeby teraz... żeby...
- Nie mogę.
Byli chyba kilka sekund przed pocałunkiem. Co ja robię do cholery?!
- To się nie uda. Nie... nie.... - Nie potrafił się wysłowić, szamotając się ciągle -nie mogę.
Nie chcę! A nie, nie mogę! Katował siebie w myślach. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i odgarnęła długą grzywkę, która wchodziła jej na twarz. Oparła głowę dość mocno o twardą powierzchnię i odetchnęła. Wyglądała przy tym uroczo. Dziwnie uroczo. A może właśnie ... chcę? Gubił się Ricky. Wnet poderwał się na równe nogi i spojrzał na nią z góry. Nie. Zdecydowanie nie. Co we mnie wstąpiło?! Krzyczał w środku, spoglądając kątem oka na drzwi od sali, w której leżała Meidi. Zaskoczony widokiem pielęgniarek, tłumem wchodzących do środka, prawie dostał zawału. Pragnął jak najszybciej znaleźć się w środku, jednak bał się, że sytuacja się powtórzy, a on i tak nie będzie mógł wejść. Procedury są tutaj bardzo zaostrzone. Sohori również wstała widząc całe zamieszanie i zainteresowana wciąż wchodziła na palce, aby zobaczyć więcej przez szyby. Pech chciał jednak, aby okna były ciut za wysoko, by cokolwiek podejrzeć. Wydawało się, że jest to jakaś większa akcja. Coś się musiało wydarzyć, skoro prawie połowa szpitalnej załogi zgromadziła się w jej pokoju. Ricky czuł, jak robi mu się słabo z minuty na minutę. Tak bardzo żałuje tego, że na tę chwilę zupełnie o niej zapomniał. Jeszcze moment i byłby ostatnim zdrajcą na tej kuli ziemskiej. Jak mógł nawet pomyśleć o tym, że Sohori mogłaby ją zastąpić w jego życiu. Chyba tak nie pomyślał, prawda? Nie mógł... nie chciał...
- Teraz już na pewno nie będzie dobrze! - Prawie krzyczał, osuwając się na ziemię.
- Nieprawda! Wygadujesz bzdury! - Odpowiadała roztrzęsiona brunetka, potrząsając jego ramionami - Ona wyzdrowieje!
- Wyzdrowieje... wyzdrowieje... - Powtarzał i wylewał z siebie hektolitry łez. W końcu nie wytrzymał i po prostu opadł na nią całym swym ciałem. Prawie wbijał swe palce w jej jasny sweter i dał upust wszystkim emocjom, które w nim były. Tak bardzo potrzebował kogoś, kto go zrozumie...
Nagle usłyszeli kobiecy głos.
- Niech się pan nie martwi, to był tylko chwilowy brak oddechu. Podejrzewamy, że był spowodowany jakimś uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym pacjentki... Czy był pan w jej pokoju cały czas, odkąd ją tu przywieziono?
- Tak... - Powstrzymywał łzy, lecące po jego policzkach - Czasem wychodziłem tylko na chwilę...
- Ach... - Zastanawiała się nad czymś kobieta w białym stroju - Bo widzi pan... - Spojrzała wymownie w stronę dziewczyny, aby odeszła na moment, by mogła mu coś w spokoju przekazać - ...czasem osoba, która śpi po urazie, często wyczuwa silniej obecność kogoś innego. Mogło być tak, że ona wyczuła coś, co bardzo ją dotknęło... - Niebiesko włosy miał strach w oczach, dobrze wiedział, o czym mówiła ta kobieta - Dlatego może lepiej byłoby, gdyby pan... po prostu... - Szukała odpowiedniego słowa, patrząc na jego zatroskaną twarz - ... był przy niej. I nie robił nic głupiego... - Dodała, zauważywszy jego zachowanie, kiedy do niego mówiła.
:O Nie wierze. Nie wierze w to co tu przeczytałam. Ricky grzecznie Cie proszę, zostaw to do czego się teraz tulisz i w tej chwili wracaj na swoje krzesełko przy łóżku... ;__; Przez chwile serce przestało mi bić, jak miał pocałować Sohori... </3
OdpowiedzUsuńo mało zawału nie dostałam! myślałam, że L.Joe potrąci samochód ;______; ale na szczęście nie <3
OdpowiedzUsuńinsulina ? ... ale wyprzedzasz fakty... O,o
no i że... że oni się niby prawie pocałowali? O____o że niby co on robi?! nie mógł siedzieć na dupie jak miał?! krzesełko było za gorące?! -__- Meidi czeka ;_;