Ricky
Czy szpitale zawsze muszą tak przytłaczać ludzi tym, że są? Przebywanie w nim doprowadzało L.Joe do szaleństwa. Wiedział, że z dnia na dzień wcale nie jest lepiej. Sam nie wiedział dokąd to wszystko właściwie prowadzi? Nie rozumiał dlaczego jeszcze go stad po prostu nie wyrzucili. Prędzej czy później w końcu i tak będą musieli. Będzie to raczej prędzej, niż później, bo jak dziś słyszał, miejsca na oddziale się kończą, a chorych przybywa. Jego dotychczasowy stan wcale nie zmusza lekarzy do tego, aby go tu trzymali nawet dzień dłużej. Był już chyba gotowy na wszystko. Znów o niej myślał. Jak idiota powtarzał sobie w głowie jej imię. Przecież ona kogoś ma do cholery! Tylko dlaczego to nie mógł być on? Dlaczego to wszystko się tak komplikuje? Gdzie teraz pójdzie, skoro nawet na nią nie może już liczyć? Usłyszał nareszcie to irytujące skrzypienie zawiasów u drzwi, kiedy zostały otwarte.
- Proszę pana... - Ciemnowłosa pielęgniarka podeszła bliżej łóżka pacjenta, który nawet nie odwrócił się w jej stronę. Tak naprawdę wcale nie miał zamiaru, sądził, że lepiej będzie, jeżeli pomyśli, że śpi.
- Proszę pana... - Ciemnowłosa pielęgniarka podeszła bliżej łóżka pacjenta, który nawet nie odwrócił się w jej stronę. Tak naprawdę wcale nie miał zamiaru, sądził, że lepiej będzie, jeżeli pomyśli, że śpi.
- Proszę pana... - Szturchała blondyna przez krótką chwilę, by potem się poddać i zostawić jakąś białą kopertę na stoliku obok, wyszła. Byunghyun otworzył oczy. Znowu poczuł zapach poduszki i prześcieradła. Usiadł na brzegu łóżka i wgapiał się w okno z oddali. Widział kilka sikorek, które właśnie podleciały na gałęzie drzewa, rosnącego w pobliżu. Lubił na nie patrzeć. Wcześniej nawet nie widział ich, a teraz były jednym przyjemnym obrazem dla jego oczu. Spuścił głowę. Czuł, że pielęgniarka nie przyszła tutaj bez powodu. Chciał, żeby to piekło się już dla niego skończyło. Wstał więc z wielkim oporem, wsunął stopy w twarde obuwie i udał się na drugą stronę łóżka. Ujrzał list. Nagle zrobiło mu się gorąco. To list od niej? Zmieszał się. Przecież personel szpitala nie dostarcza prywatnej poczty. Może to dokument, dzięki któremu się stąd wydostanę? Wciąż myślał. Chwycił za delikatne brzegi koperty i ujął w obie dłonie. Wpatrywał się w nią z przesadna nadzieją. Wydawało mu się, że nie da rady jej otworzyć. Chyba za wiele oczekiwał od tego kawałka tektury. A co, jeżeli się przeliczy? Wyczuł coś dziwnego w środku. Przesuwając kciukiem, w końcu rozerwał górną część papeterii. Zaniemówił. Palce drżały mu tak strasznie, że ledwo trzymał znalezisko w rękach. Był tam jego dowód osobisty, wszystkie dokumenty, paszport, jakieś zdjęcie i co najważniejsze, pieniądze. Wszystko to, co zostało mu skradzione. Oczywiście rzeczy nie zdołali już odzyskać, ale to co najcenniejsze miał już przy sobie. Oprócz... Opadł bezwładnie na łóżko. Wyciągnął z koperty zdjęcie, była tam ... ona. Kim. I ... on? Nasze wspólne zdjęcie... Było to zdjęcie robione za czasów, kiedy oboje byli w wieku gimnazjalnym. Na lotnisku. Znał to lotnisko. W tym momencie głowa zaczęła go strasznie boleć, więc chwycił się za nią porywczo. Widział podświadomie to miejsce, widział siebie idącego z biletem w ręce. Ból ustał, a L.Joe otworzył oczy szeroko. Po chwili ból znowu robił się coraz silniejszy, a on myślał, że eksploduje. Tym razem widział nie tylko siebie, ale także jakieś inne postacie do niego podobne. Zobaczył niebieskowłosego chłopaka i w końcu znajomą brunetkę. Czyżbym zaczynał sobie wszystko przypominać?
_____________________________________________________________
Sohori biegła za nim nie czując już własnego zmęczenia po tym, co przeszła. Pragnęła już tylko jednego, dogonić go i wszystko mu wyjaśnić. Był już niedaleko. Jak miała go zatrzymać?! W jaki sposób?! Nagle poczuła ból, który przeszył jej całe ciało. Zgięła się w pół i zatrzymała na środku korytarza. Wzięła ostatnie dwa wdechy.
- Zaczekaj... - Upadła.
