Odcinek 1
Był grudzień, ich pierwsze święta, które spędzają razem. To znaczy, mieli spędzać... Już wtedy widziała, że coś między nimi 'nie gra', coś zaczyna się psuć. Mimo wielu podejrzeń i dotkliwych myśli postanowiła, że nie będzie mu teraz tego wypominała. Przecież niebawem miała być gwiazdka, po co się kłócić? W końcu i tak dość mieli ich w ostatnich tygodniach. Jak zwykle walczyli o błahostki, dla niego to wszystko było bardzo zabawne, a ona przeżywała każdą sprzeczkę tak bardzo, że już kilkakrotnie zapewniała go, że odbierze sobie życie. W sumie, sama nie wiedziała dlaczego mu to pisała, może chciała go wystraszyć? Przestraszyć, żeby jej nie opuszczał. Nic z tego, przestało działać od czasu, kiedy pokłócił się z jej mamą. Już wtedy wszystko wisiało na włosku. Jak to uratowali? Nie mieli pojęcia. Tak wyszło. Minęło 6 miesięcy od kiedy są razem. Pierwsze 3, to była bajka. Chcieliby pewnie, żeby tak już było zawsze, jednak kolejne tygodnie sprowadzały ich tylko na drogę zagłady. Może gdyby nie te jego liczne wypady, gdyby nie te wszystkie 'ważniejsze' rzeczy. Pół roku jak z bicza strzelił i pierwsze święta Bożego Narodzenia. Wszyscy na około tylko czekają na ich wspólne świąteczne zdjęcia, domysły o wspaniałych prezentach, a znajomi, aż przyłapią ich na romantyczniej, świątecznej kolacji na mieście. Nawet któraś z przyjaciółek Amy zaczęła się dopytywać o ich plany na wigilię. Opowiedziała jej więc ckliwą historyjkę o pieczeniu pierników, ubieraniu choinki, o małym wypadzie poza miasto i nawet wymyśliła fantastycznego sylwestra. Skłamała, nie mieli żadnych planów, nawet nie mieli czasu ich przygotować. On, ciągle zabiegany, nie miałby nawet czasu wpaść do niej choć na chwilę, pod pretekstem, że wpadnie jutro. Przysłowiowe jutro zawsze zamieniało się w tydzień, w najgorszym przypadku w miesiąc. I tak mijał im czas. Amy przewinęła karteczkę kalendarza z 19 na 20 grudnia.
- Matko, jak ten czas leci... - Spojrzała ukradkiem na ekran telefonu. Ta sama tapeta od pół roku, oni, plaża, przeźroczysta woda i szczere uśmiechy - Szkoda, że nie wysłał nawet krótkiej wiadomości... - Posmutniała. Wiedziała, że robi błąd. Powinna sama się do niego dobijać i prosić o uwagę. W końcu, jakoś to miało przetrwać. Bynajmniej ona tego chciała. Gdzieś był rąbek nadziei, że się zmieni, że to wszystko się zmieni, ze może ten nowy rok wniesie w ich życie dobre zmiany. Marzyła o tym, ale nawet nie była w stanie mu tego przekazać.
Wybiła pierwsza, był 24 grudnia, dzień Bożego Narodzenia. Na dworze padał śnieg, dzieci szły z rodzicami po prezenty, a ona siedziała za oknem wypatrując, czy może do niej zawita. Czy idzie gdzieś, choćby z dala. Patrzyła, bo wciąż chciała wierzyć, że go dojrzy. Przesiedziała tak chyba 3 godziny, wciąż zmieniając płytę z kolędami. Co jakiś czas biegła do kuchni, by pomóc mamie w tym cały rozgardiaszu i znów wracała, by poobserwować biały świat.
- Kochanie, czekasz na kogoś? - Pytała zmartwiona mama.
- Nie, nie mamo... - Odpowiadała, wciąż patrząc za szybę.
Kilka minut później, gdy miała już zrezygnować, zauważyła go. Aż zdębiała, przetarła oczy, bo nadal myślała, że ma omamy. Na prawdę przyszedł. Uradowała się, poczuła się jak mała dziewczynka, dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy widywali się po raz pierwszy. Zeskoczyła radośnie z parapetu i ruszyła ku drzwiom. Jednak gdy stanęła na progu nikogo nie dojrzała. Czyżby się przewidziała? Nie, na pewno go widziała, na 100%. Gdy bardziej się wychyliła, zobaczyła jego postać idącą kilka domów dalej. Dlaczego nie skręcił w jej stronę? Dlaczego nie odbiera jej telefonów? Czy nie dostał też żadnych esemesów? A może udaje, że jej nie zna! Tylko...dlaczego?! Nie rozumiała tej całej sytuacji. Znów czuła się oszukana. Niby gdzie on szedł? Do kogo?! Po co? Nie chciała myśleć o żadnej innej dziewczynie. To byłby szczyt. Czy aby na pewno związała się z takim skończonym dupkiem?!
Za 15 minut usłyszała dzwonek. Była pewna, że to mechanik do jej ojca. W tym czasie zajęła się czymś pożytecznym, nie miała bowiem chęci, by znów siedzieć przy oknie.
- Kochanie... ! - Usłyszała za plecami.
- Kevin?! - Prawie wrzasnęła.
- Mam tu coś dla Ciebie! - Wysunął prezent zza pleców.
- Pre- prezent? - Znów była w szoku, faktycznie wcześniej nie miał niczego w rękach, może zbyt pochopnie go oceniła??
- Mam nadzieję, że Ci się spodoba - Ucałował ja w policzek.
- Mam go teraz otworzyć?
- Tak, tak liczę na to.
- A więc dobrze... Otwieram... - Uśmiechnęła się zadziornie.
W paczuszce był piękny biały słoń z podniesioną do góry trąbą. Na ogonie miał różową kokardę i miał duże, niebieskie oczy, a co najważniejsze - na grzbiecie miał napisane: "Bo Ciebie Kocham - Kevin".
- Niesamowite! Sam to zrobiłeś?!
- Z drobną pomocą... Widzisz tę uniesiona trąbę? - Wskazał na figurkę - To na szczęście Amy, żeby nam się wreszcie wszystko ułożyło!
- A ... dzwoniłam, pisałam... - Nagle ocknęła się. Kevin nagle przybrał minę z pełnej nadziei na poirytowaną.
- I co będziesz mi to teraz wypominać?! - Uniósł się niespodziewanie.
- Nie, ja po prostu martwię się... - Próbowała się tłumaczyć.
- Jasne, nie obchodzi Cię fakt, że próbuję wszystko naprawić, znów czepiasz się szczegółów!!!
- Przestań, nie to miałam na myśli! - Próbowała go uspokoić.
- Już ja wiem, co Ty miałaś na myśli!!! Wiesz co?! - Zwrócił się do niej - W ogóle nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie zasługujesz na ten prezent! Na nic nie zasługujesz! - I wyszedł.
Tak, tak mniej więcej wyglądał ich pierwszy dzień świąt...
takie coś innego. oryginalne. ♥ podoba mi się to! :3 pisz,pisz! ;3
OdpowiedzUsuń:OOOOOO!
OdpowiedzUsuńAle bym go dopadła... A tego słonika wsadziłabym mu tam gdzie się nie spodziewa. ;_;
Jeszcze robić dziewczynie problemy przez to, że samemu królewiczowi nie chciało się odpisać na sms'y... .___.
Na stos z nim!