Ricky
- Hej, spróbuj tego... To naprawdę pyszne! - Uśmiechnął się do Rickyego zachęcająco Chunji, przełykając kolejny kęs ryby - Przecież to Twój ulubiony tuńczyk...- Dodał nie rozumiejąc zachowania przyjaciela, który nadal miał pusty talerz przed sobą.
- Weź sobie to i jedz sam, skoro tak Ci smakuje - Odburknął i przewrócił oczami.
- Nie rozumiem! Zachowujesz się tak już trzeci dzień! - Oburzył się Changjo - Przecież chyba już Ci tłumaczyliśmy, że wcale tego nie chcieliśmy...
- Nie! Wiem, ze nie! - Spojrzał na niego w taki sposób, jakby miał zabić - Mówiłeś, że nie będziemy już o tym rozmawiać!
- A Ty obiecałeś, że przestaniesz!
- Nic nie obiecywałem, jasne?! - Znów posłał mu mordercze spojrzenie - Dlaczego choć raz nie mogę zachowywać się inaczej, niż tego oczkujecie?!
- Wiesz co? Robisz problem z byle czego... Jeżeli tak bardzo zależy Ci, aby być w centrum uwagi, to proszę bardzo! - Wkurzył się wreszcie lider, przewrócił czapkę na głowie i wyszedł do swojego pokoju - No obraź się teraz! Śmiało! - Dodał i zatrzasnął za sobą ciężkie drzwi. Wszyscy siedzieli w osłupieniu i mieli miny, jakby ktoś ich oblał kwasem. Po chwili któryś z nich już miał zamiar się odezwać, lecz Ricky w tym samym momencie poderwał się z kanapy i ruszył korytarzem. Widzieli go jeszcze chwilę, aż wreszcie zniknął w ciemnościach. L.Joe, wpatrujący się w podłogę od jakiegoś czasu nareszcie wstał i równie zdenerwowany postanowił udać się za nim. Spojrzał jeszcze chwilę na swych towarzyszy, jakby pytał, dlaczego jeszcze tu siedzą i pobiegł. Blondyn już prawie go doganiał. Widział jego krępe ciało, które poruszało się coraz wolniej i wolniej. Był już na wyciągnięcie dłoni, coś jednak powstrzymywało go, aby chwycić go i przyciągnąć do siebie. W tym momencie przestraszył się. Zwolnił. Ricky nadal tułał się, opierając jedną rękę o ścianę korytarza.
- Czekaj... - Dyszał Byunghyun, opierając ręce na swych udach i oddychając ciężko.
Przestraszony niebiesko włosy [przystanął i spojrzał niepewnie za siebie. Widząc blondyna wyprostował się, a jego brwi poszybowały ku górze.
- Trochę za szybko biegasz, wiesz? - Odezwał się L.Joe nadal nabierając powietrza.
W odpowiedzi na to, Ricky tylko się uśmiechnął, podszedł powoli w stronę kumpla i podtrzymał go za ramię.
- Trochę trenowałem, może to dlatego...
- Ricky... - L.Joe również się wyprostował i spojrzał Changhyunowi w oczy - ...co się dzieje? - Mówił tak delikatnie, że jego usta drgały przy każdej głosce.
***
Siedzieli właśnie przed budynkiem ich wytwórni, na niewielkiej drewnianej ławce. Słońce opalało ich jasne twarze, a oni rozmawiali ze sobą, jakby nie widzieli się od lat.
- ... wtedy właśnie zrozumiałem, że to wszystko nie było przypadkiem, rozumiesz? To, że moje serce przy niej tak wariuje to nie jest nic normalnego. Zawsze to czułem, ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie mogłem znieść tego, kiedy zaczęliście o niej dyskutować. Nie mogłem znieść tego..., że... - Nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa zdruzgotany Ricky.
- ..., że tak łatwo nam to wszystko przychodzi? Sądziliśmy, że potraktujesz to jako żart. Zawsze z uśmiechem opowiadaliśmy o naszych byłych dziewczynach i sympatiach. O tych szalonych fankach... Po prostu się śmialiśmy... Sam z resztą nie wiedziałem o tym, ze tak bardzo ci na kimś zależy. Nikt z nas nie miał pojęcia o jej istnieniu. W końcu... nigdy nam o niej nie opowiadałeś.
- Wiem o tym... Nie opowiadałem, bo tratowałem to, jako zamknięty rozdział, przecież byliśmy wtedy tylko dziećmi...
- Dlatego właśnie tak cierpisz...? Sądzisz, że teraz jest inna...?
- Tak, właśnie tak sądzę. Nie potrafię tak nagle zmienić się dla kogoś, nawet jeżeli bardzo bym tego chciał. Myślę, że ona się po prostu mną rozczaruje.
- Ale.. Ricky... Ona powinna cię kochać właśnie za to, jaki jesteś - Dodał L.Joe, patrząc w twarz przyjaciela.
- A co, jeżeli ona nie czuje tego, co ja? Minęło tyle lat...
- Naprawdę sądzisz, że aż tak bardzo się zmieniłeś?
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Wiem tylko, że ona była zawsze, odkąd pamiętam. Była ze mną prawie na każdym zdjęciu, które posiadam... posiadałem z dzieciństwa...
- Jak to posiadałeś? - Zmartwił się Byunghyun.
- Zniszczyłem je.. - Ricky mówiąc to wstał z ławki i podszedł do drzewa, które tak bardzo lubił - Nie wiem dlaczego, po prostu nie mogłem znieść myśli, że już jej tu ze mną nie ma. Nie mógłbym znów patrzeć na nią każdego ranka i wieczora tak, jak to było wcześniej. Kiedyś tego bardzo potrzebowałem, aż do ostatniego wieczora, kiedy to wróciło z podwojoną siłą. Czułem się wtedy taki przydeptany tą myślą o niej.
- Czyli... teraz już tego nie potrzebujesz, tak? Zniszczyłeś je dla świętego spokoju? Tak, jak się niszczy pamięć o kimś bliskim?
- Właśnie...- Odwrócił się w jego stronę, rozrywając przy tym listek z drzewa - ... tylko jakoś nie bardzo pomaga.
- Chyba cię rozumiem... chyba nawet bardzo dobrze... - Znów skierował swój wzrok ku ziemi L.Joe.
- Jak to?! - Obruszył się niespokojnie Ricky upuszczając strzępki listka.
PIIIISZZZZZ.....
OdpowiedzUsuńDAAAAAALEEEJ.....
*Q*
*w*
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Jak to!?