Ricky oszołomiony tym, co go dzisiaj spotkało, nie zwrócił nawet uwagi na to, że ta dziewczyna za nim biegła. Gdyby nie wstrząśnięty personel, który na jej widok zaczął biec w przeciwną stronę, na pewno by się nie obejrzał. Momentalnie postanowił schować dumę do kieszeni i podbiegł do niej. Coś kazało mu jej pomóc. Nie rozumiał tego uczucia, tak naprawdę nawet nie chciał. Po prostu wziął jej dłoń w swoją i uścisnął z całej siły. Sohori otworzyła oczy. Changhyun pomógł jej wstać, a kobiety, które pojawiły się obok ustąpiły. Dziewczyna zasłabła tylko na chwilę, przemęczenie dało o sobie znać.
- Dziękuję... - Odparła cicho, pokaszlując przy tym nieco.
- Nie ma za co - Rzucił sucho, starając się nie ukazywać swoich emocji. Widząc, że stoi już na nogach o własnych siłach, zdjął jej rękę ze swojego ramienia i stanął obok.
- Chciałabym ci wszystko... - Przełknęła ślinę - wyjaśnić...
- Nie wiem czy...
- Proszę - Wyszła mu na przód Sohori z lekko drżącym głosem.
Changhyun kręcił trochę głową, lecz widząc jej przejęcie, postanowił, że ulegnie. Nie chciał być teraz sam. Poczuł, że jej towarzystwo przyda mu się bez względu na to, co zamierzała mu powiedzieć. Prowadziła go do bufetu, który był pełny pacjentów z rożnych działów oraz ich gości. Znaleźli jakiś osobny stolik pod oknem i przysiedli się. Sohori bardzo stękała z bólu siadając, lecz gdy tylko zagrzała miejsce oparła głowę o dłonie. Ricky poczuł się niezręcznie. Nie lubił cudzych spojrzeń na sobie, szczególnie w takich sytuacjach. Nie miał jednak siły aby cokolwiek zmieniać z tego powodu.
- Może na początek cię przeproszę... - Zaczęła bardzo przybita - ...za moje zachowanie przed firmą. Prawda jest taka, że nigdy się tak nie zachowuję.
Wierzył jej. Dziwiło go to, ale w tym momencie była bardzo wiarygodna.
-... zrobiłam to tylko dlatego, aby wzbudzić zazdrość w Meidi...- Urwała na moment - ...to znaczy starałam się pomóc, ale mi nie wyszło... - Była prawie bliska płaczu - To nie jest jej pierwsze pobicie.
Ricky słysząc to z ust Sohori czuł, że chyba zaraz zemdleje. Jak to nie pierwsze?! Przeraził się.
- Jej szef..., nasz szef... - poprawiła się - ... on jest dla nas bezlitosny. Upatrzył sobie Meidi i bardzo ją od siebie uzależnił, w dodatku w krótkim czasie. Jak wiesz, dostała się tutaj z powodu jej ojca. Jest młoda, ładna, atrakcyjna...
Changhyun wyobraził sobie właśnie tysiąc najbliższych najgorszych scenariuszy, kryjących się pod tymi słowami. Jego oczy kierowały się ku gwieździstemu niebu tuż za szybą, a łzy płynęły wolno po jego delikatnych policzkach obmywając żal i złość, którą czuł niedawno.
- Kiedy już myślała, że się na nim poznała, on po prostu zaczął stawiać jej coraz to nowe warunki. On stał się dla niej tak ważny, że potrafiła zrobić dla niego wszystko. Przez to właśnie nie zauważyła nawet, jak bardzo sama siebie skrzywdziła.
Gdzie ja wtedy byłem do cholery?! Czemu mnie przy niej nie było?!
- Potem... było już tylko coraz gorzej. On zaczął ja oszukiwać, podglądać, śledzić, zastraszać, nawet zaczął ją upokarzać przed całą firmą... - Jej głos ucichł - ... niejednokrotnie ją gwałcił, byle by tylko wykonywała to, o co ja prosił...
Wybiegł. To było dla niego chyba za dużo. Stał właśnie przed drzwiami do sali, z której leżała. Bez opamiętania nacisnął białą klamkę. Drzwi ledwo uszły z życiem.
- Już wszystko wiem...- Uklęknął nad śpiącą Meidi i nieśmiało wyciągając rękę w jej stronę, opuszkami palców przewrócił kilka kosmyków na skroni - ... jestem tu. Jestem i cię nie opuszczę...- Drugą ręką zasłonił sobie usta, usiadł obok na krześle i starał się powstrzymać nieustający płacz - Obiecuję... Obiecuję, że on za to zapłaci...
i Ty mu tak tam każesz siedzieć?! jak długo?! ona śpi ?! ;____; dlaczego mi to robisz? brak mi słów. DALEJ. DALEJ. DALEJDALEJDALEJDALEJDALEEEEEEEEEEEEEJ!
OdpowiedzUsuńDALEJ.
zaniemówiłam, poważnie. ;-;
idealne. ♥ szkoda, że tak mało ;c
*chlip,chlip*
MATKO. ZABIJE TEGO DUPKA. -______-
OdpowiedzUsuńSzefuńcio mi podpadł. Zginie marnie. *Kilk, klik.* *Death Note na stole* Mówisz, że jak się nazywa? -__-
Jak to dobrze, że L.Joe odzyskuje pamięć... *3*
Nominowałam cię do Liebster award:http://k-poplifestories.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń